Rozdział 10

103 8 1
                                    

Człowiek, we własnym życiu gra zaledwie mały epizod.

~Stanisław Jerzy Lec

---------------------------------------------------------

Od świąt mineło kilka miesięcy. W ciągu tego czasu nie działo się nic ciekawego. Razem z dziewczynami głównie siedzimy przy książkach, bo zbliżają nam się testy. Mamy w końcu wiosnę. Może nie jest jeszcze za gorąco na dworze, ale jest przyjemnie. Drzewa powoli puszczają pąki, a po białym puchu nie ma już śladu. Szłam właśnie na eliksiry gdy usłyszałam jak ktoś mnie woła.

- Mad czekaj! - odwróciłam się i zobaczyłam jak Bleise i Kate idą w moją stronę. Stanełam na boku aby nie torować innym drogi i zaczekałam, aż do mnie dojdą.

- Idziesz na dzisiejszy mecz? - zapytała dziewczyna gdy tylko podeszła.

- Raczej nie - odpowiedziałam i pokręciłam głową. Gdy już mnie dogonili wszyscy razem ruszyliśmy do klasy.

- Dlaczego? - patrzyła na mnie tymi swoimi dużymi brązowymi oczami, a w jej głosie słychać było lekkie zawiedzenie.

- Wiesz że nie jestem fanką sportu i nie interesuję się Quidditchem. - wzruszyłam ramionami, ignorując jej jęki. Od początku roku nie byłam na żadnym z meczy i jakoś nie czułam potrzeby aby tam się pojawić. Nigdy specjalnie nie obchodził mnie sport, a patrzenie jak kilkoro uczniów lata na miotłach w te i spowrotem jakoś mnie nie zachęca.

- No proszę. Musisz poczuć te emocje! - zrobiła swoją popisową minę smutnego szczeniaczka i kilkakrotnie pomrugała oczami.

- Jakie emocje? - zaśmiałam się cicho, bo wyglądała naprawdę śmiesznie.

- Nie dowiesz się jak nie przyjdziesz - odwróciłam się, a z drugiej strony stał Bleise z podobną miną. Zagryzłam wargę i przez chwilę się nad tym zastanawiałam. W końcu westchnełam i przewróciłam oczami.

- Dobra, dobra. Niech wam będzie. - mruknełam bez większego entuzjazmu. Wiedziałam że i tak nie odpuszczą, więc nie miałam wyjścia. Zdecydowanie muszę popracować nad swoją asertywnością.

***

Po ostatnich zajęciach postanowiliśmy wrócić do Pokoju Wspólnego. Po drodze obstawialiśmy wyniki meczu. No, oni obstawiali. Ja tylko się przysłuchiwałam i raz na jakiś czas zaśmiałam z ich wymiany zdań, bo potrafili nieźle się ze sobą droczyć. Blesie był przekonany że wygra Slytherin i zgniecie Hufflepuff, Kate natomiast nie była tego taka pewna i obstawiała małą przewagę ślizgonów.

- Słyszałem że idziesz na mecz White - cała nasza trójka jednocześnie się odwróciła i zobaczyliśmy blondyna zmierzającego do nas pewnym krokiem. Przez te parę miesięcy nie gadaliśmy za często. Pare razy na siebie wpadliśmy, ale o dziwo bez większych dram. I jakoś za nimi nie tęskniłam.

- Czyli jednak twoje uszy działają - podniosłam jedną brew, i uśmiechnełam się najbardziej sztucznie jak tylko potrafiłam. Odwróciłam się i ruszyłam w dlaszą drogę, a po chwili zrobili to również moi przyjaciele.

- Będziesz miała okazję, żeby zobaczyć jak gram. - zerknełam na niego kątem oka, a na jego twarzy widniał pewny siebie uśmiech - Jak zobaczysz moje umiejętności będziesz pod wrażeniem.

- Taa żebyś czasem z miotły nie spadł, bo będe pod wrażeniem twojej szybkości spadania. - mruknełam, a Bleise obok parsknął śmiechem.

- Czy to była groźba? - spojrzał się na mnie z przymrużonymi oczami. Jego brwi były delikatnie zmarszczone, a uśmiech nie był już taki wielki jak wcześniej.

I hate because i loveOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz