Farewell, my paradise

24 3 0
                                    

- Czy ja Cię zawiodłem?- zapytał chłopak krztusząc się łzami.
- Ale o czym ty mówisz?- powiedział drugi lekko sycząc z bólu przez ranę postrzałową ulokowaną na jego brzuchu.
- O tym wszystkim, Ty... Ty zaraz umrzesz a ja? Tyle Ci obiecałem, że zwiedzimy świat, że zamieszkamy w domu w środku lasu i.. I że tyle zrobimy razem - odpowiedział przez łzy.
- Przecież zrobiliśmy. To były najlepsze 2 lata w moim życiu... Powiedziałeś przecież że będziemy razem do końca. I o to jest. Mój koniec.
- Ale to moja wina! To ja zaciągnąłem cię w to wszystko! To przeze mnie umierasz.
- Pamiętaj że kocham cię najmocniej na świecie - powiedział zamykając oczy już na zawsze.
- Nie! To nie tak miało być! Mieliśmy być szczęśliwi! - powiedział trzymając ciało swojego chłopaka w ramionach. Słyszał policyjne syreny sygnalizujące, że policja się zbliża. Powinien się ruszyć, uciekać ale nie mógł, nie mógł go tu zostawić. Coraz bardziej docierało do niego że on nie żyje przez co płakał jeszcze mocniej. W jego głowie pojawiały się wspomnienia. Zobaczył go na imprezie, był zafascynowany delikatnymi rysami chłopaka, jego porcelanowymi policzkami i jego niecodziennym sposobie mówienia. Zawsze mu to wypominał. A teraz? A teraz śmieje się przez łzy przypominając sobie ich pierwsze święta razem. Gdy razem ubierali choinkę i piekli pierniczki. Gdy cali byli w umazani w lukrze. Na jego twarzy gościł przepiękny uśmiech, w przeciwieństwie do zimnej obojętnej miny którą miał teraz. Ich nowy rok, wspólne strzelanie fajerwerków, podziwianie ich uroku. Ich zabawy w śniegu. Gdy lepili razem bałwana. Gdy ciągali się razem na sankach. To wszystko było takie odległe. Potem ich wspólna wiosna, zbieranie kwiatów, stawianie ich na stole, aby potem zapomnieć o nich i przetrzymać je o wiele dłużej niż się powinno. Ich lato. Wspólne kąpiele w basenie. Wycieczki za miasto, aby zorganizować piknik. Ich pierwszy raz. Gorący dotyk na jego skórze. Potem jesień, wspólne zabawy w liściach. Wieczory, przy których leżeli wtuleni w siebie pod kocem, a obok stała herbata. To wszystko wydawało się nierealne. Szczególnie teraz, gdy wiedział że to się nie powtórzy bo go już nie ma. Patrzył się tylko w jego bladą twarz, przytulił jego ciało jeszcze bardziej do siebie. Chciał aby to się nie stało. Aby nigdy nie wciągnął go w handel narkotykami. Mieli idealną przyszłość. Gdyby nie jego głupota on i jego cudny uśmiech nadal by tu byli. Usłyszał otwieranie drzwi i krzyki policji. Reszta jakby się urwała. Był w jakimś transie. Poczuł tylko jak jest odrywany od ciała i przyciskany do podłogi. Czuł że ktoś zakłada mu kajdanki i podnosi do góry. Spojrzał na chwilę w kierunku ciała i szepnął:
- Żegnaj mój wyśniony raju.
Wyprowadzili go z domu. Wsadzili do radiowozu, a chłopak już nie kontaktował, to było za dużo. Trochę później ktoś wszedł do auta. Nie widział kto ale był to zapewne któryś z policjantów. Chwile potem odjechali. A on czuł pustkę, czuł że gdy jego ukochany zmarł to on też. Czuł że odchodzi z tego świata.

Farewell, my ParadiseOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz