stałam się samotnym odcieniem ukochanego błękitu, lecz ktoś dołączył do mojego cienia, odbierając tym samym wyjątkowości ukochanej rzeczy. uciekłam więc w czerń, głęboką nicość, szukając pomiędzy nitek własnych słów. stałam się szarą plamą. ze smutkiem zrozumiałam, ile ust wykrzywionych w fałszywy uśmiech zwróciło się w moim kierunku. światło było jedynie krótkim mignięciem tuż przed moimi oczami. zgubiłam jednak swój błękit, nie mogłam już wrócić.
nic, co moje nigdy do mnie nie należało. były to ledwie kawałki mnie oraz ich odłamki szkła. nic, co moje nigdy do mnie nie należało. chciałam być okrutna, ale ostatecznie wcale mi się to nie udało. zgubiłam błękit, więc starałam się znaleźć mrok. nic, co moje nigdy do mnie nie należało. żyłam złudzeniem wymalowanym na kartce pozbawionej miejsca na mój ruch pędzlem.
nic, co moje nigdy do mnie nie należało.
teraz jest teraz, już nie nigdy.
teraz będę krzyczeć.
zabierzcie sobie swoją smutną nicość, należy mi się wszystko.
— d.