~ prolog ~

58 12 7
                                    

*w galerii handlowej*

Wchodząc do sklepu od razu zauważyłam piękny czerwony podkoszulek w białe renifery. Może i nie był to wymarzony prezent mojej siostry, to jednak mnie bardzo się spodobał. Podeszłam do niego i stwierdziłam, że jest wykonany z bardzo dobrego i miłego materiału. Nie znam się na modzie, nigdy nie podążałam za trendami, dlatego nawet nie wiem jaki to materiał.

Znalazłam mój rozmiar i wtedy ujrzałam metkę z ceną. Czasami mam wrażenie, że ludzie za bardzo wyceniają swoje umiejętności. Pomyślałam sobie, że nie mogę tak łatwo odpuścić. Były święta, coś mi się od życia należy, prawda? Jeden drogi podkoszulek to nie koniec świata.

W drodze do przymierzalni obróciłam się na moment i zobaczyłam, że jakiś chłopak podszedł do tych bluzek, które przed chwilą oglądałam. Chciałam podejść i powiedzieć, że jeśli szuka dla kogoś prezentu, to będzie to idealny wybór. Jednak moja nieśmiałość wzięła górę i weszłam do kabiny przymierzalni.

*10 minut później*

Już szłam do kasy, gdy nagle straciłam równowagę i wylądowałam na ziemi, tłucząc sobie prawy łokieć. Nigdy wcześniej nie doświadczyłam takiego bólu, jak wtedy. Szybko doszłam do siebie i zaczęłam się rozglądać co tak naprawdę się wydarzyło. Obok mnie leżał jakiś chłopak, który tak samo jak ja, zaczął jęczeć z bólu. Nie bez powodu wydawało mi się, że skądś go kojarzę. To był on. To ten chłopak, do którego bałam się podejść.

Po chwili spędzonej na podłodze nasze spojrzenia się spotkały i zamiast mieć jakiekolwiek wyrzuty sumienia to zaczęliśmy się śmieć z zaistniałej sytuacji.

- Najmocniej Cię przepraszam, zahaczyłem o regał i straciłem kontrolę. - Zaczął się tłumaczyć - Miałem nadzieję, że zdążysz odejść, zanim na ciebie spadnę...

- No cóż, nie udało się... - wypaliłam bez przemyślenia. Nie chciałam, żeby to zabrzmiało jakbym się obraziła, ale niestety tak się stało.

- Tak... Myślę, że teraz jest dobry czas, aby wstać z podłogi - powiedział z dużym rozbawieniem, patrząc na ludzi omijających nas.

Już zdążyłam zapomnieć, że wciąż leżymy obok najniższych półek z butami. Uśmiechnęłam się do niego i wtedy dostałam olśnienia.

- Buty! - Krzyknęłam na cały sklep z uśmiechem na twarzy. Nie przejmowałam się tym, co ludzie sobie pomyślą.

- Buty? - Zdziwił się obok leżący chłopak. O nim też już zdążyłam zapomnieć.

- Tak, buty! Buty dla mojej siostry. Na prezent. Muszę kupić. Teraz. - Zaczęłam się trochę plątać w tym co mówię, ale nie zwracałam na to uwagi.

Chłopak popatrzył się na mnie z tym swoim ujmującym uśmiechem. Nie wiem jak długo na niego patrzyłam, ale wiem jedno - zdecydowanie za długo. Jeszcze chwilę patrzyliśmy na siebie, po czym w końcu wstaliśmy. Nie będziemy robić za mopy do podłóg.

Oprócz cudownego, szczerego uśmiechu i oczu błękitnych jak niebo, okazał się być bardzo miły i uprzejmy. Szybko wstał jako pierwszy, a potem mi w tym pomógł.

- Wiktor - przedstawił się podając mi dłoń.

- Ulka... - chciałam coś jeszcze powiedzieć, ale prostując rękę na nowo poczułam ogromny ból w łokciu i ledwo powstrzymałam się, żeby nie krzyknąć.

- Nic ci nie jest? Bardzo cię boli? Zadzwonić na pogotowie? Albo nie, zawiozę cię do szpitala. Powiedz coś, bo nie wiem co się dzieje!

Gdy usłyszałam te pytania wybuchłam śmiechem. Niepotrzebnie spanikował. To tylko chwilowy uraz. Przynajmniej miałam taką nadzieję.

- Nic mi nie jest, za chwilę mi przejdzie - powiedziałam, będąc przekonaną, że tak właśnie będzie.

Chwilę mi zajęło, zanim go uspokoiłam, że naprawdę nic mi nie jest i dobrze się czuję. W końcu ból zaczął ustawać. Na pożegnanie uśmiechnęliśmy się do siebie i rozeszliśmy się. Ja poszłam w stronę kasy, on do wyjścia. Nagle usłyszałam krzyk z tamtej strony.

- BUTY! NIE ZAPOMNIJ O BUTACH! WESOŁYCH ŚWIĄT PIĘKNA NIEZNAJOMA!

Niespełnione życzenieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz