„Christopher Davies"

112 7 0
                                    

Promienie słońca oświetliły nagle moją bladą skórę. Moje i tak przymknięte oczy pulsowały od nagłego i tak jasnego światła. Głowa bolała niemiłosiernie,co wywołało u mnie stłumiony jęk. Próbowałam każdego sposobu by pozbyć się światła lecz i tak nie udawało mi się to. Ostatecznie ostrożnie otworzyłam oczy. Wpierw co ujrzałam była mama stojąca z założonymi rękoma, a za nią stał nikt inny jak moja młodsza, upierdliwa siostra.
- Zawsze wiedziałam, że odziedziczyłaś charakter po ojcu, jednak miałam jakąś małą i cichą nadzieję, że będziesz rozsądna po matce. - przewróciłam oczami. Dobrze wiedziałam, że z charakteru i wyglądu przypominam bardziej tatę, który niestety nie jest częstym tematem w naszym domu, ale to mniej ważne.- a ty Tessa?-spojrzała w miejsce koło mnie, a ja przypomniawszy sobie o mojej przyjaciółce, która razem ze mną udała się na imprezę i swoją drogą miała mnie pilnować.- Nie umiałeś opanować tej dziewczyny, zwanej moją córką.- zaśmiała się. Dziewczyna jedynie powoli wstała opierając się na łokciach i odpowiadać mojej rodzicielce.
- Przepraszam, ale ta bestia- spojrzała na mnie wymownie z krzywym uśmiechem, a ja jedyne co zrobiłam to głębiej schowałam się w kołdrę i próbowałam jeszcze na chwile zasnąć.- od razu po przyjściu do domu Williama rzuciła się w pogoń za alkoholem, a z moją kondycją ostatnio słabo. Wie pani, pani Anderson, że co jak co, ale Madison nie byłaby sobą gdyby nie tknęła ani grama alkoholu w trakcie jakiejkolwiek imprezy.-uśmiechnęła się ku rodzicielki
- Jasne.-westchnęła- wstawać, bo szkoła czeka na wasze zbłąkane dusze, chodź Margot przygotuje ci śniadanie, a ty Madison wstawaj.-na te słowa jęknęłam. Kac morderca daje o sobie siwe znaki jeszcze bardziej niż chwile temu. Z wielkim trudem wstałam i podeszłam do szafy wyjmując pierwsze lepsze ubrania z szafy. Nie jestem typem dziewczyny o nienagannym ubierze i nienagannym zachowaniu. Podążam za swoimi zasadami a nie za tymi co mówi mi otoczenie.
- Jak myślisz iść dziś na trening Williama czy raczej iść od razu do domu na maraton filmowy?- zapytała mnie dziewczyna, odkładając powoli swoje brudne ubranie w koszu.
-Nie wiem co ty zrobisz, ale ja od razu po szkole idę wprost do domu spać.- odpowiedziałam powoli pakując, uważając by przypadkiem nie zabrać czegoś innego niż tak naprawdę mi to było potrzebne.
-Mogłam się tego spodziewać.- przyjaciółka zaśmiała się cicho.- Mam nadzieję, że włóczykij ci wybaczy.
-Kto?- zapytałam nie wiedząc o kogo tak naprawdę chodzi.
-Włóczykij, maskotka drużyny koszykarskiej. Klei się do ciebie od chwili, kiedy przyszłaś z Williamem na jego pierwszy trening od czasu kontuzji.- wypowiadając to zdanie dostałam olśnienia. Na mojej twarzy pojawił się ogromy grymas.
- Nawet nie przypominaj.- Ten koleś to po prostu masakra. Nie daje mi spokoju od tego momentu gdy pojawiłam się na treningu Williama. Nie jest brzydki, ale to typowy kujon, a ja nie oszukujmy się nie darze w sobie umysłu geniusza. Jestem przeciętna. Obie już po mału byłyśmy gotowe do wyjścia, więc udałyśmy się jeszcze do kuchni po wodę i tabletkę na ból głowy. Nie wiem jak wytrzymam te długie godziny w szkole.
- Ja się wciąż pytam w czym ja popełniłam błąd wychowując cię na imprezowiczkę i pijaczkę?-moja mama powiedziała, śmiejąc się ze mnie ponownie.
-Nie mów mamo, że taka nie byłaś. Wiem przecież, że latałaś za tatą jak jakaś wariatka i kiedy dowiedziałaś się, że ma jakiś fetysz do dziewczyn które palą papierosy. No i co z ciebie wyrosło?- zapytałam popijając wodą, tabletkę.
-No tak cięty języczek to ty na pewno odziedziczyłaś po mnie, czyli jednak coś ze mnie w tobie zostało.
- Zawieziesz nas do szkoły?- zapytałam zmieniając temat naszej wcześniejszej rozmowy.
- A Willy nie może was zawieść?- zapytała wciąż myjąc naczynia.
-Też pił i nie sądzę by prowadził. Wiesz, że to uparciuch i prędzej niż po mnie przyjedzie, pójdzie na randkę z pierwszym lepszym facetem.
- No tak przecież to cały Willy.-moja mama ma bzika na punkcie Williama, jeśli on coś przeskrobał nie to nie jego wina wszystko się rozumie. Ja. Ja coś zrobiłam- zrobiłaś to celowo. Wiem, że mama się ze mną droczy, ale czasem mam wrażenie, że kocha bardziej Williama niż mnie.
-To jak?- zapytałam, chodź wiedziałam, że zawiezie nas.
- Idźcie już do samochodu zaraz do was dołączę.- odpowiedziała. Wraz z Tessą poszłyśmy ku samochodu narzucając na siebie jedynie ramoneski i ubierając czarne adidasy.
- Nie ma mowy, że pójdę na jakąkolwiek  imprezę. Od dziś jestem abstynentką.- powiedziałam otwierając drzwi od samochodu.
- I niby ja mam w to uwierzyć?- przyjaciółka zapytała się z podniesioną brwią, a ja pokiwałam lekko głową.
~•~•~•~•~•~•~•~
-Więc, może będzie okey, jeżeli pójdziemy na lunch, a potem pójdziemy do ciebie. Nie chce mi się tu siedzieć.- powiedziała do mnie Tessa.
-Jasne sama już nie wytrzymuje tych rozmów na temat jak działa fizyka kwantowa. Po co mi to w życiu?- zapytałam retorycznie. Szłyśmy powoli w stronę stołówki gadając o głupotach, gdy nagle usłyszałyśmy znany nam głos. William.
- Dziewczyny jak ja was dawno nie widziałem.- krzyknął do nas wspomniany przed chwila osobnik płci męskiej.- Jak się czujecie w ten poniedziałkowy dzień?- zapytał spoglądając na mnie z uśmiechem mówiącym „wiem, że jest źle ale cię wkurzę, bo mam taki kaprys".
- Wiesz, że jest poniedziałek to jak ma być?- zapytałam z podniesiona brwią.
-No wiesz po wczorajszym to bałem się, że nie będziesz mogła zejść z łóżka, a tu proszę. Jesteś, ale wyglądasz jak menel.- zaśmiał się, a ja przewróciłam oczami. Bufet w stołówce był różnorodny więc było w czym wybierać, ale smak to kompletna porażka. Wybrałam jak zawsze sok pomarańczowy i frytki. Nie zdrowo, ale to kocham. Razem z przyjaciółmi udałam się do naszego stolika, który zawsze dzieliliśmy. Nie jest tak jak w każdej filmie, że jest grupa sportowców ma swoj główny stolik i żądzą całą szkołą. Oczywiście sportowcy są, ale nigdy nie widziałam by denerwowali się lub wyganiali kogoś kto przypadkiem usiadł na ich miejscu.
- Okey dziewczyny mam dla was dobrą wiadomość. Po szkole idziemy na spacer.
- Spacer?- zaśmiałam się. Nie oszukujmy się. My i spacer to tak naprawdę spacer na imprezę lub pod most gdzie pijemy w samotności.
- I z czego się śmiejesz. Idziemy na spacer.- powiedział z bezcenną miną.
- Przykro mi Willy, ale my po tym jak zjemy zwiewamy.- wtrąciła się Tessa.
- I mówicie mi to dopiero teraz?!- spytał oburzony blondyn.- Zwiewam z wami, a potem dojdę jakoś na trening.- odpowiedział
- Powiesz mi na jaki ty chcesz iść spacer. Wiesz, że w naszym przypadku spacery źle się kończą.- Tessa odpowiedziała gryząc frytkę.
- Weźcie.- westchnął oburzony blondyn.-Dziś będzie normalny taki od mojego pięknego serduszka.
- Przejrzałam cię Willy- powiedziałam znudzona. Ten odwrócił głowę w moim kierunku z podniesiona brwią, co swoją droga w jego przypadku wyglądało komicznie.- Widziałam cię wczoraj z jakimś chłopakiem. Szlam do łazienki, a ty w tym samym czasie szedłeś do jakiegoś pokoju z tym mężczyzną, bo na nasz wiek nie wyglądał.
- No i co z tego? Chce iść tylko na spacer. Nic więcej.
- Nie, nie chcesz iść tylko na spacer. Znając ciebie i twoją głupotę idziesz tam gdzie twój ukochany.- powiedziała z przekąsem Tessa, a ja jej przytaknęłam.
- Jak wy mnie dobrze znacie dziewczynki, ale pamiętajcie, że mam wasze kompromitujące zdjęcie i jak ze mną nie pójdziecie mogą wylądować one na Twitterze.
-Szantażujesz nas?- zapytałam
-Nie, tylko ostrzegam kochanie. - powiedział z uśmiechem.- To jak?
-Tak to jest mieć przyjaciela geja. Gorszy niż kobieta z okresem.
-Za to mnie kochasz wiewiórko.-chytrze uśmiechnął się, a ja ledwo trzymałam swoje nerwy na wodzy.
- Ja ci dam wiewiórko, głąbie.- powoli wstałam i wzięłam swoją torebkę.- Idziemy?- spytałam.
Ci jedynie pokiwali głową i ruszyli ze mną ku wyjścia ze stołówki. Westchnęłam.
-Chce wam powiedzieć,że ta szkoła mnie już męczy. Kartkówki, sprawdziany i odpowiedź ustna. Po co to nam, jeżeli i tak po szkole średniej to nam się nie przyda.- powiedziała Tessa, a ja przyznałam jej racje. William także. Byliśmy blisko drzwi wyjściowych, kiedy usłyszeliśmy głośne krzyki.
- Wynocha z naszego terenu. -krzyknął Adam, szkolny „łamacz serc". Zerknęłam w stronę gdzie krzyczał chłopak. Zauważyłam Eliota. Chłopak spod ciemnej gwiazdy. Częste chowanie się pod kapturem i widywanie go z takimi samymi ludźmi jak on. Zauważyłam koło niego grupkę ludzi, jak podejrzewam jego znajomi. Jeden człowiek przykuł moją uwagę, a bardziej to co trzymał w ręku. Butelka.
- Adam. Odejdź, póki życie ci miłe.- odpowiedział ze spokojem Eliot. Wysoki brunet z brązowymi oczami.
-Powtarzam ostatni raz, Collins, wynocha.- Chłopak, z butelką w ręku położył rękę na ramieniu Eliota, a ten odsuną się. Wszyscy uczniowe wpatrywali się w tą scenę jak w obrazek w tym ja.
- O kurwa- powiedział cicho Foster.
- Kto to?- zapytałam go.
- Nie żartuj, że nie wiesz kto to jest, Anderson.- spojrzałam na niego z podniesiona brwią co sugerowało, by powiedział mi kto to jest.
- Christopher Davies.- odpowiedział z podekscytowaniem Foster.
-Kto?- ponownie zapytałam.-Mów jaśniej.- powiedziałam z przekąsem.
- Anderson, co raz bardziej myśle, że w tej przyjaźni jesteś najgłupsza.- powiedział chamsko William.
- Dzięki Foster, ty naprawdę wiesz jak popsuć mi humor..- chciałam powiedzieć co myśle, lecz przerwały mi o wiele głośniejsza krzyki.
-Zabieraj te brudne łapy. Wyjdź z mojej szkoły.- Adam popchnął, nieznanego mi chłopaka. Chłopak ten nagle wziął zamach i uderzył chłopaka butelką. Otworzyłam szeroko oczy i zszokowana patrzyłam na scenę, mającą przed chwilą miejsce. Usłyszałam piski dziewczyn. Przyjaciele Adama ruszyli na pomoc swojemu koledze, natomiast nijaki Christopher Davies, Eliot Collins i ich przyjaciele ruszyli w stronę wyjścia. Christopher, odwrócił się jeszcze w kierunku Adama. Również ja spojrzałam w tą samą stronę. Kiedy oderwałam wzrok od leżącego chłopaka zerknęłam na Christophera, który wciąż patrzył na niego jak na trofeum. Nagle jego wzrok padł na mnie. Jego poważna mimika twarzy przestraszyła by nie jednego.
Oblizał wargę i odwrócił zwrot. Wyszli z budynku.
- Co on do cholery robił w naszej szkole?- powiedział William.
- Nie wiem, wiem jedynie, że wreszcie się coś dzieje.- odpowiedziała Tessa.- A ty Anderson, naprawdę go nie kojarzysz?
-Nie? A powinnam?
-Jasne, że tak wiewiórko. Christopher Davies to najbogatszy człowiek w naszym miasteczku. Ma dopiero dwadzieścia lat. Niewiadomo skąd ma te pieniądze, być może z wyścigów.
- Wyścigów?- po raz kolejny zapytałam.
- Kobieto nie mam już na ciebie siły. Wyścigi praktycznie w każdy weekend i zazwyczaj wtorki. Policja, nie złapani przestępcy. Czy ty oglądasz czasem wiadomości?
- Nie oglądam, bo nie widzę takiej potrzeby, ale za to ty poinformowany nawet lepiej niż szkolne plotkary.- przewróciłam oczami i udałam się do wyjścia. - Możecie w końcu mi bliżej wyjaśnić o co chodzi gdy będzie jechali do twojego ukochanego Willy.- powiedziałam lekceważąco.
- Tylko nie Willy. Dobrze wiesz, że tylko twoja mama ma prawo do tego przezwiska.
- Tak tak.
Wyszliśmy na teren szkoły, gdzie równie dużo ludzi jadło swoj lunch. Szliśmy w stronę szkolnego parkingu gdzie stały nasze samochodu, znaczy Tessy i Williama, ale No to niniejszy szczegół.
- Czy wy widzicie co ja widzę?-zagadała Tessa. Odchyliłem wzrok z nad torebki gdzie szukałam pomadki, spojrzałam wpierw na dziewczynę a potem mój wzrok spoczął na miejsce gdzie patrzyli moi przyjaciele i jak podejrzewam część uczniów.
-Bugatti Centodieci-spojrzałam na Tesse jak na wariatkę. Nie mówię, że dziewczyny nie mogą znać się nie markach autach, ale ona już przeszła najśmielsze oczekiwania. Na masce samochodu w okularach przeciwsłonecznych siedział nijaki chłopak. Dobitnie gestykulował rękoma w stronę Eliota.
- Sądząc po waszych minach pewnie drogie to auto.- szybko zagadałam.
- No jasne, że cholernie drogie.- Tessa odpowiedziała zerkając w moją stronę.
- To kim tak naprawdę jest ten koleś?
- Jest wyrzutkiem, a bardziej był.- przerwał na chwile chłopak, by zwilżyć swoje usta wodą. - Słyszałem, że od dziecka sprawiał już problemy. Rodzina zostawiła go w wieku chyba dziesięciu może jedenastu lat i był to moment gdzie ponoć miał załamanie nerwowe.- znów przerwał spoglądając na czarne auto bogatego chłopaka.- W wieku trzynastu lat zaczął palić, nie tylko papierosy, a potem co raz to bardziej się wspinał ma szczyt i jest najbogatszym i najbardziej tajemniczym chłopakiem w tym miasteczku. Gdyby był bi brałbym się za niego.- zaśmiał się.- Nazywają go marginesem społecznym. Wiesz burmistrz nienawidzi tego chłopaka mimo tego, że nawet nie wie jak wyglada.- westchnął.- W tym mieście kroi się od ludzi, którzy jak zobaczą, że popełniasz błędy to zjedzą cię na śniadanie. Mniejsza idziemy.- chłopak mówiąc to otworzył drzwi od swojego BMW i wsiadł do środka. Okrążyłam auto by wejść na tylne siedzenie, ostatni raz spojrzałam w stronę tajemniczego mężczyzny, który sprawił, że w dziwny i nie zrozumiały dla siebie sposób zachciało mi się go poznać.

Witam serdecznie w pierwszym rozdziale mojej pierwszej książki. Wiem, że nie jestem dobra w pisaniu tak jak Pizgacz czy inne twórczynie lub twórcy swoich książkę, ale starałam się. Miło będzie mi jeśli napiszesz komentarz jak podobał się pierwszy rozdział. Bez notatki jest 2022 słów i mam nadzieje, że każdy rozdział, będzie zawierał od 2000-4000 słów. Zostaw gwiazdkę a będzie mi miło. Jak się uda zrobię zwiastun do książki, już w następnym tygodniu.
Pozdrawiam

Let's break the rules Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz