*dzień przed Wigilią Bożego Narodzenia*
Wszyscy byli tacy zabiegani, bo myśleli, że nie zdążą zrobić tego, co sobie zaplanowali. Nigdy tego nie rozumiałam. Ja wolałam zrobić wszystko na spokojnie, bo w pośpiechu na pewno bym o czymś zapomniała.
Mama wszystkich tylko poganiała, żebyśmy się wzięli to pracy. Mimo, że wszyscy robili kilka rzeczy na raz to i tak, każdy z nas co najmniej dwa razy usłyszał, że się obija.
Zadaniem mojej siostry oraz moim było ubranie choinki i przystrojenie domu, żeby było czuć ten świąteczny klimat. Nasza mama królowała w kuchni, a tata był jej dostawcą różnych produktów. Pyszałek, nasz kundelek, miał jedno bardzo ważne zadanie - nikomu nie przeszkadzać. Rodzice od zawsze uwielbiali te Święta, dlatego nasza psinka dostała imię jak jeden z reniferów Świętego Mikołaja. Tak naprawdę to nie potrzebowaliśmy żadnych dekoracji ani piosenek świątecznych. Wystarczyła nasza psinka biegająca po domu i każdy był szczęśliwy.
- Ula! - Usłyszałam głos mojej mamy dobiegający z kuchni. - Mogłabyś pójść do sklepu po mąkę? Skończyła się już, a nadal nie skończyłam robić ciasta!
- A tata nie mógłby kupić? Będzie szybciej. Zanim ja się zbiorę, to minie trochę czasu. - Odpowiedziałam zniechęcona. Wolałam ubierać choinkę niż włóczyć się po zimnie.
- Tata wróci dopiero za parę godzin, a ja potrzebuję mąki teraz!
- Dobrze, daj mi chwilę.
W czasie gdy ja się ubierałam, mama zrobiła całą listę zakupów, które mam kupić. Mimo, że miała być sama mąka, to wiedziałam, że tylko na tym się nie skończy.
Po 10 minutach byłam gotowa. Do sklepu nie miałam daleko, dlatego zgodziłam się na te zakupy. Liczyłam, że szybko to załatwię i wrócę do domu, do ciepła.
Produkty z listy były bardzo rozbieżne i znajdowały się w totalnie losowych miejscach w sklepie. Biegałam wtę i wewtę po całym budynku. Ludzi było niemało, więc czasami trudno było mi coś znaleźć albo szybko przejść do innego stoiska.
*po 15 minutach*
Została mi ostatnia rzecz z listy. Stałam przed półką szukając najniższej ceny. Po chwili znalazłam, ale niestety była na najwyższej półce. Jako, że byłam krasnalem, nie mogłam tam dostać. Próbowałam nawet stanąć na palcach, ale to nic nie dało. Wtedy zauważyłam przez ramię, że ktoś ściąga dwa opakowania mąki z tej półki i mi podaje.
- Proszę bardzo, potrzebujesz więcej? - Jeszcze nie zdążyłam zobaczyć kto to, ale głos brzmiał bardzo znajomo.
- Nie, dziękuję. - Uśmiechnęłam się, gdy zobaczyłam radosną twarz Wiktora. Upłynęło kilka dni, a ja dalej nie zapomniałam o tym, jaki ma cudowny uśmiech. - Co ty tu robisz? - Spytałam zaskoczona.
- Wydaje mi się, że to samo co ty. Zakupy. Nie wiem czy pamiętasz, ale już prawie są święta, a właśnie w święta kupuje się najwięcej jedzenia. - Powiedział rozbawiony moją miną, gdy zdałam sobie sprawę, że to jest sklep i tu każdy może przyjść.
- No tak, to prawda. Jak nastrój przed świętami? - Spytałam chcąc ciągnąć dalej rozmowę. - Z kim je spędzasz?
- Nigdy nie byłem fanem Bożego Narodzenia, zwłaszcza od kiedy wyprowadziłem się z domu rodzinnego. Nigdy nie czułem tego zachwytu, a cała magia zniknęła, gdy nie mogłem spędzić tego czasu z rodziną.
- Może zaprosisz swoją rodzinę na święta? Na pewno się zgodzą, a ty może będziesz mniej depresyjny. - Powiedziałam rozbawiona.
- Niestety mam już plany, a moja rodzina nie jest raczej chętna do przyjazdu tutaj. W tym roku zaprosiła mnie do siebie moja dziewczyna - mówiąc to wskazał na trochę wyższą ode mnie brunetkę, która szukała jakichś słodyczy. - A dokładniej to jej rodzina. Nie jestem zbyt...
W tym momencie przestałam słuchać. A raczej zajęłam moje myśli czymś innym. On ma dziewczynę? Dlaczego mi o tym wcześniej nie powiedział? Z resztą, czym ja się przejmuję. Wciąż się nie znamy, a to jest dopiero nasze drugie spotkanie i drugie przypadkowe. Czego ja się mogłam spodziewać? Czego oczekiwałam?
- Ula... Ulka! Kontaktujesz jeszcze? - Zaśmiał się, ale wciąż miał poważną minę.
- Tak, tak, przepraszam, ale przypomniałam sobie, że muszę jeszcze pójść po mąkę.
- Przecież już ją masz. Nawet dwa opakowania.
- Znaczy tak, ale i tak muszę jeszcze iść... Po coś... Tam... - chciałam jakoś wybrnąć z tej sytuacji, ale chyba kiepsko mi szło. A raczej na pewno.
- No dobrze, ale zanim pójdziesz to tylko was sobie przedstawię - szybko odpowiedział - Skarbie, to jest Ula...
Chciałam być miła, mimo to wciąż porównywałam ją do siebie. Właściwie tu nie było co porównywać. Była o wiele ładniejsza ode mnie. Z charakteru wydaję mi się być miłą i przyjazną osobą, ale osobiście nie chciałabym mieć takiej przyjaciółki, ani tym bardziej dziewczyny.
Rozmawialiśmy przez dobry kwadrans. W końcu się zorientowałam, że totalnie o mnie zapomnieli i zaczęli wspominać swoje wypady i przypały.
- Wiecie co, ja naprawdę muszę już iść. Powinnam być już dawno w domu z tymi zakupami. Miło było Was spotkać, ale się spieszę - miałam nadzieję, że się nie obrażą za to. Nie miałam ani grama ochoty z nimi stać na środku sklepu i udawać, że super się dogadujemy.
- Jasne, nie zatrzymujemy cię już, wesołych świąt, Ula! - Gdy Wiktor to powiedział, przypomniałam sobie jego słowa z galerii. Tym razem nie byłam piękną nieznajomą, a zwykłą Ulą.
Chciałam również się pożegnać, ale zdałam sobie sprawę, że nie pamiętam jak jego dziewczyna ma na imię.
- Wesołych i radosnych świąt! - Na mojej twarzy wciąż widniał sztuczny uśmiech. Odchodząc obróciłam się chwilę i pomachałam do nich. Za zakrętem mogłam odetchnąć z ulgą, że już po wszystkim.
Teraz wystarczyło unikać ich aż do kasy. Wydawało się być banalne zadanie, ale niestety takie nie było. Po drodze wzięłam jeszcze czekoladę - musiałam jakoś odreagować to niekomfortowe spotkanie.
*w domu*
- Już jestem! - Krzyknęłam na wejściu, tym razem z prawdziwym, szczerym uśmiechem. Gdy poczułam to ciepło i piękne zapachy z kuchni to zaczęłam czuć prawdziwą magię i taki wewnętrzny spokój.
- No w końcu, ileż można czekać, masz mąkę? - Spytała zniecierpliwiona mama i cały czar prysł.
- Tak, mam.
Podałam jej całą siatkę z zakupami. Wzięłam tylko moją czekoladę i poszłam do salonu. Wchodząc ujrzałam piękną choinkę i ogromny bałagan na podłodze. Ania, moja siostra, skończyła już ubierać choinkę, ale dekorowanie domu zostawiła mnie. Z przyjemnością zaczęłam rozglądać się po pudełkach z ozdobami. Włączyłam świąteczną piosenkę i byłam gotowa do wielkiej zmiany ponurego domu w coś wyjątkowego, czego nie da się opisać słowami.
- No to zaczynajmy - powiedziałam sama do siebie z dużym optymizmem, zaczęłam śpiewać pierwszą zwrotkę i spojrzałam do pudła z cudnymi bibelotkami.
Nagle usłyszałam dzwonek do drzwi.
CZYTASZ
Niespełnione życzenie
RomanceNikt nie przypuszczał, że jedno przypadkowe spotkanie w sklepie może aż tak odmienić dotychczasowe życie. Dwójka nieznajomych sobie osób przekonała się o tym. Po tych nietypowych zakupach świątecznych już nie będą dla siebie obcy. Do czasu...