snowy day

174 17 3
                                    

Są takie miejsca, które mają własny klimat. Chyba nawet nie muszę wam opisywać, co czuje się, wchodząc do domu dziadków, szczególnie w święta. W salonie stoi mała choinka, jeszcze bardziej dodająca wnętrzu przytulności, z telewizora dobiega jakiś koncert kolędowy, a w powietrzu unosi się zapach przeróżnych potraw.

Przez wręcz podziwu godne zagrania rodziców, o których chyba wolę nie rozmawiać w czasie świątecznym, nie było mnie tam ponad dwa lata, a jednak przekraczając próg i dostając te same, już nie za duże, puchate kapcie, poczułam się, jakbym wreszcie wróciła do swojego bezpiecznego miejsca.

Na wejściu standardowe obejmowanie, ściskanie policzków i pytania o samopoczucie, podczas których mimo wszystko uśmiechałam się z rozczuleniem, bo ci ludzie emanowali taką miłością, że dziwiłam się, jakim cudem byli jakkolwiek spokrewnieni z moją mamą.

Racja, wybaczcie, w święta miałam nie krytykować.

Ta oaza dobroci mieściła się nieco za samym Jersey. Zdecydowanie blisko od naszego, cóż, dawnego mieszkania, jednak nawet za tamtych czasów bywaliśmy tam zbyt często. Nie wiedziałam dlaczego, ale dość typowo nie zależało to nawet ode mnie.

- Ktoś tu chyba jechał okrężną drogą – Uniosłam wzrok, pozwalając uśmiechowi dość przerażająco rozświetlić moją twarz, gdy tylko usłyszałam głos Bethany. Z cichym piskiem podbiegłam, rzucając się na nią i wywołując u niej śmiech. – Przysięgam, nawet nie masz pojęcia, jak za tym tęskniłam!

- Wiem, że widziałyśmy się w wakacje, ale czuję się, jakby to też trwało dwa lata...

- Spotkania świąteczne są po prostu poza normalnymi kategoriami – Odsunęła się nieco, żeby posłać mi wymowne spojrzenie, po czym zmierzyła mnie wzrokiem. – Piękna sukienka. Ćwiczyłaś?

- O dziwo jazda na łyżwach dużo daje – ściszyłam głos, na co uniosła lekko brew. – Potem ci wszystko opowiem.

- Nie widzę innej opcji, a póki co...

- Idziemy wypatrywać pierwszej gwiazdki, wiem – Pokiwałam głową, wywołując u niej to najsłodsze, zachwycone spojrzenie. Obejrzałam się jeszcze na uśmiechniętych dziadków, zanim zaciągnęła mnie za rękę do swojego dawnego pokoju, który zwykle dzieliłyśmy w święta.

Może nie należałam do wielkich fanów tych tradycji, poza naszą osobistą pierniczkową, ale Beth naprawdę kochała tę otoczkę, dlatego zawsze zaliczałam z nią wszystkie punkty jej świątecznej listy.

Jakkolwiek banalnie to nie brzmi, jej radość była dla mnie najlepszym prezentem.

I dlatego właśnie kolejne pół godziny siedziałam z nią na parapecie ciemnego pokoju, rozmawiając po cichu, jakby głośniejszy głos mógł sprawić, że przegapimy upragniony widok.

- Brakowało mi tego rok temu – szepnęła, a ja przytaknęłam, doskonale ją rozumiejąc. – Święta bez najbliższych ssą.

- Mnie nie musisz tego mówić. Trzeci rok z rzędu rodzice bronią się rękami i nogami, żebym tylko nie spotkała się wtedy z przyjaciółmi, więc bez ciebie zeszły rok był całkowitą rozpaczą – westchnęłam. – Ty właściwie nie powinnaś spędzać ich też ze swoim chłopakiem? – Uniosłam prowokująco brew, na co prychnęła rozbawiona. – Pamiętam, jak zaczynaliście się umawiać, gdy jeszcze tu mieszkałam.

- Mimo wszystko nie mam pojęcia, kiedy przeleciały mi te... Ile? Dwa i pół roku? Moje życie straciło na ciekawości bez ciebie obok – przyznała, krzywiąc się nieznacznie. Posłałam jej uśmiech. – Jutro spędzę z nim czas, spokojnie.

- Masz szczęście, że babcia i dziadek tu są, bo zabiłabym cię za zostawianie mnie w pierwszy dzień świąt.

- Powinnaś zacząć myśleć pozytywniej.

under the christmas' lights | oneshotsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz