Karine Swelt mieszkała w rozpadającej się chacie na skraju Lasu Cudów. Nietuzinkowe miejsce dla młodej kobiety, a na pewno niebezpieczne. Co przywiodło w te strony piękną, niewinną panienkę? Tego nie wiedział nikt. Jedyną pewną rzeczą było to, że Karine wcale nie czuła się w swojej chatce szczęśliwa.
Nocami owijała się cienkimi kocami i wciskała twarz w poduszkę, byle tylko nie słyszeć szumu dzikiego wiatru i wycia wilkołaków buszujących po lesie. Karine była zupełnie sama. Jakiekolwiek ludzkie dusze znajdowały się dziesiątki kilometrów dalej. Nikt nie lubił zapędzać się w okolice Lasu Cudów.
Kobieta rozpaczliwie potrzebowała towarzystwa. Chociaż przeżyła ledwo dwadzieścia pięć wiosen, jej rude włosy przyprószyła siwizna, a na twarzy wykwitły pierwsze zmarszczki. Mieszkańcy miasteczka Bler, w którym Karine pojawiała się raz w miesiącu, mawiali, że tak działa zabójcza magia Lasu Cudów. Głupcy. Gdyby któryś z nich zajrzał w głąb duszy Karine, zobaczyłby morze bólu i samotności. To siły, które zmieniają człowieka bardziej aniżeli jakikolwiek czar.
Kiedy w Wiridii topniały śniegi, podczas jednej z wypraw do miasta Karine podsłuchała rozmowę kilku biednych mieszczanek. Mówiły o wiedźmie, która na parę dni zatrzymała się we własnoręcznie wybudowanym szałasie tuż za miastem. Za odpowiednią opłatą starucha mogła spełnić każde życzenie. Karine nie mogła zmarnować takiej okazji.
Wybrała się za miasto i z łatwością odnalazła siedzibę wiedźmy. Szałas sklecony ze szmat i gałęzi wyglądał, jakby miał się rozpaść przy byle podmuchu wiatru. A jednak stał. Przed nim płonęło ognisko, przy którym kuliła się starucha opatulona w dziurawy płaszcz. Przyglądała się nadchodzącej Karine jednym czarnym okiem. Po drugim pozostała tylko szkaradna blizna.
Kobieta zatrzymała się dziesięć metrów od ognia. Ogarnęły ją wątpliwości. Jaką cenę przyjdzie jej zapłacić za swoje życzenie? Starucha gestem dłoni kazała jej podejść bliżej. Jej usta wykrzywiały się w grymasie, który miał być uśmiechem.
Karine odrzuciła wątpliwości na bok.
– Witaj, moje dziecko – rzekła wiedźma głosem, w którym pobrzmiewały setki przeżytych lat. – Usiądź. Rozgrzej zmarznięte dłonie.
Karine bez słowa wykonała polecenie. Kto śmiałby sprzeciwiać się wiedźmie?
– Nic nie mówisz? – powiedziała starucha. – A jednak po coś tu przyszłaś. Tak, widzę w twoich oczach strach, zmęczenie, żal za tym, co utraciłaś. Czego ci trzeba? Nowej urody, eliksiru miłości, worka pieniędzy, a może pragniesz zemsty na tych, którzy zadali ci ból?
Drzewa nieopodal drgały na wietrze. Dym z ogniska osnuwał twarz wiedźmy, zakrywając jej nikczemny uśmiech.
Karine pokręciła głową.
– Czego więc pragniesz? – domagała się starucha. Jej ciekawość sięgała zenitu. Im większe życzenie, tym wyższa cena. Wiedźma już w pierwszej chwili spostrzegła, że Karine odda jej wszystko, byle tylko spełniło się jej pragnienie.
– Chcę dziecka – odparła Karine, odzywając się cichym, drżącym głosem.
– No, tak – mruknęła starucha. Podniosła się i dorzuciła drew do ognia. Snop iskier wystrzelił w powietrze. – Nie ty jedna, moje dziecko. Wiele kobiet, które dni młodości mają już za sobą chciałyby zaznać macierzyńskiej miłości. Ale żaden mężczyzna nie chce się wiązać z brzydką, wychudłą dziewczyną, z twarzą zmarszczoną jak u babki. I cóż mają zrobić? Zostają same. Na zawsze.
Może Karine tylko się zdawało, a może naprawdę płomienie na ułamek sekundy przybrały czarną barwę. W jej sercu otworzyła się otchłań rozpaczy. Zostanie sama. Na zawsze.
CZYTASZ
Legendy z Zatoki Hikari
FantasyW Zatoce Hikari sąsiadują ze sobą trzy państwa: Nordea, Wiridia i Ras. Z pozoru piękne, we wnętrzu skrywają ponurą prawdę. To świat, w którym dzieci płacą za błędy rodziców. Świat, w którym wygra najpotężniejszy. Świat, w którym uczucia sprawują wła...