Bitwa pod Piekarenką

137 10 9
                                    

1410, pod Grunwaldem rozciąga się pole namiotów, w któych wielu mężczyzn szykuje się do boju.

- Niedługo odbędzie się tutaj największa bitwa naszego narodu - powiedział dumnie rycerz potężnej postawy, przecierając swój miecz słabej jakości szmatką.

- Ty tak twierdzisz. Myślę, że zostanie stoczone jeszcze wiele ważniejszych i bardziej kosztownych wojen - odpowiedział drugi, niższy.

- Zawsze miałeś w sobie coś z filozofa. Może masz jakieś greckie korzenie?

- Nie przypominam sobie, chociaż mój dziad...

Wypowiedź rycerza przerwało pojawienie się fioletowego dymu. Gdy opadł, ich oczom ukazała się postać, całkowicie zasłonięta ciemną płachtą.

- To ktoś od krzyżaków! Łap za broń Arturze!

- Nie jestem waszym wrogiem - odezwała się tajemnicza osoba, podnosząc głowę i ukazując szkaradną maskę. - A teraz pozwólcie złapać się za ręce.

Rycerze nie zdążyli zorientować się o co chodzi, gdy znaleźli się wśród niezwykle wysokich, kolorowych budowli. Obok nich przeszedł człowiek mający na twarzy kawałek materiału zasłaniający jego usta i nos. Cały czas zerkał na nich z widocznym zdziwieniem.

- Kim jesteś i gdzie my jesteśmy?! - krzyknął większy rycerz.

- Oto rok 2020, jesteśmy w Łodzi. O mojej tożsamości dowiecie się później.

- Masz zadziwiająco wysoki głos - zauważył niższy rycerz. - Jesteś dziewoją, nieprawdaż?

- Słuszne spostrzeżenie. Ale na ten moment jedyne co musicie o mnie wiedzieć to fakt, że Dumbledore mnie po was przysłał.

- Hmm... A tak. Wulfryk Magnus Dumbledore. Kojarzę to nazwisko.

- No, to nie do końca on. Chodziło mi o ś.p. Albusa Percivala Wulfryka Braina Dumbledore'a. Napisał o wszystkim w liście, który zostawił u Minerwy Mcgonnagal, teraźniejszej dyrektorki Hogwartu. 

 - Hogwartu? Cóż za dziwna nazwa! Co to?

 - Nie potrzebujecie tej wiedzy.Możę wam ona zagrozić. Pozwólcie, że zapytam o wasze imiona.

 - Jestem Artik Waleczny - ukłonił się niższy rycerz.

- Jam jest Terminator - powiedział zgrubiałym głosem potężniejszy rycerz.

 - Czekajcie... Nie! To niemożliwe! Zabrałam nie tych rycerzy! I tak już za późno. Musicie nam pomóc choćby nie wiem co!

 - Do usług umm... Zamaskowana Pani.

   Po chwili podszedł do nich mężczyzna w granatowym mundurze.

- Panowie, proszę założyć maseczki.

- Właśnie im przypominałam - powiedziała zakapturzona postać.

- Dziękuję obywatelko - rzekł mężczyzna i odszedł.

- Słuchajcie, musimy jak najszybciej skontaktować się z Jęczącą.

- Jen-czą-cą?

- Moja znajoma.

- Ktoś tu ma problemy z policją, czyż nie? - odezwała się niespodziewanie dziewczyna, której na pewno jeszcze przed chwilą tam nie było.

- Całe szczęście jeszcze nie - odpowiedziała jej tajemnicza kobieta. - Ale zabierz nas do siedziby Marto.

- Mam rozumieć, że to rekruci z 1410? Mało rycersko mi wyglądają.

- Niestety, zaszła tu pomyłka. Ulepszony zmieniacz czasu nadal myli parametry. Teleportowałam się do złego namiotu.

- Ha! Tylko tobie mogło się to przydarzyć.

- Czy mogę niewiasty przeprosić? Podobno się spieszymy! - wtrącił Artik.

- Skoro tak - rzekła Marta i wskazała drogę między budynkami.

   Po drodze rycerze sporo dowiedzieli się o wzroście technologii, jednak rzeczy jak "internet" dalej były dla nich niepojęte.

   - Muszę ci o czymś powiedzieć - Jęczącą zwróciła się do zamaskowanej postaci - Nasza baza została przejęta przez wroga.

- Czy to jakiś żołnierz Alexandrii?

- Podaje się jako "Ruda Mewa". Nic więcej nie wiemy.

- Chłopcy, wasza pierwsza misja! Możecie usunąć wroga z naszej bazy?

- Raczej nie walczymy z dziewojami...

- TERMINATOR!!! - krzyknął większy rycerz i rzucił się na posesję.

Po kilku godzinach Terminator wrócił, oznajmując, że zadanie zostało wykonane.

 - Wiemy. Widzieliśmy jak Ruda Mewa biegła przez te krzewy - rzekła Zamaskowana Pani. - Miejmy nadzieję, że nie była szpiegiem Aleksandrii, bo mogli się dowiedzieć o rycerzach.

 - I tak to zwykli chłopi!

 - W moim mniemaniu, dalej jesteście niewiastami w potrzebie - bronił się Artur.

 - Ja! Niewiastą! Jeszcze czego! Gościu, mogę powalić cię małym palcem - przechwalała się Marta. Rzeczywiście, wyglądała na taką, która potrafi sobie poradzić. Chodziła pewnie i luźno, tak samo się ubierała. Na głowie miała bordową czapkę, która trochę zakrywała opadające na jej ramiona, kasztanowe włosy. W jej ciemnych oczach tlił się tajemniczy błysk, a wyraz twarzy wskazywał raczej na obojętność. Duża bluza nie pozwalała zobaczyć jej sylwetki, a zwykłe adidasy na nogach wskazywały na sympatię do wygody.

 - Dobra Jęcząca, zadzwoń do reszty i powiedz im, że baza jest wolna.

 - Się robi! - wyjęła telefon, z którego - ku zdziwieniu rycerzy - wydobył się głos.

 - 69, odbiór. Jak baza?

 - Tu trzynastka, baza wolna.

 - Pomogli wam rycerze?

 - Ciężko nazwać ich rycerzami. Paryż zgarnęła nie tych co trzeba!

 - Oczywiście! Trzeba było wysłać Panią Malfoy albo kogoś bardziej ogarniętego.

 - Matesso, dobrze wiesz, że wszyscy są zajęci.

 - Hej! To nie moja wina. Gaduła skonstruowała niedziałający zmieniacz czasu, który przekręcił parametry - usprawiedliwiała się tajemnicza postać.

 - Tak, tak! Dobrze, baza wolna i to nas obchodzi. 69 bez odbioru.

 - Wejdźcie do środka! - zawołała ich Paryż.

 - Może zdejmiesz wreszcie tę szkaradną twarz pani? - zapytał Artik Waleczny.

 - Szkaradną?! Jak tak możesz - rzekła pani z oburzeniem. - Dom z papieru? Nic wam o nie mówi?

 - Zaprawdę, nie wiem kto może być tak głupi, żeby budować chaty z papieru - powiedział Terminator. - No może tylko Artur, ale jego nie stać na papier.

 - W tych czasach za wiele papieru też nie znajdziesz - wtrąciła Marta.

 - Jednakże, prosiłbym, aby się pani nam ukazała - oznajmił Artur.

   Paryż zdjęła "szkaradną" maskę i strąciła kaptur z głowy, ukazując pulchną, atrakcyjną twarz i rumiane policzki. Miała jasne, krótkie włosy i magiczne, niebieskie oczy.

 - Nazywam się Ania, ale w tym momencie niebezpiecznie używać tego imienia. Mój przydomek w drużynie to Paryż.

 - Jak sobie pani życzy, będziemy zwać ją Paryż- lekko skłonił się niższy rycerz.

 - Siema mordy! - powiedziała wysoka dziewczyna w okularach wchodząc do bazy. Za nią weszły kolejne trzy: pierwsza w ciemnych włosach z grzywką, druga o jasnej cerze i błądzących oczach, a ostatnia z ciemniejszą skórą i długim kucykiem o podobnym odcieniu.

 - Czyżby to wróg? - Terminator stanął w gotowości.

- Opuść broń rycerzyku - dogryzła mu dziewczyna z grzywką.

 - Chłopcy, jako pierwsza weszła Pani Malfoy, ta z grzywką to Balbiszia, wysoka obok niej to Rumianek, a ta ostatnia to Gaduła. Dziewczyny to Terminator i Artik Waleczny.

 - Miło panie poznać - rzekł Terminator schylając się po rękę Alicji, którą następnie ucałował.

 - Dlaczego wciąż patrzysz na moje buty? - spytała zażenowana.

 - Dla mnie nie liczą się buty. Ważne to, co w środku.

 - Awww- zauroczyły się dziewczyny.

 - Jemu chodziło o stopy - uświadomił je Artik.

- Dobra, nich te romanse się toczą, ale później, bo musimy być przygotowani na jutro. Balbiszia, jaka strategia?

   Cały wieczór upłynął na przygotowaniach do bitwy, którą mieli stoczyć następnego dnia. Rano dotarli jeźdźcy ze stadem koni i zbrojami.

 - Jestem Matesso, to Szcześniak, Małec i mój giermek Walas. Załóżcie to - powiedział przywódca podając im ubrania. - Gdy będziecie gotowi przyjdźcie tutaj. Wsiądziemy na konie i ruszymy.

   Gdy wyszli dostali własne konie i natychmiast mieli odjeżdżać. Wraz z męską częścią drużyny wybrały się Paryż i Alicja, aby powiadamiać bazę o wszelkich ewentualnościach.
W czasie drogi tajemniczym trafem konie Ani i Artura biegły tuż obok siebie. Wtedy spojrzeli na siebie, ale nie było to zwykłe spojrzenie. Jednak nikt nie wiedział czym było spowodowane.

   Na miejscu toczyła się zacięta walka. Wszędzie słychać było krzyki i skrzypanie żelaznych mieczy. Nawet dziewczynom ciężko było zgadnąć jak to się skończy, gdy Artik wbił swój miecz prosto w serce przywódcy, tracąc własne życie. Na twarzach wszystkich malował się żal, ale szczególnie w oczach Paryż, takich magicznych, teraz było widać przygnębienie.

 - Wiedziałem, że ten mały coś zdziała -rzekł Terminator.

 - Przyszło mu polec pod Piekarenką - dodał Matesso. - Wielu chciałoby tak skończyć.

 - Dzięki niemu mamy spokój od Alexandrii. Przynajmniej na moment - zakończył Szcześniak.

A/N
publikuję wszystko z powrotem, ale muszę ogarnąć jakieś rzeczy w stylu imion itd no i może uda mi się kontynuować :)

Klasa 7c: Powstanie ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz