Przed wami mały fragment drugiego rozdziału Bezduszności, który mam plan wstawić w poniedziałek. Evan Rosier gra tam pierwsze skrzypce, ale nie zabraknie na chwilę Pandory lub Regulusa. Im więcej czytam o Śmierciożercach tym bardziej się zastanawiam co oni tak naprawdę widzieli w Czarnym Panu. Rozumiem początki, jego obietnice i wielkie plany. Rozumiem końcówkę wojny, bo wtedy to było żyj i pokłoń się lub zgiń. Ale środek wojny czyli moment, kiedy Rosekiller dołącza jest naprawdę dziwny. Moim jedynym wytłumaczeniem jest fakt, że to miało być dziedzictwo, ponieważ są oni już kolejnym pokoleniem Śmierciożerców. Rodzice Lucjusza, Evana czy innych zaczynali jako pierwsi Śmierciożercy. A brak informacji o tym jak wyglądała hierarchia wśród Śmierciożerców powoduje, że zaczynam tworzyć coś własnego, ale na ile to jest sensowne, to pewnie wyjdzie w praniu. Zakon Feniksa wydaje się równie chaotyczny i nieukształtowany, ale w niego nie będę się, aż tak zagłębiać.
Fragment rozdziału 2 "Umiejętność planowania śmierci":
Evan zapisał kolejny ważny punkt. Musiał dać listę eliksirów, które chciał, aby Snape uwarzył dla drużyny. Chociaż może Barty byłby skłonny spotkać się z tym dupkiem sam, skoro i tak widzieli się prawie codzienne w rezydencji Czarnego Pana.
– Nie bądź dla niego za ostry, Evan – cichy głos Pandory rozbrzmiał tuż za nim, a Rosier podskoczył na fotelu i uderzył kolanami o spód biurka. Nie usłyszał jak wchodziła do gabinetu, co powinno go zaniepokoić, ale to była jego siostra. Ona nawet z masą biżuterii na nadgarstkach umiała poruszać się bezszelestnie.
– Kurwa mać, Pandora!
– On zmieni losy wojny – powiedziała z szeroko otwartymi oczami, wpatrzona w specyficznie zawinięte S które pisał Evan na pergaminie. (...)
– To słaby mściciel, który czerpie przyjemność z zadawania bólu – odparł bez zawahania. Miał wyrobione zdanie o Severusie Snapie.