1

1.1K 7 0
                                    


Sara

- Karmen! Mam Cię dość! Wyprowadzam się! - krzyczał na mamę tata.

Zaczęłam płakać. To pierwszy raz kiedy się kłócą.

- A wypierdalaj do swojej dziwki! Myślisz, że nie wiem co robisz z Isabel!?
Tą pieprzoną sekretarką!- mamie puściły nerwy.

- A żebyś wiedziała! - tata patrzył na mamę wściekłym wzrokiem zamiast patrzeć na drogę.

- Ty chuju! Rządam rozwodu! - mama uderzyła tatę z otwartej dłoni w policzek, nie patrząc na to że prowadzi, a na dworze jest ciemno.

Nagle oślepiły nas duże rażące światła reflektorów.
Przez szlochanie usłyszałam krzyk mamy, piski opon i głośny trzask.

Otwieran oczy...
Spokojnie Sara to tylko koszmar...
Powtarzam sobie w głowie.
Ten sam sen śni mi się od siedmiu lat, czyli od kiedy moi rodzice zginęli w wypadku. Nasz samochód został doszczętnie zgnieciony przez ciężarówkę. Lekarze do tej pory się dziwią, jakim cudem przeżyłam.

- Muszę coś zjeść. - wszeptałam sobie pod nosem.

Wstaję ociążale z cieplutkiego łóżka i schodzę po ziemnych schodach do kuchni, w której jest czujnik ruchu, więc od razu zrobiło się jasno.
Nie lubię ciemności, boję się jej.
Od razu spostrzegam, że na krześle przy wyspie siedzi mój zapracowany braciszek Will. Najwidoczniej wrócił z delegacji i już czeka na śniadanie, żeby tylko nie zjeść go ze mną...
Od dwóch lat tego nie robi, ale nie jestem na niego o to zła, przecież to nie jego obowiązek.
Zaopiekował się mną po śmierć rodziców, chociaż był adoptowany i wcale nie musiał tego robić.
Will jest bardzo dobrze zbudowany i wysoki. Jego czekoladowe oczy idealnie pasują do artystycznego nieładu czekoladowych włosów. Nie posiada brody, a jego kości policzkowe dodają mu uroku. Natomiast jego malinowe usta kuszą nie jedną dziewczynę.
Jednak on jest zbyt wybredny...
Normalnie, jak dziecko, w sklepie z zabawkami. Nie wie którą wybrać.
Ma dwadzieścia cztery lata, więc może sobie pozwolić na przelotne romanse.
Udając, że go nie widzę, tak jak on to robi na co dzień, bo skoro tak robi to znaczy, że tego chce otwieram sobie lodówkę.

William

Wracając do domu, do Sary dużo myślałem. Muszę jej w końcu powiedzieć, bo nie wytrzymam tak długo. Siedem lat to wystarczająco dużo.
Zaparkowałem swoje Bugatti w garażu obok Ferrari i ruszyłem w kierunku willi.
Spoglądam na złoty zegarek, który noszę na lewej ręce. Jest 4:00 w nocy, więc Sara na pewno śpi.
Muszę poczekać do rana.
Po wejściu do domu od razu usiadłem na krześle w kuchni.

- I co ja mam zrobić? - zapytałem samego siebie.

Światło zgasło, a po kilkunastu minutach znowu zaświeciło, przerywając moją melancholię.
Spojrzałem na sprawcę ruchu, który to spowodował.
A jest nim Sara.
Wyrosła... Nie mogłem się powstrzymać, żeby nie przejechać wzrokiem po jej ciele.
Jest ubrana tylko w koszulkę do połowy ud z nadrukiem mojej ulubionej drużyny koszykarskiej.
Delikatny szary materiał opina się na jej piersiach, uwydatniając sutki.
Szybko, jednak skarciłem się za to w myślach i moje oczy znów patrzą w te piękne oliwkowe tęczówki.
Dziewczyna, jakby nie zauważając mnie podeszła do dwumetrowej lodówki.
Jednak Sara ma 163 centymetrów wzrostu i sięgając na najwyższą półkę musiała stać na palcach.
W pewnym momencie koszulka się podwinęła, ukazując jej krągłe pośladki.
Przęłknąłem głośno ślinę.
Ja chyba oszalałem. Nie mogę o niej myśleć w ten sposób.
Długie kręcone i brązowe włosy dziewczyny opadły wzdłuż ramion, kiedy zdjęła sobie już jogurt i delikatnie jej stopy opadły na ziemię.
Wzięła sobie łyżeczkę i sprawnym ruchem otworzyła go.
Oparła się o blat kuchenny i nabrała na łyżeczkę trochę białej masy, wkładając ją seksownie do pełnych, różowiutkich ust.

"Niewolnica" Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz