"W tym domu to ja jestem panem, nie Bóg"
Są to słowa mojego Aleksandra. Tego bohatera stworzyłam na swoje podobieństwo. Odwraca się od Boga, mówi, że Go nie potrzebuje, ale ostatecznie wraca do Niego, klęka w cerkwi i modli się, przepraszając za wszystko, co zrobił.
Byłam dzisiaj powitać pielgrzymkę, bo szedł z nią ktoś bardzo mi bliski. I co zobaczyłam? Ludzi, którzy mimo zmęczenia, mimo bólu, mimo tych pięciu dni uśmiechają się, tańczą, bawią, śpiewają, wyznają wiarę. I zrozumiałam, że tego im zazdroszczę. Tego, że doceniają i cieszą się sobą. Zazdroszczę tych uśmiechów, śmiechu, tych ciepłych słów i tej radości, dziecięcej radości, której ja w sobie nie mam od dawna. I uważam, że Aleksander powinien iść na pielgrzymkę, na moją tomaszowską, mimo tego, że jest prawosławny.
I cieszę się, że ci ludzie dalej idą, modlą się, mimo tego, że słyszy się z boku tyle gorzkich słów. I może to też inspiracja dla mnie. Żeby cieszyć się każdym dniem. I przede wszystkim usunąć truciznę, która krąży po moim ciele. I przestać nienawidzić siebie.