1/1

966 145 66
                                    

Ten dzień na pozór nie różnił się niczym od innych zimowych dni. Wciąż było czuć chłód, gdy wysuwało się spod kołdry bose stopy i smak gorącej czekolady na języku, podczas czytania książki leniwym przedpołudniem. Jednak magiczna atmosfera towarzyszyła wszystkim od rana. Dziś był ten magiczny dzień, w którym zwierzęta zaczynały mówić, Święty Mikołaj rozdawał prezenty, a domy pachniały drzewami iglastymi.

Właśnie tego dnia Minho był podenerwowany bardziej niż zwykle. Bardzo nie lubił, gdy coś szło niezgodnie z planem, a już na początku, schodząc do kuchni, źle policzył drewniane schodki i potknął się, o mało nie skręcając kostki. Na szczęście ucierpiała tylko jego piżama, której rękaw zaczepił się o świąteczne ozdoby, przymocowane przez Jisunga do poręczy schodów.

– Wszystko w porządku, hyung? – rozległ się zaspany głos Jisunga, który wyjrzał z sypialni. – Jest... – przerwał, by spojrzeć na zegar w korytarzu. – Jest szósta rano, hyung! Dziś Wigilia Bożego Narodzenia i mogliśmy jeszcze pospać. Dokąd idzieś?

– Chciałem... – zawahał się Minho, ale czując, że płacz ściska mu gardło, postanowił przyznać się do niespodzianki jaką zamierzał sprawić swojemu partnerowi. – Chciałem zrobić dla ciebie śniadanie. Często budzisz mnie tak pięknie i myślałem, że może... Ale jak zwykle nic mi nie wychodzi. Nie jestem w stanie sobie poradzić nawet z głupim zejściem po schodach.

Minho pociągnął nosem. Nie należał do osób, które płaczą z byle powodu, ale po wypadku stał się zdecydowanie bardziej przewrażliwiony. Wciąż miał wrażenie, że Jisung był z nim z litości lub przyzwyczajenia, a fakt, że nawet najprostsze rzeczy do zrobienia stanowiły dla niego wyzwanie, jeszcze go dobijał.

– Hyung... To naprawdę bardzo miłe, ale nie musisz mi się odwdzięczać, rozmawialiśmy przecież o tym – przypomniał Jisung, pojawiając się obok partnera. – Twój uśmiech jest dla mnie największym szczęściem i najlepszym podziękowaniem, rozumiesz? A teraz chodź ze mną do kuchni. Zrobię ci kakao z piankami takie, jakie lubisz.

Na te słowa Minho mimowolnie się uśmiechnął. Prowadzony przez Jisunga, usiadł na stołku przy oknie, o które oparł głowę. Naciągnął rękawy beżowego sweterka na dłonie i z zamkniętymi oczyma wsłuchiwał się w dźwięki gotowanego mleka i stukania łyżeczką o słoik z kakao.

Tylko początek dnia wydawał się Minho katastrofą, a po tym, gdy Jisung obiecał, że zszyje mu rękaw rozdartej piżamy, nawet już nie pamiętał o swoich obawach względem ich związku.

Po smacznym kakao, słuchaniu melodyjnego głosu Jisunga, który czytał jak co roku „Opowieść wigilijną" i wieszaniu ostatnich bombek na choinkę, wyszli pospacerować po mieście. O tej porze roku, ulice błyszczały milionami kolorowych lampek, a przez witryny sklepów wyglądały bałwanki i Święte Mikołaje.

Jisung żałował czasem, że jego ukochany nie był w stanie tego wszystkiego zobaczyć, dlatego chcąc mu to jakoś wynagrodzić, opowiadał o tych wspaniałościach tak emocjonalnie i starannie, jak tylko potrafił. Co kilka minut zatrzymywali się, przy którymś z wielu stoisk na świątecznym jarmarku i wygłupiali się, przymierzając wełniane czapki lub opaski z rogami renifera.

– Nie wiem, o co ci chodzi, hyung. Moim zdaniem w tym odcieniu różowego wyglądasz ślicznie. Jak brzoskwinka – obruszył się Jisung i spuścił nos na kwintę, gdy Minho nie pozwolił mu kupić różowego szalika i twierdząc, że czapka w tym kolorze zdecydowanie mu wystarczała.

Czasem miał ochotę go okłamać i kupić taki kolor lub wzór, jaki by sobie wymarzył, ale wiedział, że byłoby to okrutne, więc nigdy się na to nie zdeycydował. Za bardzo go kochał i choć Minho nie znał jego rozważań, to nawet w taki sposób okazywał mu uczucie.

deep snow - minsungOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz