Przez całą noc (z wiadomych przyczyn) Harry nie zmrużył oka, choć był naprawdę zmęczony. Brunet był zajęty zastanawianiem się co pomyśli sobie omega, gdy się obudzi.
Czy wszystko wróci do punktu wyjścia, kiedy oboje udawali, że się nie widzą?
Czy Louis się tym nie przejmie i po prostu potraktuje towarzystwo alfy, jak dodatkowe ogrzewanie?
Cóż obie opcje były dla Stylesa swego rodzaju rozczarowaniem, ale przecież nie mógł dać tego po sobie poznać, już i tak przez Louisa stracił sporą część swojego autorytetu. Czuł, że inne alfy zaczynają gadać za jego plecami, czuł? Nie on doskonale o tym wiedział, ale przyjmując pod swój dach syna Tomlinsonów (od których dawno nie dostawał żadnych wieści) zdawał sobie sprawę, że prędzej czy później inni zaczną gadać, to było nieuniknione.
Ale czy napewno chodziło tylko o kilka osobników w stadzie i ich nie mającym większego znaczenia zdaniu? A może chodziło o coś więcej?
Tak, alfa Styles bał się odrzucenia! Choć zabrzmi to absurdalnie to był jedyny powód, dla którego brunet jeszcze nie poprosił Louisa o chodzenie. Wstyd i strach, że chłopak mu odmówi. Tego bólu, nawet on nie dałby rady przezwyciężyć i choć znał Louisa krótko (ale z drugiej strony intensywnie) to czuł, że przy nim czuje się inaczej, taki mały i słaby. Z wielkiego alfy stada, robi się strachliwy szczeniak, który słysząc dźwięk głupiego odkurzacza chowa się gdzie popadnie.
Och gdyby jego ojciec go widział w tym stanie to chyba by go wydziedziczył...
- Harry? - usłyszał łagodny głos omegi, w którym nie było ani grama złości, nienawiści czy zwykłej niechęci. Nie! Głos szatyna był przyjazny, wrażliwy i miękki, był naprawdę przyjemny dla ucha. Ale miał też w sobie (i tu Styles sam się sobie dziwił, że w ten sposób porównał głos Louisa) coś jakby nutkę matczynej opiekuńczości (coś co powinno cechować każdą dobrą Lunę stada).
- Eeee... Tak? - spytał niepewnie, w obawie o tak zwaną "ciszę przed burzą".
- Masz straszne sińce pod oczami i jesteś nieludzko blady, spałeś w ogóle?
- Oczywiście, że tak - skłamał czując lekkie wyrzuty sumienia, ale nie czuł się na tyle ważny (i godny), żeby omega się nim martwiła i przejmowała. Przez niego i jego dumę chłopakowi mogło się coś stać.
- Nie wydaję mi się. Przyznaj, nie spałeś zbyt dobrze co?
- To nic takiego - zapewniał uparcie - poważnie... Lepiej chodźmy na śniadanie.
- Jeżeli mi nie powiesz o co chodzi to dzisiaj nic nie zjem!
- Chyba żartujesz.
- A wyglądam jakbym żartował? - spytał zupełnie poważnie chcąc jak najszybciej poznać powód takiego, a nie innego wyglądu Harry'ego, który tego ranka wyglądał jak siedem nieszczęść.
Brunet westchnął głęboko.
- No dobrze... Powiem ci, ale tylko dlatego, że mnie zaszantażowałeś.
- Czekam - skrzyżował ręce na piersi i wbił przeszywające na wskroś spojrzenie w Harry'ego.
- No, bo dużo myślałem i przy okazji martwiłem.
- Czyli to jednak było coś ważnego... A przeze mnie musiałeś wrócić i to zostawić?
- Nie! Absolutnie nie - szybko i zdecydowanie zaprzeczył zielonooki.- Myślałem o tobie.
- Co konkretniej?
- Między innymi, że nie chcę się z tobą kłócić i zależy mi na tobie.
- Jak na przyjacielowi? - zapytał przygotowując się już na spore rozczarowanie, którego jednak nie doświadczył, gdy usłyszał odpowiedź.
- Nie, na kimś dużo ważniejszym - sprostował.- Odkąd cię poznałem mam wrażenie, że moje życie wygląda zupełnie inaczej. Kiedyś robiłem rzeczy, z których teraz nie jestem dumny i co więcej myślę, że nie byłbym w stanie ich na dzień dzisiejszy powtórzyć.
- Czyli uważasz mam na ciebie dobry wpływ?
- Jakiś masz, ale czy dobry... - droczył się Harry, któremu było już nieco lżej na sercu, ale wciąż czuł, że ma chłopakowi tyle do powiedzenia.
Louis jakby czytał mu w myślach powiedział:
- Skoro już wszystko, a może raczej prawie wszystko wiem to jestem spokojny. Połóż się i spróbuj się przespać, a ja pójdę zjeść śniadanie.
- Obiecujesz?
- Czemu miałabym kłamać?
- Nie mam pojęcia, jeszcze cię nie rozgryzłem.
Szatyn uśmiechnął się lekko.
- Dobranoc alfo - powiedział i nachylił się nad starszym, aby złożyć na jego czole pocałunek.
Teraz to Styles się zarumienił.
- Postarać się nie opróżnić lodówki i zostawić coś dla mnie.
- Oczywiście - odpowiedział na odchodne opuszczając pokój, w którym Harry już powoli zasypiał.
***
Tak, to było to czego potrzebowałem - pomyślał tuż po przebudzeniu brunet i spojrzał na zegarek.
- Kurwa - syknął i szybko wstał, po czym zaczął niedbale wkładać na siebie jakieś spodnie i pierwszą lepszą koszulę (już nawet nie zwracał uwagi, że obie te rzeczy były z całkiem innej parafii i do siebie po prostu nie pasowały), wybiegł z sypialni w poszukiwaniu omegi, którego ku swojemu przerażeniu nie mógł nigdzie znaleźć.
Czyżby uciekł? Po tym wszystkim co mu powiedziałem? - zastanawiał się, choć w głębi duszy czuł, że to nie byłoby w stylu JEGO Lou.
Na szczęście po drodze krzątania się po willi trafił na Adama.
- Widziałeś gdzieś może Louisa? - spytał zasapany po maratonie wzdłuż korytarzy.
- Oczywiście sir, o ile dobrze pamiętam to poszedł ze swoim pupilem na dwór - odparł beta z trudem powstrzymując się od komentarza na temat stroju zazwyczaj ułożonego i perfekcyjnego pana Stylesa.
Po udaniu się zgodnie ze wskazówkami lokaja, Harry odnalazł swojego zagubionego Kevina bawiącego się w ogródku ze swoim jeżykiem.
- Lou...
- Alfo Styles, ja prze... - szatyn nie mógł dokończyć ponieważ przerwały mu miękkie usta bruneta lądujące na jego własnych. Tak skutecznie go uciszyły. Nie czując sprzeciwu ze strony omegi Harry pogłębił pocałunek badając swoim ciepłym językiem wnętrze niższego. Oderwali się od siebie dopiero, gdy Louisowi zabrakło tchu.
- Och Lou... Spójrz co ze mną robisz.
❤️❤️❤️❤️
TO JUŻ OSTATNI ROZDZIAŁ W TYM ROKU. ŻYCZĘ WAM WSZYSTKIEGO DOBREGO I OBY 2021 BYŁ DLA NAS WSZYSTKICH LEPSZYM ROKIEM NIŻ TEN.
CZYTASZ
Only mine a/b/o ( L.s)
ФанфикSilentwood to małe miasteczko położone w Anglii, zamieszkuje je wataha którą nieprzerwanie od wieków panuje klan Stylesów, ale to nie jest jedyna jedyna rzecz, która wyróżnia tę watahę na tle innych. 4 miejsce w #larry (6.12.2020) 2 miejsce w #larr...