Prolog

6 0 0
                                    

Wszyscy uczniowie byli bardzo zakłopotani. Zbliżały się święta Bożego Narodzenia, a nikt nie chciał wrócić do domu bez swoich rzeczy. W pokoju wspólnym było słychać krzyki dziewczyn szukających kosmetyczek, kroki chłopaków biegających z pokoju do pokoju w poszukiwaniu ulubionej koszulki, czy różdżki, które przez głupi żart kolegów zmieniły swoje położenie. Nikt nie myślał wtedy o tym, co będzie dalej, ponieważ wszyscy byli pochłonięci pakowaniem się. No prawie nikt...

Tylko jedna, cicha dziewczyna wkładając ostatni sweter do walizki, nie mogła przestać myśleć o pieniądzach. Nie była zachłanna, ani chciwa, jednak odkąd wyczyściła pamięć swoim rodzicom i zabrała wszystkie oszczędności, nie dopuszczała do siebie myśli, że kiedyś się jej skończą. Aż do tych świąt. Dopiero teraz uświadomiła sobie, że w swojej torbie ma około siedemnaście galeonów, jednak przed nią jeszcze kupowanie prezentów na święta, bo przecież nikt nie może zauważyć, że coś jest nie tak.

Zawsze dawała sobie radę, nie potrafiła poprosić o pomoc. Wstydziła się tego, że nie będzie w stanie sama siebie utrzymać. Musiała wymyśleć plan, dzięki któremu uda jej się choć trochę zarobić, po cichu, w tajemnicy przed wszystkimi.

Nagle poczuła jak czyjeś ręce oplatają ją w pasie, a ciepłe ciało przylega do jej pleców w szczelnym uścisku. Ktoś położył głowę na jej prawym ramieniu. Kiedy spojrzała w tę stronę, jej oczom ukazały się rude kosmyki włosów spoczywające na jej zielonym sweterku.

Zwłaszcza przed nim.

- Jak ci idzie? - zapytał Ronald.

- Dobrze, jeszcze tylko poprawię łóżko i zabiorę rzeczy z łazienki - uśmiechnęła się.

Choć był to sztuczny uśmiech, którym nie kierowały żadne emocje, chłopak nie domyślił się, że może być coś na rzeczy. Pocałował swoją ukochaną w policzek i ruszył w stronę drzwi wyjściowych.

- Pójdę po moje walizki - rzekł wychodząc z pokoju dziewczyn.

Hermiona odetchnęła z ulgą, spodziewała się tego, że jej partner niczego się nie domyśli, jednak z tyłu głowy obawiała się, że może jednak tym razem coś zauważył. Na szczęście nic takiego nie miało miejsca, więc szatynka mogła spokojnie spakować resztę rzeczy i ostatni raz sprawdzić, czy aby na pewno nic nie zostawiła.

Kiedy udało jej się zamknąć ostatni kuferek, postanowiła pożegnać się z koleżankami z pokoju. Mimo, że nie przykładała większej wagi do utrzymania relacji w szkole, bardzo zżyła się z otaczającymi ją osobami. Po stracie rodziców, to właśnie one zastępowały jej rodzinę. Gdy kończyła składać życzenia świąteczne do pokoju weszli Ron i Harry.

- To co, idziemy? - zapytał rudzielec łapiąc jedną ręką jej walizkę, a drugą podając dziewczynie.

- Tak - odpowiedziała.

Chętnie złapała za jego dłoń, wzięła jeszcze resztę rzeczy i razem wyszli, a tuż za nimi z dwoma bagażami ruszył ich kolega. Kiedy już stanęli na dziedzińcu, postawili swoje tobołki i ostatni raz w tym roku spojrzeli na szkołę.

- Będę tęsknić - powiedziała Hermiona.

Na jej słowa chłopcy wybuchnęli śmiechem. Uznali je za żart, mimo że one wcale nim nie były. Jednak wiedziała o tym tylko szatynka, która również się uśmiechnęła, dla niepoznaki. Przecież nie mogła pokazać im, że Hogwart był dla niej domem, którego aktualnie nie miała.

- Idziemy na pociąg? - zapytała.

- Nie, zaraz powinien przyjechać... - rudzielec nie dokończył zdania.

Na dźwięk klaksonu cała trójka szybko się odwróciła. Na horyzoncie było widać tylko dwa, ostro świecące światła. Czerwona maszyna minęła po niebie w ich kierunku. Kiedy samochód wylądował przed nimi, szybko spakowali bagaże do bagażnika i wsiedli.

- Witam was, drogie dzieci - powiedział pan Weasley odwracając się do tyłu.

- Dzień dobry - powiedzieli zgodnie Hermiona z Harrym.

- Jakie znowu dzieci... - jak zwykle narzekał Ron.

- Poczekamy jeszcze na Ginny i ruszamy - puścił oczko. - Molly już nie mogła się doczekać, żeby Was zobaczyć - powiedział radośnie.

- Ginny tutaj! - zawołał Potter, wyglądając przez okno.

Dziewczyna od razu podbiegła do nich i złapała za klamkę. Schyliła się, po czym wsiadła do auta z uśmiechem na ustach. Pochyliła się, delikatnie przytulając ojca na powitanie.

- Cześć tato - rzuciła.

- Cześć słonko.

Pan Weasley również ma chwilę objął dziewczynę, po czym odsuwając się od niej odpalił silnik. Auto wzbiło się w powietrze, lecąc coraz wyżej i wyżej. Hermiona zaczęła rozglądać się na boki, obserwując jak ziemia oddala się od nich w każdej sekundzie. Choć bała się latać na miotle, to widok zza szyby samochodu zawsze był dla niej czymś niesamowitym. Czuła się tak delikatna i bezbronna, kiedy dzieliły ją od ziemi dziesiątki metrów. Chmury, nigdy nie były jej tak bliskie jak wtedy, gdy trzymając rękę Rona wyglądała za okno samochodu. Zwykle wszystkie myśli odpływały w dal pozostawiając jej umysł czysty, pełen radości i wolności, jednak nie tym razem. Tego dnia nie dało się odpędzić wszystkich myśli od tak o. Dziewczyna mimo wielu prób odrzucenia od siebie kręcących się w jej głowie pomysłów, nie mogła tego uczynić. W tamtej chwili liczyły się jej dalsze plany i marzenia, a w jej głowie kręciło się tylko jedno pytanie...

"Co dalej?"

Kiedy gasną światła - Hermiona GrangerOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz