Rozdział 1.3 - Burza w fiolce eliksiru

444 83 162
                                    

Została sama na środku auli. Rząd buteleczek wypełnionych czerwonym płynem mienił się przed oczami. Złapała swój eliksir i porównała z tym, który uznała za perfekcyjny. Jakim cudem udało się twórcy uzyskać tak czyste barwy? Stop! Nie mogła się teraz załamywać. Warzenie pod presją i czujnym okiem alchemików niezapowiedzianego wywaru będzie czymś zupełnie innym, niż spokojne dopracowywanie go w domowym zaciszu. Niekoniecznie jej największy przeciwnik okaże się i w tym lepszy. Wciąż miała szansę!

Przyjrzała się miksturom pozostałych konkurentów. Ha! Proszę bardzo! I co z tego, że magowie z niej zakpili? Liczyły się fakty, a te mówiły za siebie. Może nie wygrała tej tury, ale jej dzieło należało zaliczyć do trójki najlepszych.

Co prawda spodziewała się innej reakcji komisji. Pochwały za dobrze przygotowany wywar. Minimalnie profesjonalnego podejścia. Alchemicy wydali się wręcz niezadowoleni jej przybyciem, a przecież powinno im zależeć na jak najwyższym poziomie konkursu... Nieważne, jeszcze zdobędzie ich uznanie jako członek gildii!

Rozejrzała się po auli. Namalowany na jednej ze ścian Panaceus stał nad wielkim kotłem, z którego tryskały iskry. Lodowaty powiew przebiegł wzdłuż kręgosłupa Diamentyny. Przez moment odniosła wrażenie, że starożytny mag spojrzał surowo wprost na nią. Chyba również nie cieszył się z jej obecności.

Wyszła na korytarz. Natychmiast ucichły wszelkie rozmowy. Wykrzywiła usta w wymuszonym uśmiechu. Podeszła do nieco oddalonego okna i oparła się plecami o parapet. Przeleciała wzrokiem po twarzach konkurentów. Żaden nie wyglądał na tego, który mógł uwarzyć najlepszy eliksir. Ale czy to ważne? Musi dać z siebie wszystko, a nie oglądać się na innych!

Próbowała przypomnieć sobie w myślach receptury na co bardziej skomplikowane eliksiry, ale przestała, bo wszystko zaczęło się jej mieszać. Gdy stanie przed kociołkiem z chochelką w jednej ręce i składnikami w drugiej, odzyska spokój i będzie wiedziała, co robić.

Po dłuższej chwili wrota otworzyły się ponownie. Na korytarz wyszedł jeden z członków rady i zaprosił uczestników do środka. Młodzi magowie ustawili się w rzędzie naprzeciwko stołu komisyjnego. Przez chwilę trwało zamieszenie, gdy zamieniali się miejscami tak, by każdy stanął naprzeciwko swojego wywaru. W wolnej przestrzeni między rudzielcem a jego przysadzistym kolegą Diamentyna dostrzegła własną butelkę. Założyła ręce do tyłu i skrzyżowała palce na szczęście.

Stefaniusz Bagien wystąpił do przodu, wygładził rękawy szaty i odchrząknął.

— Yhym... Dziękujemy wszystkim za przybycie. Po krótkiej naradzie jednomyślnie wybraliśmy trzy najlepsze eliksiry wzmacniające. Ich autorów zapraszamy do drugiej tury zmagań.

Mag podszedł do fiolki zawierającej płyn o najczystszej barwie, co wcale nie zaskoczyło Diamentyny. Uniósł wysoko naczynie i zawołał:

— Teodorian Tygiel.

Na środek wystąpił wysoki szatyn. W przykrótkawych, znoszonych spodniach i nieco zszarzałej koszuli wyglądał niepozornie, ale Diamentyna dostrzegła u niego błysk inteligencji w oczach. Z jego postawy dominował spokój. Wymagający przeciwnik... Tym bardziej będzie dumna, gdy go pokona!

Następnie wybrano autora eliksiru, który uznała za równie dobry, co jej własny. Zacisnęła mocniej palce. Zaraz zostanie wywołana. Już szykowała się, by wystąpić do przodu. Jednak Stefaniusz Bagien zamiast dojść do jej butelki, zatrzymał się wcześniej i wybrał, co prawda poprawnie uwarzony, ale przeciętny eliksir.

— Oraz Sebysław Meszek. No, dobrze... Alchemia to dziedzina piękna, ale zaskakująca. Trzeba być gotowym na niespodziewane — mówił tak znużonym głosem, że sam na pewno nie był przygotowany na nic odbiegającego od rutyny. — Podstawą jest perfekcyjnie opanowana teoria. Dopiero wtedy można w ogóle myśleć o praktyce. Dlatego wspólnie zdecydowaliśmy, że drugą turą wyjątkowo w tym roku będą pytania. Macie kwadrans, żeby się przygotować.

Receptura na sukcesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz