moje dzieciństwo było przepełnione abbą, boney m, modern talking i dawidem podsiadło; ostatni pan kojarzy mi się tylko z siostrą i naszym śpiewaniem "trójkątów i kwadratów" albo moniki brodki, u której "miał być ślub", a abba to ta zielona płyta z napisami zaznaczonymi wyraźną żółcią i różem, boney m to "daddy cool", "sunny", moder talking przepełniony był "brother louie", "you’re my heart, you’re my soul” i "cheri cheri lady" i jakoś tak mi dziwnie, gdy wiem, że nie usłyszę żadnego z tych dźwięków po powrocie do mieszkania, jeśli nie włączę ich sama, że zielona płyta abby nie zagra podczas podróży samochodem z, jeszcze wtedy, tatą, a na starym radiu, które zniszczyłyśmy z młodszą siostrą, nie posłucham już nigdy moder talking, mama nie będzie tańczyć ze mną do boney m, a siostrze zmienił się gust muzyczny i to słuchanie dawida czy moniki brodki nie ma tego klimatu jak kiedyś, to mi jakoś tęskno, nie mogę przyzwyczaić się do tego, że się zepsuliśmy i nie potrafimy naprawić