Part I
Jungkook wyskoczył z autobusu i ruszył biegiem w stronę domu Jimina. Kilka minut wcześniej, kiedy stał w przejściu, ściskany przez ciała obcych ludzi, przeklinając ten środek transportu dostał esemesa, którego z trudem udało mu się odczytać. Okazało się, że tak jak się spodziewał, wszyscy byli już na miejscu, a on jako jedyny nadal był w drodze. W dodatku autobus poruszał się niesamowicie wolno, chociaż może tylko mu się tak wydawało.
Normalnie wsiadłby do swojego samochodu i dotarł na miejsce o wiele szybciej, korzystając ze znajomych sobie skrótów i uliczek, jednak ten jeden raz musiał się poświęcić. Jak na złość jego mające swoje lata volvo postanowiło nie odpalić. Prawdopodobnie była to wina mrozu, który tak nagle pojawił się tej nocy. Po kilkunastu próbach odpalenia silnika, w końcu się poddał. Czym prędzej pobiegł na pobliski przystanek i modlił się, żeby akurat jechała ta linia, której potrzebował. Nie miał jednak zbyt wielkiego szczęścia, bo na właściwy autobus musiał czekać kolejne piętnaście minut, podczas których co chwilę zerkał na godzinę w telefonie. Czas mu się kurczył, a on nie mógł nic zrobić. Kiedy w końcu autobus stanął przed nim i drzwi się otworzyły, niemal jęknął, widząc tłum, który już znajdował się w środku. Nienawidził, kiedy obcy ludzi napierali na niego, a on nie miał gdzie uciec. Z ulgą wysiadł więc na zewnątrz, czym prędzej zaczerpując powietrza.
Szalik, który zarzucił na szybko wokół swojej szyi rozwiązał się podczas biegu i niemal zgubił go po drodze. Telefon w kieszeni jego kurtki wibrował, ale nie miał czasu go odebrać. Poza tym wiedział kto dzwoni i co usłyszy, jeżeli naciśnie zieloną słuchawkę na ekranie. Nie było sensu, i tak za chwilę usłyszy to samo, tylko osobiście.
Przed samymi drzwiami domu Jimina niemal się wywrócił. Minusowa temperatura skutecznie zamroziła te kilka płytek wyłożonych na ziemi i służących jako ścieżka. W ostatniej chwili udało mu się złapać równowagę i nie ośmieszyć przed tymi kilkoma twarzami, które już spoglądały na niego przed salonowe okno.
Drzwi otworzyły się przed nim akurat wtedy, kiedy podnosił rękę, żeby zapukać. Za nimi dostrzegł Jimina, ze zmarszczonymi lekko brwiami i niezadowoleniem malującym się na twarzy.
— Przepraszam — bąknął Jungkook.
Jimin wywrócił oczami i zrobił mu miejsce, żeby mógł wejść do środka.
— Naprawdę przepraszam — powtórzył mijając przyjaciela i po drodze ściągając i tak już ledwo trzymający się jego szyi szalik. — To naprawdę nie moja wina.
— To nigdy nie jest twoja wina — odezwał się inny głos, dochodzący z pokoju obok.
Jungkook zerknął do salonu. Wszyscy jego przyjaciele byli w środku, wygodnie siedząc na fotelach, miękkiej kanapie, a nawet na podłodze. Tym, który się odezwał był Jin.
— Tym razem mówię prawdę! — Próbował bronić się Jungkook. — Mam dzisiaj jakiegoś pecha. Zepsuł mi się samochód, potem spóźnił autobus...
— Dobra, dobra, już się nie tłumacz. I tak cię kara nie ominie. — Jimin poklepał go po ramieniu, pospieszając.
Jungkook jęknął pod nosem. Oczywiście, kara. Ale czego mógł się spodziewać, złamał pierwszą zasadę ich wspólnych spotkań: żadnych spóźnień. Nieważne jaki był powód przybycia po czasie na ich wcześniej umówione spotkanie, i tak musiał za karę zapłacić za jedzenie albo napoje, które mieli zamawiać. Serce zabolało go lekko na samą myśl, jak bardzo ucierpi jego portfel po tym wieczorze. Nie spodziewał się, że ktokolwiek w grupie mu odpuści, a wręcz specjalnie sprawią, że będzie musiał zapłacić więcej, nawet jeżeli nie dadzą rady zjeść wszystkiego. Do tej pory był tą osobą w grupie, która najrzadziej się spóźniała, więc chcieli go w końcu na tym przyłapać. Mimo, że przyjaciele byli źli na jego spóźnienie, jednocześnie widział zadowolenie kryjące się w ich oczach na myśl o darmowym jedzeniu.
CZYTASZ
secret santa | taekook
Fanfiction- Co najbardziej chciałbyś dostać? - Coś, czego żaden sekretny mikołaj nie jest w stanie mi dać - odparł Taehyung ze śmiechem. - A co, jeżeli to ja bym nim był? - zapytał Jungkook z nadzieją w głosie.