Prolog

108 10 4
                                    

   Aby przeżyć, należy odnaleźć w sobie spore pokłady siły. Według niektórych życie samotne to aspołeczność i egoizm. Jednakże jest się wtedy niezależnym i nie pociąga za sobą w otchłań innych, jeśli się tam zmierza. Wiele osób boi się samotności, ale to właśnie ona pomogła Sethowi stać się wolnym, silnym i nietykalnym. To właśnie nazywa się prawdziwą siłą. — Wilczy Książę.

* * *


 
   Tej zimy na południowo-zachodnich terenach Kanady panował ogromny mróz, wiatr wiał na tyle mocno, aby stare drzwi "Sheep's Wool" co jakiś czas trzaskały z impetem o obskurną ścianę obok, a ludzie wewnątrz domniemanego baru klnęli wniebogłosy.

   Nikt jednak, pomimo panującej zmarźliny nie miał ochoty na wykłócanie się z nieprzychylnym losem i nie wyściubiał nosa z poza własnego kufla z piwem.

   Na jednym z barowych krzeseł, miejsce zajmował starszy mężczyzna, odziany w stary frak, gdzieniegdzie rozdarty przez jakieś ostre narzędzie. Zaraz zaś obok jego nogi leżał białowłosy wilczur o przenikliwym spojrzeniu, który wielkością mógł równać się co najmniej do bioder owego starca.

   Quint Berrycloth, bo tak nazywał się mężczyzna, był w knajpie stałym bywalcem i każdy kto go znał, wiedział jaką wybuchową naturą dysponował. Tym razem jednak nie odezwał się słowem, a jego wiatrówka pozostała nietknięta, godnie zajmując oparcie na barowym stole.

   — Pogoda dziś nie sprzyja co, przyjacielu — nad jego głową rozległ się niski baryton kogoś, kto chwilę temu wpadł z hukiem do wnętrza pomieszczenia i bez pośpiechu zajął miejsce przy stole.

   Quint jakby wybudzony z letargu, spojrzał niemrawo na nowo przybyłego, a pies u jego stóp zawarczał ostrzegawczo.

   — Spokój, Leah — okaleczona, pokryta licznymi zmarszczkami dłoń mężczyzny wylądowała na głowie zwierzęcia w uspokajającym geście, a sam Berrycloth rzucił niepewny wzrok na towarzysza. — Nie wiem co cię sprowadza w te strony, Jeremy, ale moja odpowiedź w dalszym ciągu brzmi, nie.

   — Quint, nie daj się prosić — nalegał mężczyzna. — Tym razem jestem tu tylko przez niesprzyjające warunki na zewnątrz. Nie wiedziałem, że cię tu spotkam. Jednak to, że los postawił akurat ciebie na mojej drodze możliwe, że nie jest wyłącznie zbiegiem okoliczności. Dlatego powtórzę jeszcze raz. Winston zapłaci sporą sumę pieniędzy za zabicie przynajmniej jednego z nich.

   — Mówiłem, że to szaleństwo! — warknął starszy z mężczyzn i poderwał się z dotychczas zajmowanego stołka. Jego pies najwyraźniej wyłapał emocje swojego pana, bo zaalarmowany nagłą zmianą w głosie Berrycloth'a również poderwał się na wszystkie cztery łapy podnosząc potężny łeb ku górze by ocenić zaistniałą sytuację.

   — Siadaj — oznajmił nad wyraz spokojnie i położył dłoń na ramieniu Quinta. — Może i tak ale pomyśl ile byśmy na tym zarobili.

   Starszy mężczyzna, który przez dłuższą chwilę wpatrywał się w nalegający wzrok Jeremy'iego ostatecznie podrapał się po siwej brodzie i westchnął przeciągle opadając na wcześniej zajmowane miejsce.

   — To na nic. Wataha co chwila zmienia miejsce. Wiesz ile razy próbowałem je wytropić? Nawet godny pozazdroszczenia węch Leah na nic się tu zdał. Te wilki to bestie bez żadnych cech moralności.

   — Nie mówię o nich. Jeden z moich ludzi zauważył coś jeszcze... Coś co kompletnie wykracza po za wszelkie granice. Biały wilk.

   Berrycloth po przeanalizowaniu słów mężczyzny po prostu odwrócił się przodem do lady i kompletnie ignorując wyczekujące spojrzenie towarzysza zawołał do barmana:

Wilczy KsiążęOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz