1

5 0 0
                                    

-Leon spakowałeś sobie drugie śniadanie?- zapytałam brata, kiedy ten szykował się do wyjścia .

- Tak! Miłego dnia Eve!- pomachał i wyszedł, jak zawsze z uśmiechem na twarzy.

Szczerze? Nie wiem co bym bez niego zrobiła, jest moim małym oczkiem w głowie. Niesamowicie dzielny chłopiec, inteligentny, miły i pomocny, taki jest właśnie mój brat. Zawsze sobie pomagamy, w końcu mieszkamy sami od 4 lat. Radzimy sobie, ale nie jest kolorowo. 

Pracuje jako gosposia u Państwa Evans od  niedawna, moja pensja jest mała, czasami nie starcza nam do końca miesiąca, a wydatki są coraz większe. Wcześniej pracowałam w barze niedaleko naszego mieszkania, ale właściciela zamknęli za nielegalne przechowywanie narkotyków w lokalu. Nie powiem, jest ciężko, dobrze że mamy chociaż wsparcie ze strony mojej przyjaciółki -Melanie, ale  pomimo tego i tak obydwoje odczuwamy brak matki. Jej śmierć bardzo nami wstrząsnęła. Została postrzelona w pobliskim parku dokładnie 4 lata temu, do tej pory nie znaleziono sprawcy.

Chwile po wyjściu chłopca zaparzyłam sobie kawę i usiadłam na parapecie okna, z którego miałam pogląd na ulicę i bloki. Upiłam kilka łyków mocnej, czarnej kawy i wyciągnęłam z paczki czerwonego Malrboro. Paląc- przyglądam się pogodzie. Jest chłodno, mgliście i ponuro. Zbliża się zima, więc liczę na jakąś premię ze strony Evansów, jednak odzież i obuwie zimowe trochę kosztuje,a nie chcę, by mój brat przechodził taki sezon w trampkach. Poza tym, zbliżają się też święta.

Dopiłam kawę i poszłam się trochę ogarnąć. Wzięłam prysznic, ubrałam się i zrobiłam lekki makijaż po czym wyszłam do pracy. Państwo Evans mieszkają w bogatej dzielnicy- Los Feliz. My zaś mieszkamy w Korea Town. Mam do pracy jakieś 40 minut drogi autobusem, więc nie jest źle. Droga mija mi dziś okropnie długo. Zapomniałam słuchawek, w dodatku jest okropna pogoda, zniechęca mnie do wszystkiego. 

Gdy dotarłam na miejsce, z domu Evansów słychać było krzyki, jednak próbowałam nie zwracać na to zbytnio uwagi. Podeszłam do do drzwi i wcisnęłam dzwonek, w mgnieniu oka zostały one otworzone przez Panią Evans. Widać było że jest wściekła, pomimo tego na twarzy widniał wymuszony uśmiech.

- Witaj Eve, wejdź proszę.

- Dzień dobry Pani Rose- uśmiechnęłam się i weszłam do wnętrza domu.

Piękna posiadłość, wspaniały wystrój, słodki zapach i wszystko ze sobą współgra. Marzenie mieć tak cudowne mieszkanie.

- Usiądź proszę.- powiedział Pan Evans, trochę się obawiam, przeczuwam że to będzie jakaś poważna rozmowa.

- A więc musimy Cię poinformować że wyjeżdżamy z żoną na dłuższy czas, aczkolwiek dom nie będzie pusty. Na ten okres wprowadzi się tu nasz syn, Joe.

Nie wiedziałam że mają syna, jestem w lekkim szoku.

- Niestety ma on ciężki charakter i obawiamy się że może sprawiać problemy.- dodała Pani Rose i spojrzała na męża.

- Chcemy abyś natychmiast nas poinformowała gdyby cokolwiek się stało podczas jego pobytu.

- J..jasne nie ma problemu, myślę że  sobie poradzę.

- Mamy taką nadzieję, oczywiście podwyższymy Ci wypłatę.

Te słowa najbardziej mnie ucieszyły, w końcu kupię bratu nowe ubrania i prezent na święta.

- Dziękuję Państwu, ale mam jeszcze jedno pytanie...

- Proszę, śmiało.- Powiedział Pan Evans wskazując na mnie dłonią.

- Kiedy Państwo wyjeżdżają?

- Dziś w nocy, dlatego przygotuj się na to, że już jutro możesz zastać tutaj Joe, jeśli nie, to klucz będzie tam gdzie zawsze.

- Dobrze, to wszystko. Zabieram się  do pracy.- uśmiechnęłam sie i odeszłam.

W głowie ciągle miałam jedną myśl, dlaczego się kłócili? Czy ich syn jest aż tak problematyczny? Jestem ciekawa jego osoby i tego jak będzie się zachowywał.

The MysteriousOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz