- Ale jakim cudem ty zdałeś maturę, jak nawet nie wiesz ile to jest dwadzieścia podzielić na pięć?! - parsknął Michał.
Siedzieliśmy we dwoje na wyludnionej plaży. Z butelką Jim Beam, rzecz jasna. Ciemność pochłonęła całą okolicę, a za jedyne oświetlenie mieliśmy wielki księżyc jaśniejący nad naszymi głowami.
- Stary, weź nawet mi nie przypominaj tej tragedii - wybełkotałem. - Cudem, inaczej tego nie wytłumaczę.
Chłopak na moje słowa przytaknął kiwnięciem głowy i położył się na ciepłym piasku. Ja także zrobiłem to samo, spoglądając na rozgwieżdżone niebo. Miliony migoczących gwiazd widniało na ciemnym sklepieniu. Zamknąłem oczy zaciągając się morską bryzą. Dla takich chwil mógłbym żyć wiecznie.
- Najchętniej zostałabym tu na zawsze - westchnął leżący obok mnie chłopak. - Nie mam po co wracać. Już nie.
- Co się stało? - zapytałem spoglądając na niego. Ja jeszcze jako tako się trzymałem, ale Michał powoli odpływał przez wypity alkohol. - Dlaczego nie możesz być w domu?
Matczak wzruszył ramionami i sięgnął po butelkę whisky. Upił porządnego łyka.
- Trochę pokłóciłem się ze staruszkiem. No i tak jakoś wyszło, że wykopał mnie za drzwi. Zresztą nieważne, nie będę psuć nam wieczoru swoimi problemami - machnął lekceważąco ręką i uśmiechnął się sztucznie. - Jak ci się układa z Paulą? Widzę, że nadal się nieźle żrecie.
- Żrecie? To za mało powiedziane! Ta kobieta jest jakimś potworem w ludzkiej skórze - skomentowałem jego stwierdzenie. - No, ale co poradzić. Miłość nie wybiera.
Tym razem to ja zabrałem butelkę z alkoholem. Dopiłem resztkę napoju i zacząłem powoli wstawać z ziemi. Teraz dopiero dotarło do mnie, ile wypiłem. Zawroty w głowie i szum w uszach utrudniały poruszanie się.
- Ale nie rozmawiajmy teraz o mnie, skoro to ty masz problemy - powiedziałem stojąc nad też nieźle wypitym chłopakiem. - No bo w końcu jestem twoim przyjacielem, a przyjaciele muszą sobie pomagać.
Po moich jakże mądrych słowach Michał wstał delikatnie się przy tym chwiejąc.
- Dobra, powiem ci, ale pod jednym warunkiem - spojrzał na mnie z powagą. - Że wygrasz ze mną zawody w pływaniu. Kto pierwszy dopłynie do końca tamtego molo - w tym momencie wskazał palcem oświetlony latarniami mostek. - ten wygrywa. Przegrany musi odpowiedzieć na dowolne pytanie. Stoi?
W tamtym momencie nie myślałem trzeźwo. Ba, czy ja kiedykolwiek użyłem choć raz takiego organu jak mózg? Może nie zagłębiajmy się w ten temat, bo jeszcze okaże się, że wcale go nie posiadam. Dlatego też bez większego zastanowienia, zgodziłem się na ten wyścig.
- Stoi.
W niemalże tym samym czasie zaczęliśmy pędzić na złamanie karku po piaszczystej plaży wprost do oceanu. Piszcząc i drąc się jak dzieci, dotarliśmy do wody. Matczak był oczywiście na prowadzeniu, ale ja jak zwykle wpadłem na genialny pomysł. Z rozpędu wskoczyłem do ciepłego Pacyfiku. Dopiero kiedy woda sięgała mi po szyję, a mi coraz trudniej było złapać oddech, uświadomiłem sobie jedną istotną rzecz. Cholera jasna, przecież ja nie umiem pływać!
- Michał! - krzyknąłem, zanim zanurzyłem się całkowicie.
Strach sparaliżował moje ciało tak, że nie byłem zdolny wykonać żadnego ruchu. Otępiały umysł ledwo rejestrował co się dzieje. Powoli zaczynałem tracić powietrze w płucach. Próbowałem wynurzyć się choć na chwilę, ale wszystkie starania nie przynosiły skutków. Kiedy do mojego gardła zaczęła wlewać się woda, a ja traciłem przytomność, poczułem czyjś dotyk na plecach. Kościste ręce oplotły się wokół tułowia i zaczęły wyciągać mnie na powierzchnię.
CZYTASZ
Skrywam || White 2115 x Mata
Fanfikce||...Dla ciebie bym napisał wszystko Tylko żeby nam wyszło Trzymam serce na rękach Tak długo, aż by wyschło...||