Dean leżał na betonie, czując jak siły witalne powoli opuszczają jego ciało.
Pomimo zbliżającego się kresu, pomimo świadomości, że to koniec, nie czuł ani szczypty żalu. Był już zmęczony ciągłym stresem o świat, stojący na krawędzi destrukcji i nieustannego ratowania go. Nie sądził, że kiedykolwiek pomyśli w ten sposób, ale miał naprawdę gdzieś, że ludzkość spotkała zagłada. Prędzej czy później musiało ją to spotkać. Po raz pierwszy przestał się bać, po raz pierwszy odczuł spokój. Już zaraz będzie po wszystkim – myślał, czując ciepłe łzy spływające mu po policzkach. Koniec bólu i rozczarowań. Koniec dźwigania na barkach losów świata.
Sam leżał gdzieś obok niego, z niebezpiecznie dużą kałużą krwi w okolicach głowy. Zamglonym wzorkiem obserwował Jacka, wciąż usiłującego walczyć z Bogiem. Cholera, był dumny z tego dzieciaka. Żałował tylko, że przez ostatnie lata pozwolił sobie na bycie tak wściekłym. Żałował, że nie zdobył się na powiedzenie życzliwego żegnajcie.
Jego myśli powędrowały do Castiela. Skurczybyk już zakończył swoją historię, miał to wszystko za sobą. Odczuwał do niego żal, że odszedł wygłosiwszy swoją wielką, miłosną przemowę, nie dając mu nawet czasu na odpowiedź. Ale to już było nieważne. Cas przepadł, a on i Sam też niedługo znikną.
Ostatni raz zerknął na swojego młodszego braciszka, resztkami siły wyciągając w jego stronę rękę i chwytając za jego niepokojąco zimną dłoń, następnie ją ściskając.
– Będzie dobrze, Sammy – wymamrotał łamiącym się głosem.
Winchester z powrotem przeniósł wzrok na walkę Jacka z Chuckiem. Oczy jego przyjaciela błyszczały z gniewem, a cała twarz zaczerwieniona z wysiłku, natomiast Bóg... jak to Bóg, pozostawał niewzruszony działaniami przeciwnika. Jack właśnie wymierzał cios, gdy Chuck odsunął się od niego i uniósł dłoń, pstrykając palc---
Dean obudził się zlany zimnym potem. Przez chwilę niespokojnie rozglądał się po ciemnym pomieszczeniu, doszukując się zagrożenia. Znajdował się w jakimś przydrożnym motelu, gdzie zatrzymał się na parę godzin snu w drodze do zgarnięcia Sama, by pomógł mu w poszukiwaniach ojca.
Odnosił dziwne odczucie, że coś miało się stać, że miał coś zrobić. Uczucie to było na tyle intensywne, by nie pozwolić mu z powrotem zasnąć – dlatego wstał, zgarnął wszystkie swoje rzeczy i ruszył w dalszą drogę.
__________________
Witam!
Fanfik ten jest pisany tuż po obejrzeniu 15x18 odcinka, dlatego nie będzie zgadzał się z następnymi. Jest to tylko i wyłącznie moja kontynuacja historii.
Uwaga: mogą wystąpić wulgaryzmy.
:)
CZYTASZ
Re-set | Supernatural
FanficBitwa z Bogiem nie kończy się dobrze. Chuck jak to pisarz, robi to, co pisarze robią, gdy ich historia nie trafia do punktu, w który miała trafić - przeprowadza korektę. Albo Chuck cofa czas do samego początku historii, chcąc obejrzeć swój ulubiony...