Pogrzeb odbył się cztery dni później. Wszyscy otrzymali uroczyste zaproszenia na ceremonię, a niektórzy także na konsolację. Milan od rana był przybity, nie chciał żegnać przyjaciela. Przed wyjściem z domu coś go tknęło. Wpadł w złość, ale w sercu miał nadal smutek. Chodził nerwowo po salonie, podczas gdy jego rodzice przygotowywali się w sypialni. Chciał zakończyć swoje życie, ale nie może zostawić przyjaciół, jeden z nich to już zrobił. Już mial zamiar uderzyć w ścianę pięścią, ale wpadł na pomysł. Zakończy ten rozdział. Zmieni się, a zacznie tą zmianę od wyglądu. Podkradł się do toalety i zgarnął z szafki zapasowy rozjaśniacz matki. Zapewne spóźni się na uroczystość, ale i tak nie zamierzał tam iść, wystarczy że zdąży na pochówek.
Opiekunowie opuścili dom ponad godzinę wcześniej, odwiedzając po drodze ciotkę, za to Milan gotowy dopiero wyszedł z łazienki, ale coś zmieniło się w jego wyglądzie. Niegdyś brązowe włosy zastąpiły niebieskie, za to zamiast typowej dla niego za dużej bluzy i dresów, założył obcisłe podarte spodnie, a do tego skórzaną kurtkę z dresowym kapturem. Ubranie typowego "bad boya", ale całą tą aurę psuł jego wzrok niewiniątka. Mimo wzrostu i mięśni, oczy wyrażały wszystko. Rzucił sobie ostatnie spojrzenie w lustrze, przybrał obojętny wyraz twarzy i opuścił mieszkanie.
Tak jak myślał, spóźnił się, ale nie tak bardzo jak sądził. Zarzucił na głowę nakrycie i wszedł do świątyni. Nie chciał nawet się patrzeć na nie zamkniętą, dębową trumnę. Usiadł w ostatniej ławce, poszukując wzrokiem przyjaciół. Oni sami znajdowali się z przodu i szeptali między sobą, a Quen rozglądał się co chwila, zastanawiając się, dlaczego Lanego nadal nie ma z nimi.
Organy wydobyły z siebie pierwsze dźwięki, trumna została zamknięta, a ludzie wstali i rozpoczęła się uroczysta msza. Ukrywał się przed wzrokiem przyjaciół i rodziny, wiedział, że jak odkryją jego zmianę wyglądu, zepsują całą ceremonię.
W końcu ksiądz wypowiedział ostatnie słowa, wypełnione udawanym żalem. Wszyscy wstali w akompaniamencie organów i udali się na cmentarz zaraz za pracownikami zakładu pogrzebowego, którzy nieśli trumnę. Została ona otwarta po raz ostatni na prośbę pani Johannes, a Milan mógł dostrzec niemal zwęglone ciało, ubrane teraz w schludny czarny garnitur i błękitną muszkę. Ten widok spowodował u niego łzy. Nie chciał wypuścić ani jednej więcej. Odwrócił wzrok i wycofał się na tyły tłumu. Nigdy nie widział sensu w uroczystych pogrzebach. Nie wiadomo, gdzie trafi się po śmierci, istnienie katolickiego Boga, to tylko jedyna z tysięcy opcji. Co jak zmarłym nie pomagają nasze modlitwy? Jak oni nawet nie wiedzą, że dalej się ich pamięta, kocha, tęskni za nimi? Dla tych ludzi nie ma znaczenia uroczystość i stypa na "pokazówkę", oni chcą jedynie być pamiętani. Pragną szczęścia tych, na którym za życia im zależało.
Wtem zerwał się wiatr. Sypane przez kuzynki Kaspiana kwiaty wzleciały w górę, tańcząc do muzyki, wygrywanej przez porywisty żywioł. Ludzie nie przejęli się pięknym zjawiskiem, a jedynie przytrzymywali kapelusze, berety i czapki na głowach. To Milan jako jeden z nielicznych podziwiał piękno żywiołu, aż coś zwróciło jego uwagę. Pomiędzy chmurami coś szybko się przemieszczało, wręcz leciało. Samolot tak nisko w tych okolicach? Niemożliwe. Dziura przez którą widoczny był kawałek czystego nieba, umożliwiła dojrzenie czegoś... więcej. Cień przybierał coraz bardziej wyrazistego kształtu, aż na niebie zabłysnęły skrzące się, metaliczne łuski. Blask zwrócił uwagę zebranych, ale jak oni podnieśli wzrok, dostrzegalny był już zaledwie mało wyrazisty cień stwora. W głowie Lanego kłębiły się pytania. Szok był wielki, żadne latające zwierzę na świecie nie jest tak wielkie, ani nie charakteryzuje się takim wyglądem. Chłopak nie zdawał sobie sprawy z tego, że nie tylko on miał same niewiadome w głowie, ale była też osoba, która bardzo dobrze zdawała sobie sprawę, że na niebie mogli dostrzec niezwykłego, mistycznego stwora, znanego tylko z legend.
CZYTASZ
𝐷𝐸𝑇𝐸𝐾𝑇𝑌𝑊𝐼 𝑍 𝑉𝐴𝑈𝐷
FantasyByła kiedyś legenda, opowiadała o niezwykłych ludziach potrafiących władać magią, którzy żyli przed laty nad Rivierą Szwajcarską. Słuch po nich zaginął tak szybko, jak pamięć ludzi tego dnia, kiedy piękna pieśń przerwała ich spokój. Teraz nikt już n...