Rozdział IX

354 26 5
                                    


   Z uśmiechem na ustach wpatrywałam się w ciemne tęczówki Victora, który z zadowoleniem stawiał przede mną kubek z ciepłą herbatą, którą chwilę wcześniej przyrządził specjalnie, abym się nie rozchorowała.

   – Dziękuję. – Powiedziałam spokojnie, a do mojego nosa dostał się przyjemny zapach cytryny i miodu.

   Nawierzchnie ubranie łotra w dalszym ciągu grzecznie spoczywało na moich szczupłych ramionach, a ja otuliłam się nim najszczelniej jak tylko mogłam. Pomimo ciszy jaka panowała w chacie z zewnątrz dało się usłyszeć jak miasto zaczyna budzić się do życia. I to było w tym wszystkim najpiękniejsze. Poranki po za pałacem wyglądały naprawdę niesamowicie zwłaszcza, gdy tak wspaniały wschód słońca można było obejrzeć u boku Victora.

   Mężczyzna posłał mi swój rozbrajający uśmiech w odpowiedzi i zajął miejsce obok na przeciw mnie przy niewielkim, okrągłym stole. Od razu przysunęłam się bliżej, aby było mi wygodniej i wzięłam w dłonie jeszcze gorące naczynie z naparem.

   – Więc... co cię do mnie sprowadza o tak wczesnej porze, Lorie? – To zdrobnienie wypowiedziane z jego ust zawsze sprawiało, że na mojej jasnej skórze powstawała gęsia skóra, jednakże fakt ten tym razem ukrywała ciemna peleryna, którą pożyczył mi łotr więc nie musiałam się obawiać nagłego przypływu wstydu.

   – Zamierzam pojechać dzisiaj do Bradford. – Wyjaśniłam bez zbędnych ceregieli. Domyśliłam się już dawno temu, że Victor nie lubi ciągnąć ludzi za język. Już chyba prędzej by go komuś obciął, za nim ten wyjaśniłby w czym rzecz.

   Mimowolnie uśmiechnęłam się pod nosem na tak bezsensowną myśl, ale przypominając sobie słowa, które chwilę temu wypowiedziałam w stronę kruczowłosego szybko przywróciły mnie do rzeczywistości i zachowania powagi. Chociaż doskonale wiedziałam, że mężczyzna przed moimi oczami potrafi żartować w każdej sytuacji.

   – Bradford? Dlaczego chcesz tam jechać? – Zdziwił się, ale słuchał mnie uważnie. W tym celu oparł się łokciami o blat stołu i wpatrywał w moje oczy z taką intensywnością, że przez chwilę nie mogłam przełknąć śliny, aby cokolwiek odpowiedzieć.

   Odchrząknęłam szybko i odetchnęłam swobodnie, aby streścić to w jak najprostszej i zrozumiałej wypowiedzi.

   Po prostu nie miałam w zwyczaju przeciągać nawet tych trudnych tematów. Wolałam wszystko wydusić z siebie za pierwszym razem i w spokoju wyczekiwać reakcji drugiej osoby.

   – Ponieważ powiedziano mi, że mieszka tam mój starszy kuzyn. Zaraz po mnie jest drugim następcą, który może objąć władzę w Londynie. – Oznajmiłam nie przerwanie patrząc na reakcję chłopaka. Swoje dłonie złączyłam razem, aby nie musieć stukać palcami o wierzch drewnianego stołu, tak jak to miałam w zwyczaju robić podczas stresujących sytuacji. – Pewnie już się domyśliłeś co to oznacza. Jeżeli on zgodzi się objąć za kilka lat stanowisko mojego ojca, wówczas nie będę musiała zgadzać się na poślubienie Elrona. A na tym zależy mi najbardziej... i dobrze wiem, że doskonale to rozumiesz.

   Mężczyzna chwilę analizował w głowie to co powiedziałam, a zdradzała go jego zamyślona mina. Po chwili jednak ponownie zwrócił na mnie swój wzrok, a ja posłałam w jego kierunku piękny uśmiech, który oczywiście odwzajemnił.

   – Nie kłamałaś mówiąc, że zrobisz wszystko, aby nie dopuścić do małżeństwa. – Stwierdził bez zastanowienia i odetchnął spokojnie, zastanawiając się co dalej.

   – Przecież ci to obiecałam. – Poprawiłam się, zawieszając swój wzrok na łotrze. – A gdy ja coś obiecuję, to zawsze ale to zawsze słowa dotrzymuję. – Dokończyłam z zawziętym wyrazem twarzy i spojrzałam w pełne podziwu oczy Victora.

Dama i Łotr ✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz