4. Postanowienie

255 34 8
                                    

  Nie sądził, że tak szybko podejmie tę decyzję. Może gdyby nie Sugawara, nie pozbierałby się w ogóle i jeszcze pobiegł do domu Tsukishimy błagać go na kolanach, aby go nie zostawiał. Brzmi absurdalnie? Parsknął tylko żałosnym śmiechem na tę myśl. Byłby do tego zdolny. A nawet do wielu głupszych rzeczy. W końcu miał na imię Tadashi, na nazwisko Yamaguchi i często dawał emocjom górować nad rozsądkiem, gdy pchały go one w w labirynt nieprzemyślanych, impulsywnych zachowań. Cały on. Nie lubił tego w sobie, ale z drugiej strony gdyby nie to, nigdy nie wyznałby uczuć Tsukishimie. Chociaż może byłoby lepiej, gdyby nigdy tego nie zrobił. Co z tego, że przeżyli razem wiele cudownych momentów i naprawdę był w końcu szczęśliwy, skoro to szybko się skończyło, wyczerpało? Co z tego? Wszystko zakończyło się bolesnym, powolnym wbijaniem noża w jego serce. A mógł tego uniknąć, cierpieć mniej, spróbować dać sobie spokój. Nie zawalałby teraz szkoły i treningów.

  Miał co chwilę wątpliwości co do swojego postanowienia, ale wtedy w jego głowie odbijały się słowa Sugawary, które głosiły, że "co zostało postanowione, musi zostać wykonane". Szarowłosy obiecał mu, że dosłownie kopnie go w zadek, gdy się wycofa w ostatniej chwili. Ta wizja może i tak mocno go nie przekonywała, ale wolał nie doświadczać legendarnego kopniaka wicekapitana, o którym historia krąży wśród członków klubu siatkarskiego odkąd Tadashi do niego dołączył. Z relacji drugoklasistów Sugawara bywał o wiele bardziej surowy niż kapitan. Z początku nie umiał sobie tego wyobrazić, ale uwierzył, gdy zobaczył to na własne oczy.

  Co do postawienia, było one proste do odgadnięcia — postanowił, że postara się wyleczyć z tych niegdyś radosnych uczuć, a obecnie tylko kopiących jego już i tak poturbowane serce. Postanowił, że postara się je wszystkie zakopać głęboko w ziemi i przyłożyć ciężkim głazem, aby się nie mogły wydostać i na nowo go dręczyć. Albo chociaż część z nich na dobry początek... To byłby jakiś sukces. Ustalić plan było łatwo, ale jak to zrobić? Myślał nad tym długo i gdy już wpadał na jakiś trop, ten zaraz uciekał wraz z resztkami koncentracji. Przeleżał długi czas na łóżku, wpatrując się w bladą ścianę, której koloru nie znosił. Ostatecznie postawił na coś chyba najprostszego. Wydawało się takie i miał nadzieję, że Tsukishima będzie tu pomocny. W końcu oboje się unikali, a planem było ograniczenie kontaktu, aby umożliwić sobie proces zapominania. Ale musieli odbyć tę jedną rozmowę. To była niezaprzeczalna konieczność, aby załatwić to odpowiedzialnie i dojrzale.

  — Tsukishima — zaczął pewnego dnia przed dzwonkiem na pierwszą lekcję, ale nie skończył, bo przerwało mu ciężkie westchnięcie blondyna.

  Czekał kilka chwil na to, aż coś powie, jednak widząc, że wcześniejsza czynność nie była wstępem do wypowiedzi, ponownie zebrał się w sobie.

  — Tsukishima, możemy porozmawiać? — podniósł wzrok na zapatrzonego w bok okularnika. Podążył śladem jego wzroku, jednak nie dostrzegł nic wartego uwagi. Pomyślał więc, że w ten sposób unika kontaktu wzrokowego. Poczuł się niekomfortowo, gdy naszła go myśl, że osoba, na którą patrzy była blisko niego, całowała go, przytulała i była azylem, teraz jest tak mu obca. — Hej.

  Ciągle milczał, co z jednej strony powodowało spadek pewności co do całego pomysłu Yamaguchiego, ale z drugiej strony budziło to w nim złość.

  — Odpowiesz mi chociaż jednym słowem?

  Cisza.

  — Dobra, wystarczyło dać jakoś znać, że nie chcesz mnie widzieć, ale chciałem to załatwić ugodowo, wiesz? — rzucił. Nie umiał powstrzymać wybuchu, który nadchodził. — Nie dość, że ty wszystko zjebałeś, to jeszcze nie umiesz normalnie porozmawiać, jak dojrzały człowiek, za którego się uważasz. Mógłbyś się przyznać w końcu do tego błędu, wiesz? Nienawidzę tego w tobie. Nigdy nie umiesz przyznać się do błędu! — Wziął kilka wdechów, aby trochę się uspokoić. Widząc, że chłopak stojący przed nim nawet nie drgnął, poczuł przypływ kolejnych emocji. — Rozumiem, że nasz związek nic dla ciebie nie znaczył, ale czy... — Jego złość przerodziła się ekspresowo w żal. — Czy nasza przyjaźń też jest dla ciebie niczym? — spytał drżącym głosem. — Odpowiedz!

  Odczekał jeszcze kilka chwil, spuszczając wzrok na podłogę. Po tym czasie po prostu się odwrócił, gotowy do odejścia. Nie postawił jednego kroku, gdy poczuł, że czyjaś dłoń delikatnie szarpie za fragment rękawa marynarki jego mundurka.

  — Jestem... Tsukki dla ciebie — wyszeptał cicho blondyn, a w Yamaguchim wszystko zawrzało.

  Złość i smutek stały się jedną emocją. Odtrącił jego rękę i gwałtownie odwrócił, spoglądając w górę, prosto w oczy Tsukishimy, które były spuchnięte, jednak w tamtym momencie tego nie dostrzegł.

  — Że co?

  — Mów do mnie Tsukki. Tak jak to robiłeś jeszcze tydzień temu.

  — Jeszcze tydzień temu byliśmy parą i nie miałem oporów, aby tak mówić. A teraz każda czułość w twoją stronę ode mnie jest cholernie trudna.

  Tym razem Kei już go nie zatrzymał. Pozwolił mu odejść.

Bury my love | TsukiyamaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz