U mnie jeśli chodzi o musicale, to na podium znajdują się: „Taniec Wampirów” (przede wszystkim oryginalna niemiecka wersja ze Stevem Bartonem w roli głównej), „Nędznicy” oraz „Rudolf – Affaire Mayerling”, więc też dosyć zróżnicowane tytuły. Nie wiem czy musicale dzielą się na jakieś style i rodzaje, ale wydaje mi się, że można określić mój gust musicalowy jako europejski. Uwielbiam Franka Wildhorna i jego musicale, które są wystawiane głównie w niemieckojęzycznych wersjach i w takich też mają moim zdaniem najlepszą obsadę i wykonanie całego spektaklu („Rudolf”, „Dracula”, „Jekyll & Hyde”, choć „J&H” akurat najbardziej lubię w polskiej wersji z prze-genialnym Januszem Krucińskim w tytułowej roli). Bardzo lubię też musicale jugosławskiego kompozytora – Sylvestra Levaya – który współpracuje z niemieckim libretto-pisarzem (o ile jest takie słowo) i tworzą świetne niemieckie musicale (moje ulubione to „Elisabeth”, „Mozart!” i „Rebecca”). W „Nędznikach” i „Miss Saigon” są jedne z piękniejszych według mnie utworów (a muzykę napisał francuski kompozytor, więc zaliczam je też do częściowo europejskich musicali). Całkiem podobają mi się też francuskie musicale (język mniej, ale mają ciekawy styl spektakli), np. „Notre Dame de Paris” jest bardzo piękne. Za to z polskich musicali na razie niezbyt wiele mi się spodobało. „Metro” widziałam w dość słabej obsadzie, więc może dlatego nie udało mi się nim zachwycić. Kiedy widziałam „Pilotów” za pierwszym razem, to też nie byłam jakoś specjalnie zachwycona, ale po wielokrotnym przesłuchaniu później płyty, okazało się, że jest to dużo przyjemniejszy do słuchania musical, niż mi się z początku wydawało, zwłaszcza, że też miał wspaniałą obsadę. Raczej nie przypadły mi do gustu te najnowsze anglojęzyczne produkcje typu: „Hamilton” czy „Six” i te wszystkie inne ze współczesną muzyką. Ale jak jest okazja zobaczenia czegoś na żywo z naszymi cudownymi polskimi aktorami, to nie wybrzydzam i idę na to, co akurat w Polsce wystawiają.