Rozdział 1.1 - Burza w fiolce eliksiru

1.2K 119 165
                                    

Czerwonawy, nieco mętny płyn błysnął we wpadających przez uchylony lufcik promieniach wschodzącego słońca. Diamentyna potrząsnęła energicznie butelką i ustawiła ją przed sobą na statywie. Pośpiesznie zgarnęła z blatu porozrzucane papiery z wykazem zamówionych produktów oraz kilka fiolek z fiołkową płukanką na szybszy porost włosów, których nie zdążyła zinwentaryzować i ustawić na półce. Oparła głowę na dłoniach i zdmuchnęła z twarzy wpadające do oczu jasne kosmyki. Wpatrywała się wyczekująco w uwarzony przed chwilą eliksir.

Wcześniejsze zmęczenie po całonocnej pracy przy porządkowaniu dostawy specyfików do Salonu Piękności Alchemicznej ciotki Celi na zmianę z pilnowaniem wywaru wyparowało jak sok z owoców dzikiej róży, który dodała do kociołka jako ostatni składnik. Na chwilę zerknęła ponownie raz do notatek trzymanych na kolanach, chociaż prawidłowy kolor napoju znała na pamięć. Rubinowa czerwień o złocistym połysku.

Dziesiątki wcześniejszych prób kończyły się nie tylko fiaskiem, ale i często niekontrolowanym wybuchem. Cud, że strych, pełniący funkcję magazynu dla salonu ciotki (gdzie Diamentyna wygospodarowała sobie odrobinę miejsca na swoje eksperymenty) nie stracił jeszcze dachu. Chwała arcymagowi, że nikt z sąsiadów jak do tej pory nie przyszedł poskarżyć się na nocne hałasy. I całe szczęście, że fiołkowa płukana sprawdzała się doskonale przy wspomaganiu odrastających brwi.

Ale kto by się przejmował brwiami? Czy tam ich brakiem? Phi! Zawsze mogła je domalować kredką, czy poprosić którąś z sióstr, by zrobiła to lepiej. Dopóki nie urwie jej głowy, nie podda się! Kto wie, kiedy następnym razem Gildia Alchemików Ropuszyna ogłosi nabór na nowego członka? Za kilka, kilkanaście lat, kiedy jeden ze starszych magów przejdzie na emeryturę? Nie mogła tyle czekać. Musiała wyrwać się ze SPA, zająć poważniejszą pracą, poczuć, że to co robi, miało jakikolwiek sens.

Jej szansa na lepszą przyszłość zabulgotała, a czerwone bąble tryskały wysoko ponad wylotem naczynia. Pierwszy raz osiągnęła aż tak spektakularny efekt! Tylko... Na pewno to miało tak wyglądać? Szybko sięgnęła po stary podręcznik taty. Na okładce błysnęły nieco już wytarte srebrne litery układające się w tytuł: „Wielkie Alchemiczne Receptury Zaawansowane". Otworzyła na zaznaczonej wstążką stronie i przesunęła palcem po przedostatnim akapicie instrukcji.

Pozwoliła sobie na donośne westchnienie ulgi. Zgadzało się! To się nazywała prawdziwa magia! Nie stosowanie gotowych produktów upiększających na marudnych klientkach salonu, ale tworzenie samemu skomplikowanych wywarów magicznych. A jej był prawie gotowy. Jeszcze dosłownie chwilka...

Obejrzała się za siebie. Zerknęła na klepsydrę ustawioną wcześniej na regale z kremami do twarzy z wyciągiem z łusek syreny. Piasek prawie się przesypał. Czas się kończył i za chwilę miało się okazać, czy nareszcie poprawnie uwarzyła eliksir. Jak zawsze postępowała zgodnie ze wszelkimi wskazówkami. Niczego tym razem nie przeoczyła. Tak, owszem, przy poprzednich nieudanych podejściach również tak uważała, ale nie mogła się przecież wiecznie mylić. Prawda?

Wierciła się nerwowo na krześle, gdy eliksir stopniowo się uspokajał. Obserwowała unoszącą się wąską smużkę bladoróżowego dymu z butelki i dla pewności pociągnęła nosem. Z dziwną satysfakcją odnotowała lekkie pieczenie, a potem rozchodzące się po płucach ciepło. Odpowiedni zapach, wiśniowy i lekko pieprzny, uzyskiwała już wcześniej i tym razem również zgadzał się z opisem w książce.

Bulgotanie ustało, a płyn wyklarował się dokładnie w tym momencie, kiedy ostatnie ziarenko wpadło do dolnej bańki klepsydry.

Diamentyna ściągnęła z rąk grube, skórzane rękawice, zdjęła wciąż lekko ciepłe naczynie ze statywu i przybliżyła do twarzy.

Receptura na sukcesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz