veebakk

jebać bycie miłym, drzyjcie na ludzi mordę

nqsturcja

nie ma co się męczyć 
Reply

nqsturcja

potwierdzam 
Reply

veebakk

no i doszliśmy do takiego momentu, że nie wiem co ze sobą zrobić 
          prawdopodobieństwo, że skończę jak mój biologiczny tatuś z roku na rok wzrasta 
          to nie tak, że nie umiem czegoś zrobić 
          po prostu mi się nie chcę, kurewsko mi się nie chcę, jak mam zrobić coś bardziej ambitnego to jestem chora
          dlatego z w pewnym sensie zazdrością, obserwuję jak wszyscy dookoła się rozwijają, robią cokolwiek podczas, gdy ja stoję w jakimś dziwnym bagnie po sam czubek nosa 
          ostatnio wiele sytuacji sprawiło, że zwątpiłam w dalsze powodzenie swojego życia 
          zauważyłam też, że przyzwyczaiłam się do tego, że jest źle i nie robię nic żeby jakkolwiek to poprawić, bo chyba zwyczajnie się poddałam albo jeszcze nie wiem na co mnie stać 
          ale to też nie to, wiem co mogę, ale właśnie to mnie przeraża, nie chce wiedzieć co dalej, a jednocześnie chcę i wykręca mi to żołądek 
          męczące jest bycie takim nieudacznikiem życiowym, choć może "nieudacznik" to za mocne słowo 
          powiedzmy więc, że kimś kto nie nadąża za tempem życia i nie potrafi się w to wkręcić na 100% 
          nie wiem z czego to do końca wynika, możliwe, że ze strachu, ale bycie pizdą to ostatnie, co mi się marzy 
          nieustannie towarzyszy mi uczucie bezsensu 
          nic nie ma sensu, "po chuj?" to jedne z najczęstszych pytań latających mi po bani 
          zero planu, marzenia są, ale marzyć to sobie nawet debil może
          w ogólnym skrócie nie wyrabiam i coraz częściej mam ochotę po prostu zniknąć
          nie od razu pozbawiać się życia, jeszcze wszystkiego na tym świecie nie odkryłam 
          chodzi bardziej o to, by móc choć na jeden dzień, żyć życiem, które od zawsze mi się marzy, najlepiej zdala od obecnej rzeczywistości, gdzie miałabym święty kurwa spokój 

veebakk

@ankas_16 szczerze, nie po drodze mi na terapie. mam za sobą miliony spotkań z psychologiem, psychiatrą, leki itp, nie wiem z trzy trzy lata temu to było chyba, ale do dziś nie sądzę, żeby dawały cokolwiek, poza lekkim wyprostowaniem mnie. bardziej szłam tam bo musiałam, nie wiedząc za bardzo, o co mi tak właściwie chodzi. źle to wspominam i nie uważam, żebym takiej formy pomocy potrzebowała teraz. nie chciałoby mi się tam chodzić XD 
            wszystko co się dzieję wynika bardziej ze strachu i lenistwa, nie z problemów z psychiką i nie widzę siebie w gabinecie psychologa. nie cierpię też jak pracują psychologowie, tego jak grzebią w dzieciństwie i wypytują o jakieś kompletne bzdury. zamiast tego wolę pogadać ze swoim starym. przez większość czasu jest ze mną okej, a takie epizody zwątpienia to serio rzadko. kiedyś się ogarnę w 100%, jak nie z własnej woli to zmusi mnie do tego życie. ogólnie dziękuję za radę, ale zabawę z terapiami wolałabym już zostawić 
Reply

ankas_16

@veebakk  
            Na pewno bycie przyjacielem terapeutą potrafi być bardzo, bardzo, bardzo obciążające i myślę, że jednak warto postawić tę granicę, bo w przeciwnym razie człowiek kończy totalnie wypalony. Żeby móc komuś nalać wody najpierw trzeba samemu ją mieć. A nawet jesli się ją ma to i tak nie będąc profesjonalną pomocą, może się okazać, że tej wody nagle zabraknie, nie dasz rady kogoś "uzdrowić". 
            
            Nie znam Twojej sytuacji szczegółowo, to czym się tu dzielisz to pewne Twoje przemyślenia, jak już ustaliłyśmy - taka forma pamiętnika/śmietnika. 
            Jednak zastanawiam się, czy nie myślałaś o próbie zwrócenia się do dobrze dobranego psychoterapeuty? 
            Nie twierdzę, że jest to rozwiązaniem wszystkich problemów, lecz odpowiednia terapia pozwala na dostrzeżenie pewnych zachowań, pozawala na przetarcie ścieżek, zauważenie schematów, przestaje się być jak dziecko we mgle. Łatwiej jest wtedy obrać jakiś kierunek i podążać...
Reply

veebakk

nie dajcie zrobić z siebie "kolegi terapeuty" 
            szczerze, gówno mnie obchodzą problemy was wszystkich i marzy mi się żebyście na jeden dzień wszyscy zamknęli mordy i nie przylatywali do mnie z każdą pierdoła tylko zaakceptowali, że wasze życie to syf, tak jak zrobiłam to ja 
            wszystkich ludzi, na których mi zależy, można zliczyć na palcach jeden ręki i to nie do nich są te słowa. im będę wdzięczna do końca
            wracając do taplania się w bagnie bezsensu, bezradności, smutku i monotonności 
            straszny syf, wierzcie 
            ale dopóki sama nie nazbieram tyłu sił by to naprawić, wciągnie mnie to bezpowrotnie 
            a na razie
            nie zapowiada się na poprawę
Reply

ankas_16

BIGBANG na Coachelli
          
          I don't know how to feel

veebakk

@ankas_16  nie można serduszkować, więc napiszę, że się zgadzam
Reply

ankas_16

@veebakk  
            Właśnie dlatego mam mieszane odczucia. 
            Bo z jednej strony ujrzenie ich w pełni chwały na festiwalu jednak muzyki zachodniej, jest pewnym symbolem, krokiem. 
            Ale z drugiej - rzeczywiście specyfika zespołu, środowiska, średnio pasują do Coachelli.
Reply

veebakk

@ankas_16  ja też nie. ale wydaję mi się, że to nie ich miejsce trochę 
Reply

veebakk

mam w sobie tyle syfu, że nawet już nikotyna na mnie nie działa
          
          z takich ważniejszych rzeczy które się ostatnio działy to:
          zaczęłam chodzić na siłownie (jeszcze trochę i będę mieć biceps wielkości głowy)
          wkroczyłam w najważniejszy i najbardziej stresujący etap w życiu. szczerze nie wiem co mam dalej ze sobą zrobić. lepiej nie będzie, może być tylko gorzej ewentualnie. nie pomaga też fakt bycia leniwym śmieciem. nie wiem, mam wrażenie, że osiągnęłam swoje życiowe 100% (mimo, że wcale tak nie jest), a dalszych planów brak
          
          kiedyś jak już może na stałe pozbędę się tego konta, to dropne ile mam lat, ale na razie to jest w ogóle nieistotne
          i może zostawię tutaj jednego swojego potworka
          
          aha i trapu słucham teraz
          tyle
          pzdr

veebakk

zabawne, bo z reguły pamięć mam dobrą,
          ale
          po latach dalej nie wiem, jak wymyśliłam tą nazwę użytkownika. wspomnienie to zapodziało się gdzieś w archiwum, ale nazwa fajnie brzmi, więc może zostać.
          na szczycie moich pomysłów na nazwę użytkownika jest "blants69" i "stanagonalnyy", ale te pseudonimy autorskie to już inna bajka, na pewno nie ta aplikacja
          moją ulubioną rzeczą w tym profilu, jest przeplatanie życiowych wpisów (w których może ktoś poza mną widzi sens) z gównem takim jak to 
          witamy w raju