~2~

258 7 2
                                    

Gdy dobiegli dostatecznie blisko, zauważyłam, że to te rodzeństwo z peronu! Jakie szczęście... Teraz przynajmniej będę miała się z kim trzymać.

-Umm, hej -powiedziałam gdy stanęli już obok mnie.

-Hej - przywitali się.

-Jestem Łucja Pevensie, a to Piotr, Zuzanna i Edmund, a ty? - przedstawiła wszystkich najmłodsza. Wydawała się naprawdę miła.

-Jestem Lily Evans, miło mi was poznać - uśmiechnęłam się.

-Nam również - odpowiedziała Zuzanna i wszyscy (oprócz Edmunda) się uśmiechnęli.

-Wie ktoś z was gdzie się znajdujemy? - wątpię że wiedzą ale warto spytać.

-Tak! Jesteśmy w Narnii - cieszyła się dziewczynka. Gdzie?

-Gdzie? - powtórzyłam pytanie z głowy.

-Zaraz się przekonasz jak opowiemy ci wszystko idąc tam - Piotr wskazał ruiny na szczycie puszczy. Nawet ich wcześniej nie zauważyłam...

Po drodze rodzeństwo opowiedziało mi w skrócie swoją poprzednią wizytę tutaj. Bardzo się zdziwiłam, ale strasznie im tego zazdrościłam. Swoją drogą strasznie mi kogoś przypominali... Wydaje mi się jakbym już ich kiedyś widziała/znała.

-No więc to chyba wszystko- pierwszy raz odezwał się Edmund, kiedy Łucja zaczęła coś mówić o Jadis, mierząc rodzeństwo morderczym spojrzeniem. Czy powiedzieli coś nie tak?

-Czyli mam rozumieć, że jesteście tu władcami? - dalej nie docierało do mnie to co ich kiedyś spotkało.
Wszyscy w odpowiedzi pokiwali głowami na tak, a ja lekko się ukłoniłam co wywołało u nas śmiech.

-Emm, a po co tak właściwie tu jestem? W sensie wy tu pełnicie ważną rolę i w ogóle... -postawiłam pytanie. No bo skoro oni są królami i królowymi to może jakaś magiczna siła ściągnęła ich z powrotem? A ja? Jestem nikim...

- Może przypadkiem? - odpowiedział pytaniem na pytanie Edmund, który swoją drogą nie za bardzo mnie lubi. -Stałaś obok może przez przypadek ciebie też tu przeniosło.

-W Narnii nic nie dzieje się przypadkiem! -zbulwersowała się Łucja -Na pewno był jakiś powód...

- No, jesteśmy - przerwał Piotr.

Wszyscy oprócz oczywiście mnie zaczęli się rozglądać... w sumie to nie wiem za czym.

A ja sobie poszłam.
Gdzie?
Nie wiem.
Przejść się.

Wyszłam przez jak mniemam bramę i szłam po prostu przed siebie. W około było dużo jabłoni więc zerwałam sobie jedno z wielu jabłek. Kiedy zaczęłam je konsumować doszłam nad klif. Usiadłam sobie na brzegu, tak że zwisały mi nogi. Podziwiałam właśnie najpiękniejszy widok jaki kiedykolwiek widziałam. Stąd było widać i plaże, i morze, i jeszcze otaczający plaże las.

Dopiero teraz zwróciłam uwagę jak jest tu pięknie. Czyściutki piasek i przejrzysta woda. A do tego świeże powietrze jakby bez żadnej skazy, bez żadnego dymu czy innego badziewia z Anglii.

Położyłam się i teraz wpatrywałam się w piękne, błękitne niebo. Zamknęłam oczy i wdychałam czyste powietrze.

-Dobra wstawaj- z tej jakże spokojnej i pięknej chwili wyrwał mnie głos bruneta przez którego o mało nie zleciałam z urwiska - Jak gdzieś idziesz to nam mów, bo potem nie potrzebnie będziemy cię szukać. - rzekł i poszedł w stronę ruin.

Wstałam, wyrzuciłam jabłko gdzieś w bok i poszłam za moim towarzyszem.

Nie przejmowałam się (póki co) oschłością chłopaka. Jak na razie nie będę na to reagować, bo chce się pokazać z jak najlepszej strony. Charakter nie pozwoli mi na to długo ale póki co się staram.

Kiedy przyszłam do reszty, wszyscy nadal się rozglądali, a Łucja podobnie jak ja dopadła jabłko i poszła na coś w stylu balkoniku. A ja nadal nie miałam co ze sobą zrobić więc poszłam i usiadłam na murku niedaleko najmłodszej Pevensie.

-Ciekawe kto tu mieszkał?- spytała w końcu dziewczynka. Też się zastanawiałam... Po zadanym przez dziewczynę pytaniu Zuza znalazła coś w trawie. Okazało się że nadepnęła na jakąś złotą figurę.

-Zdaje się że my -odpowiedziała jej siostra smutniejąc. Łusia podeszła do figury żeby się jej przyjrzeć i wtedy zza jakiś resztek schodów wyszedł brązowooki, a obok jego brat.

-Pamiętam tego konia, z moich szachów. - stwierdził Edmund.

-Których szachów? - spytał Piotrek.

-No w Londynie złotych figur raczej nie mieliśmy, co nie ? -odparł i wziął przedmiot do ręki.

Ja stałam z boku i tylko patrzyłam i słuchałam co mówią. Nagle dziewczynkę coś jakby olśniło.

-Już wiem! -krzyknęła i pobiegła w stronę środka tego miejsca. Oczywiście rodzeństwo pobiegło za nią. Ją również za nimi poszłam lecz troszkę wolniej.

-Już rozumiecie?- zapytała i zaczęła ustawiać rodzeństwo tyłem do resztek kamiennych krzeseł.- Wyobraźcie sobie... - sama stanęła obok rodzeństwa i zaczęła gestykulować ręką to co mówiła -kolumny i ściany... i szklany sufit.

Zapadła cisza, a ja jak głupia stałam naprzeciwko nich.

-Ker-Paravel...- powiedział cicho Piotr.

Z ich opowieści wiedziałam, że Ker-Paravel to był ich zamek. Wszyscy posmutnieli, nawet ja chociaż to oni spędzili tu 10 lat swojego życia.

-Ale jak to możliwe?- zapytała Zuzia. - przecież nie było nas tylko rok! Z logicznego punktu widzenia jest to niemożliwe. Mury wyglądają jakby się zawaliły wieki temu...

Przerwał jej Edmund, który nagle podbiegł do jakiegoś dziwnie okrągłego kamienia.

-Katapulty. -stwierdził.

-Co?- zapytał najstarszy Pevensie.

-No... Nie zawalił się sam z siebie... To było oblężenie- odpowiedział bratu.

Zachodziło już słońce i powoli zapadał zmrok.

-Dobra, spędzimy tutaj noc, a jutro zobaczymy co dalej -zarządził Piotr

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Niestety rozdziały po korekcie są troszkę krótsze, ale wydaje mu się, że są teraz lepsze.
Możecie podzielić się opinią w komentarzu ^^

A i jeszcze taka mała informacja.
Tutaj rozdziały będą pojawiały się częściej. Możemy zrobić tak, że np co tydzień np w niedzielę.
Tutaj również napiszcie co o tym sądzicie.

Do zobaczenia! <3

Przypadek czy przeznaczenie? |Edmund PevensieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz