— Co pani wyprawia?! Proszę zobaczyć jak krzywo!
Awanturująca się od samego początku klientka wskazała na swój lewy palec serdeczny. Pomalowany paznokieć nie odstawał jakością wykonania od pozostałych, ale Diamentyna nie miała sił, ani tym bardziej czasu, by się wykłócać. Nie zdołałaby przekonać Lidmary Baks. Żona prezesa Magicznych Manufaktur nie mogła się przecież mylić, a swoją rację musiała przedstawiać w sposób niepozostawiający złudzeń, kto należał do elity Ropuszyna.
— Ma pani rację. Już poprawiam. — Diamentyna uśmiechnęła się przepraszająco.
Sięgnęła po buteleczkę ze skondensowanymi łzami żmija. Nalała odrobinę na wacik i delikatnie zmyła cały lakier. Sięgnęła po pędzelek i jak najdokładniej ponownie pomalowała paznokieć.
Lakier idealnie pokrył płytkę i pięknie błyszczał w świetle lamp. Nie można się było do niczego przyczepić.
— Wie pani co?
Lidmara przyjrzała się krytycznie swoim serdelkowatym palcom pogrubionym dodatkowo przez noszenie ciężkich pierścionków w absurdalnej liczbie.
Diamentyna zaklęła w duchu, czekając na kolejne słowa.
— Amarantowy to jednak nie był dobry wybór. Proszę zmyć i zrobić mi fuksję.
— Oczywiście — odpowiedziała grzecznie, choć w środku gotowała się, jakby dopiero co wypiła eliksir wzmacniający, który zaraz przecież powinna zanieść do oceny.
Spojrzała na wiszący zegar i zdusiła przekleństwo. Jeśli Lidmara Baks zamierzała dalej się tak wszystkiego czepiać, nigdy się jej nie pozbędzie i nie zdąży na rozmowę.
— Ale jest pani pewna? Amarantowy to kolor tego sezonu! — zapewniła entuzjastycznie.
Zdecydowany wzrok klientki pozbawił złudzeń, że desperacka próba mogła odnieść jakikolwiek sukces.
— Chcę fuksję! — pisnęła Lidmara, a z oburzenia pucułowate policzki pokryły plamy o barwie odpowiadającej żądaniom. — Już, już. Nie gadać, robić.
Całe wieki później Diamentyna zdjęła roboczy fartuch i odwiesiła na haku. Pośpiesznie przewiesiła przez głowę torebkę, do której wcześniej schowała butelkę z eliksirem wzmacniającym, i wybiegła z Salonu Piękności Alchemicznej.
Nie do wiary, że to babsko jeszcze trzy razy zmieniało zdanie w kwestii koloru. Że też marka Meluzyna miała tyle odcieni intensywnego różu do wyboru!
Była spóźniona. Potwornie spóźniona. Jak na złość Lidmarę Baks zapisano na ostatnią godzinę właśnie do niej, a żadnej z sióstr nie zdołała przekonać do zamiany. Jeśli przez taką głupotę nie zdąży na rozmowę, to chyba coś sobie zrobi i to nie będzie perfekcyjny manicure!
Niemal przebiegła przez plac targowy, lawirując między kupującymi i handlującymi. Gdzieś w tłumie mignęła jej sylwetka Honorycji, która robiła zakupy na straganie z warzywami, ale tylko odmachała jej na oślep.
— Powodzenia, Diam!
Usłyszała za sobą krzyk przyjaciółki. Jej jedynej powierzyła swój mały sekret. Nie przyznała się nawet Fibertowi niepewna jego reakcji. Ostatnio miał dla niej coraz mniej czasu, wciąż zajmowała go praca. Jednak nie miała prawa robić komukolwiek wyrzutów. Sama nie pozostawała mu dłużna. Zaniedbała go. Ale to się zmieni! Dostanie się do GAR-u i wspólnie będą świętować jej sukces i jego ostatni awans na asystenta Sekretarza Ropuszyna.
Kiedy przechodziła przez rynek, zerknęła na wieżę ratuszową. Wskazówki zegara bezlitośnie pokazywały, że od piętnastu minut powinna być na miejscu. Przyspieszyła. Ciekawe czy Fibert widział ją z okna, jak szaleńczo przebierała nogami i zastanawiał się, co też jej strzeliło do głowy? Raczej nie. Pewnie siedział zakopany w dokumentach. Przy takim oddaniu miastu jeszcze zostanie najmłodszym w historii arcymagiem.
CZYTASZ
Receptura na sukces
FantasyDiamentyna Limak chce czegoś więcej od życia niż mało ambitnej pracy w Salonie Piękności Alchemicznej swojej ciotki. Ze zwiniętych ojcu książek o magicznych recepturach oraz ze zdobywanych pokątnie składników po godzinach szkoli się ze skomplikowane...