- Samuel, mamy wrak!
- Sprawdziłeś na sonarze? Równie dobrze może być to duża ławica.
- Wszystko się zgadza, powiem Waskezowi żeby zabrał się za wyciągarkę, a Ty ubieraj skafander, trochę ponurkujesz.
- Jak zwykle to ja odwalam czarną robotę. Ty za to będziesz bawić się w tym glonowym gównie, które zaraz wrzucę na pokład.
- Stary to dla mnie sama przyjemność, nie wiesz, że laski robią sobie z tego maseczki?
- Ryan wiem, że siedzimy już trochę na słońcu, ale żeby tak waliło Ci w dekiel to się nie spodziewałem.
- Dobra już, wskakuj i zaczep hak powinno pójść gładko.
- Jaka głębokość, mam brać większą butle?
- Około sto pięćdziesiąt metrów, znając Ciebie możesz nurkować bez butli.
- Masz rację, ale czuje się lepiej z jakimś zapasem tlenu.
- Jak uważasz.
Gdy był już gotowy stanął na burcie gotowy do skoku.
- Waskez, jak zamocuje chwyt pamiętaj żeby robić przystanki co trzydzieści metrów.
- Por supuesto jefe. Hiszpan podniósł kciuka na znak zrozumienia.
Co nie do końca go przekonało. Jeśli wynurzy się za szybko bez dekompresji krew w jego ciele zagotuje się do czego miał nadzieję, że nie dojdzie, ponieważ dziś po robocie był umówiony z uroczą hiszpanką z kawiarni.
Założył aparat tlenowy na usta, odwzajemnił znak kciuka i skoczył zanurzając się w Morzu Śródziemnym. Woda była mętna przez co widoczność ograniczyła się do minimum jednak nie musiał niczego szukać, musiał jedynie płynąć za stalową liną wyciągarki, która wskazywała mu kierunek. Po pewnym czasie zauważył nieregularny kształt choć na pierwszy rzut oka mógł by przysiądz, że jest to kolejna formacja skalna kiedy odgarnął warstwę mułu i glonów tworzących skorupe ujrzał dębowe deski. Postanowił użyć latarki wbudowanej w maskę żeby sprawdzić z jak dużym obiektem ma do czynienia. Stopniowo oczyszczał powierzchnie przesuwając się wzdłuż, z każdym kolejnym metrem był coraz bardziej zszokowany, kiedy kadłub się skończył wyszło mu szacunkowo ponad trzydziestu metrów. Opłynął ster burtę, która była szeroka na około dziesięć metrów, już teraz widział, że okręt jest ogromny mimo wyraźnych zniszczeń. Przez środek burty przechodziła olbrzymia wyrwa porośnięta gęsto glonami, wyglądało to jakby kadłub złamał się wpół. Sprawdził poziom tlenu, został mu kwadrans. Mało na podwodną eksplorację, ale takiej okazji nie mógł przegapić, wpłynął w podwodne zarośla przedzierając się tak szybko jak tylko mógł. Starał się przy okazji nie zaplątać w zielonej masie, która przysłaniała mu całą maskę, płynął na wyczucie w końcu poczuł jak wszystko się przerzedza. Zobaczył kilka porośniętych beczek, skrzyń i ludzkich szkieletów, które pokrywały cały pokład. Musieli utonąć razem z okrętem, straszna śmierć. Pomyślał, sprawdzając szybko wskaźnik. Prawdopodobnie znajdował się teraz w ładowni, zastanawiał się czego właściwie szuka, nie miał czasu na sprawdzanie zawartości ładunku, tym zajmą się później. W pewnym momencie zobaczył drzwi z żeliwnym zmocnieniem, mogła to być kajuta kapitana, lub coś podobnego. Kiedy podpłynął chwycił za klamkę, drzwi nie ruszyły się nawet o centymetr. Postanowił oprzeć się płetwami o ścianę po czym z całych sił pociągnął drzwi do siebie, dalej nic, zrobił to jeszcze raz naprężając się jak struna ciągnąc jeszcze mocniej, nagle klamka poddała się razem z fragment drzwi, które stanęły otworem. Wpływając do środka pierwsze co zauważył to olbrzmią hiszpańska flagę "powiewającą" w wodzie, natomiast na drugi plan wysuwało się masywne biurko, za którym siedział kolejny szkielet trzymający w dłoniach złoconą szkatułke. Co mogło się w niej kryć jeśli ten człowiek do końca ostatnich chwil swojego życia nie chciał jej puścić? Na pewno miało to jakąś wartość pytanie czy teraz też ją będzie mieć. Nie zastanawiając się chwycił szkatułe odrywając nieszczęśnikowi kilka palców.
Zdobył łup teraz czas wypływać, tlenu starczy mu w sam raz na wypłynięcie, gdy obrócił się w stronę wyjścia kątem oka zobaczył jak coś szybko prześlizguje się w ładowni jednak kiedy skierował światło latarki nic nie zauważył. Cokolwiek to było nie miał na to czasu, już płynięcie z zajętymi dłońmi było zbyt tlenożerne. Wpływając ponownie w szczelinę obrośniętą glonami miał jeszcze większy problem się przez nie przedrzeć. Starał się trzymać szkatułkę blisko klatki piersiowej żeby uniknąć zaplątania, w pewnym momencie poczuł jak coś owija mu się wokół prawej nogi po czym wgryza w jego udo. Automatycznie spojrzał się na nogę jednak zobaczył jedynie niejasny zielony kształt zlewający się z ciemnym otoczeniem w formie długiego, agresywnie poruszającego się ogona. Kurwa mać to jebana murena. Szybko wyciągnął po nią rękę próbując odciągnąć jej łeb, na próżno. Gdy poluzowała uścisk wgryzła się z innej strony. Uderzył ją kilka razy z mizernym skutkiem, nie pomagało mu otoczenie, które idealnie ją maskowało. Musiał jak najszybciej wypłynąć na zewnątrz okrętu, przez chwilę zastanowił się czy nie zostawić szkatułki jednak czuł, że w końcu los się do nich uśmiechnął nie mógł odpuścić i żadna pieprzona ryba mu w tym nie przeszkodzi. Chwycił ją ponownie wyszarpując ją ze swojej nogi po czym jak najszybciej był w stanie przedarł się przez szczelinę wypływając przy rufie statku. Najwidoczniej kadłub był bardziej dziurawy niż się wydawał. Spojrzał za siebie ani śladu mureny. Nagle przy podniszczonym galionie zauważył napis. Gdy się zbliżył był w stanie go odczytać. "Trynidad" , znał tylko jeden statek noszący tą nazwę. Był nim okręt flagowy jednego z największych odkrywców świata nowożytnego, który wpłynął w podróż prawie pięćset lat temu. Serce biło mu jak oszalałe, z adrenaliny i ekscytacji. W tym momencie miał tylko masę pytań, które jak widział muszą poczekać ponieważ butla z tlenem była praktycznie pusta. Musi ustabilizować puls i oddech, wynurzenie potrwa około pięciu minut nie mógł tego przyśpieszyć jeśli nie chciał wytworzenia pęcherzyków azotu we krwi. Bez przystanków dekompresji się nie obejdzie. Widział wielokrotnie skutki choroby ksenonowej i sam przez własną głupotę doświadczył jej objawów. Podpłynął do liny po czym wcisnął guzik sygnałowy. Lina natychmiast poderwała się do góry, chwycił się jej haka, w drugiej ręce trzymając tajemniczy skarb. Spojrzał na swoją nogę, z której wyciekała krew, mimo to rana była bardziej poszarpana niż głęboka, co odczuwał boleśnie lecz nie groziła mu utrata nogi. Zostanie mu blizna, z historią o krwiożerczej murenie, będzie miał co opowiadać, szczególnie hiszpańskim dziewczyną, które lecą na takie opowieści.
Zaliczył pierwszy przystanek, ulżyło mu, że Waskez jednak zrozumiał o co mu chodziło. Patrząc w dół wrak wciąż był widoczny, z daleka wyglądał jednocześnie tajemniczo i niepozornie szczególnie, jeśli miał teraz świadomość czym był ten okręt, który według znanej historii zatonął u wybrzeży Indonezji w 1521 roku. Czy to możliwe żeby jednak dotarł aż tutaj? To jedne z wielu pytań, które musi zadać właściwej osobie.
Przy kolejnym zatrzymaniu poczuł, że resztki tlenu w butli skończyły się. Zostało około stu metrów musiał wstrzymać oddech miej więcej na trzy minuty. Robił to niejednokrotnie, ale zawsze brał pod uwagę ryzyko, że coś pójdzie nie tak. Zdecydował, że pogoni Waskeza. Wystukał na guziku morsem sygnał sos. Po chwili lina znowu ruszyła w górę, pytanie było czy hiszpan go zrozumiał. Kiedy pokonał kolejne trzydzieści znowu się zatrzymał, minęło dziesięć sekund po czym ruszył ponownie. Waskez ty bystry skurczybyku, musi po wszystkim postawić mu kolejkę. Powtórzył tą czynność jeszcze dwukrotnie po czym wynurzył się triumfalnie podnosząc szkatułkę i rzucając ją w stronę Ryana. Mając wolne ręce natychmiast zrzucił maskę, łapczywie pochłaniając powietrze.
- Cholera Rayan, przez ciebie udusił bym się ale na szczęście Waskez mnie uratował.
- no hay problema, Capitán. Zasalutował z uśmiechem.
- Sprawdzałem butle dwukrotnie, były pełne, po prostu musiała być nieszczelna.
Co jest z twoją nogą? Podbiegł zaskoczony.
- Murena, chciała mieć mnie dziś na obiad.
- malditas morenas.
- Też się z Tobą zgodzę Waskez. Dziś pijemy razem.
Ryan zaczął sprawdzać ranę uważnie się przyglądając.
- Skoczę po aptęczke i nici trzeba to dobrze zszyć.
- Uwierz mi to może poczekać. Musimy pogadać na osobności.
- Jasne, chodźmy na bok.
Weszli do przedsionka na mostek, przy czym Ryan patrzył na niego badawczo.
- No dalej mów Sam, widzę że coś znalazłeś.
- Rozmowa zostaje między nami. Wrak, który znaleźliśmy, chyba jest czymś więcej niż zwykłym statkiem.
- Stary, konkret.
- To okręt falgowy Ferdynanda Magelana. Co najważniejsze statek ten nigdy według informacji nie dotarł do Hiszpanii.
- To nie możliwe, wiem że pośpieszyłeś się z wynurzniem, może odpoczniesz?
- Widziałem napis, to on!
- W porządku uznajmy, że Ci wierze, co teraz?
- Potrzebujemy znacznie większego sprzętu na wydobycie wraku, poza tym otwórzmy to. Wskazał palcem na złoconą szkatułe.
- Myślisz, że coś w niej jest?
- Jestem tego pewien. Sam wziął nóż, po czym zaczął zdrapywać osad tworzący skorupę uniemożliwiający otwarcie. Chwilę później tajemnicze pudełko było oczyszczone, nie czekając chwycił za górę otwierając je. Widząc zawartość w pierwszej chwili był lekko zawiedziony, liczył na złote monety lub coś podobnego, zamiast tego zobaczył dwie identyczne prostokątne bryłki wykonane z bursztynu mające na sobie symbole, których nie był w stanie rozpoznać.
- Czy to bursztyn?
- Wydaje mi się, że tak ale nic więcej Ci o tym nie powiem.
Kiedy sięgnął po jedną z nich zauważył na dnie zwilgotniały pergamin, wyciągnął go delikatnie rozkładając na pobliskim stole. Na materiale znajdował się tekst częściowo rozmazany, spisany w hiszpańskim , a na nim data 28 kwietnia 1521 roku i podpis
Antonio Pigafett. To było na tyle z odczytania tekstu w jego wykonaniu, znał jedynie podstawy i słowa na podryw czego w tym momencie żałował.
- Ryan twój hiszpańskim jest tak samo dobry jak mój, prawda?
- Trudno się nie zgodzić. Mam zawołać Wasekza?
- Nie mamy wyjścia, musimy go w to wciągnąć. Ukryj jedynie te bursztynowe bryłki będzie wiedzieć tylko to co musi.
- W porządku. Ryan schował je szybko do swojego plecaka po czym poszedł po hiszpana.
Chwilę później uśmiechnięty Waskez wszedł żwawo od razu skupiając wzrok na pergaminie.
- Więc znaleźliśmy prawdziwy tesoro?
- Zobaczymy, najpierw potrzebujemy twojej pomocy w odczytaniu tego listu.
Hiszpan podszedł uważnie się mu przyglądając, po czym zaczął czytać, tłumacząc zdania na angielski czasem dodając słowa w swoim języku.
- Najjaśniejszy Panie, królu Karolu V list ten pisze w wielkim żalu, nasza wyprawa doznała olbrzymiej straty w postaci poniesienia śmierci naszego dowódcy Ferdynanda Magellana [...] Jednakże mimo sprzeciwu tamtejszych osadników weszliśmy do zakazanej świątyni, którą nie wierni darzyli wielką czcią [...] Wynieśliśmy oba przedmioty [...] Tłumacz znając ich język nazwał to Mu miastem początku ludzi i domem bogów [...] Nasza podróż okazał się wygraną nad portugalczykami mimo wszystko bojąc się [...] było by dla mnie zaszczytem spotkanie się na dworze królewskim i opowiedzenie o [...]. Tekst zakończył się.
- Ferdynand Magellana? Odkryliśmy jego statek? Choć reszta tekstu jest dla mnie impar. Zapytał podekscytowany Waskez.
- Na to wychodzi. Dużo nam pomogłeś, dziś świętujemy. Możesz nas zostawić na chwilę samych?
- Por supuesto.
Samuel odprowadził go wzrokiem do wyjścia następnie jeszcze raz wziął list w swojej ręce.
- Ryan czuje, że trafiliśmy na coś o wiele większego niż tylko wrak. Ten list i bursztynowe bryłki, gdybym tego nie wydobył własnoręcznie, pewnie bym w to nie uwierzył.
- Cholera, masz rację przepraszam, że ci nie wierzyłem. Co teraz?
- Potrzebujemy pomocy eksperta, moja wiedza nie jest wystarczająca. Znam pewnego profesora, który kiedyś przyjaźnił się z moim ojcem. Jest ekspertem od hiszpańskiej ekspansji w czasach nowożytnych.
- Brzmi nieźle, gdzie go znajdziemy?
- Tu jest mały problem, jak dobrze pamiętam pracuje na Uniwersytecie Kalifornijskim. Zabookuje bilet do Los Angeles i jeszcze jutro tam polecę.
- Sam, mogę lecieć z tobą.
- Nie, będzie lepiej jeśli z Waskezem załatwicie sprzęt do wydobycia wraku. Może coś jeszcze znajdziecie.
- W porządku, pogadam z ludźmi, którzy wypożyczyli nam ten statek.
- Dobrze to w takim razie jak już mamy wszystko ustalone, zszyj mi tą ranę bo jeszcze spóźnię się na randkę z Valentią, a jest naprawdę niezła.
- Znowu, która to już od naszego przyjazdu?
- Trzecia, spokojnie zapytam się czy ma koleżankę.
- Jasne jeśli ma być tak jak ostatnio to sobie daruj.
Samuel nie wytrzymał ze śmiechu.
- Nie narzekaj jej kuzynka miała lekką nadwagę, ale za to na kobiece walory byś nie narzekał.
- Bardzo śmieszne. Wyciągnij apteczkę z szafy za tobą i siadaj na dupie.
- Mamy coś mocnego na znieczulenie?
- Na twoje nieszczęście wystarczy tylko na oczyszczenie rany. Po czym bez ostrzeżenia polał ranę spirytusem.
- Ty mściwy sukinsynu! Wysapał przez zęby.
CZYTASZ
Spirala zła
Mystery / ThrillerKażdy przed czymś ucieka, lecz nie każdemu to się udaje. Anonimowa wyspa na Pacyfiku, niebezpieczna przeszłość, która domaga się rozliczenia oraz mężczyzna szukający odkupienia. Tajemnice proszące o wyjście na światło dzienne i organizacja chcąca i...