𝕺𝖕𝖚𝖘 𝕴𝖃

15 4 36
                                    

Już dawno zapomniał jak to jest poddać się emocjom, tak po prostu płakać, kiedy ma się ochotę czy móc się radować z prozaicznych rzeczy w dowolnym momencie. Ravn poczuł delikatną wilgoć na swoim ramieniu. Nie powiedział jednak nic. Wiedział, że przyjaciel potrzebuje ciszy i spokoju. Nawet, jeśli całą noc mieliby spędzić na tej właśnie drewnianej ławce.

- Wracamy do środka? Jakoś tak chłodno się zrobiło – Seoho poniósł głowę i skrzyżował ręce kuląc się.

Ravn tylko skinął głową. Weszli po cichu do wielkiej izby, gdzie reszta dawno już spała. Jedyne łóżko, jakie zostało wolne to, to największe wyglądające jak dwuosobowe.

- Spokojnej nocy Seoho. Ja może się wybiorę na zwiad...

- Nigdzie nie idziesz. Znów mam cię ratować rycerzu z bożej łaski – Kompan zaśmiał się i pociągnął starszego za rękę.

Ravn nawet nie wiedział jak bardzo jest zmęczy. Wystarczyła chwila by zawładnął nim sen.

Słyszał przez sen jakiś hałas, który coraz bardziej nie dawał mu spać. Spało mu się niebywale dobrze, czego mu brakowało od bardzo dawna. Ciężkie powieki nie chciały się otworzyć od tak na zawołanie. Nie tylko hałas nie dawał mu już spać a również krzyki dobiegające z zewnątrz. Podniósł głowę i spojrzał na siebie. Chciał się ruszyć, ale zbudziły śpiącego Seoho. Jednak, gdy zobaczył płonącą strzałę, która właśnie wpadła przez wybite okno już nie miał wyjścia.

- Seoho! Obudź się! – Jego kompan spojrzał leniwie na twarz Ravna. Jednak jego oczy szybko powędrowały w kierunku płonącej strzały wewnątrz izby.

-Co do jasnej cholery! – Zerwał się z łóżka. Częściowo schowany za ścianę wyjrzał przez rozbite okno.

-Szlak by to trafił! Przeklęte wieśniaki! I jeszcze bardziej przeklęci Wyznawcy! – Zacisnął dłonie w pięści. Spojrzał na Ravna, który usiłował zbudzić wszystkich.

-Biedny Xion... Nawet gdyby chciał to nie będzie w stanie się bronić. Tak samo jak Leedo – Jego myśli atakowały jego głowę.

- Keonhee uciekaj z Leedo i Xionem! Reszta do mnie!

- Dlaczego akurat ja?! – Xion tylko spojrzał się z wyrzutem na Keonhee.

- Już dobrze, dobrze, dobrze – Leedo się tylko zaśmiał i pomógł najmłodszemu w spakowaniu się i opuszczeniu domu tylnym wyjściem.

- Chłopaki czas na zabawę! – Seoho wskazał na rozjuszony tłum ostrzem miecza.

- Czas pokazać, kto tu rządzi! – Wtrącił Hwanwoong wyciągając swój oręż.

- Seoho, dlaczego akurat Keonhee?

- Bo widzisz Ravn tylko on jest w stanie sprawić by ta dwójka się nie pozabijała bez użycia przemocy. Także to była siła wyższa – Ravn się zaśmiał i skinął głową.

Ruszyli na wściekły tłum. Na czele tłumu stli nikt inny jak wyznawcy. Najwyraźniej udało im się przekonać paru niczego nieświadomych wieśniaków. Tutaj nawet mądre przemowy Xiona nic by nie wniosły. Tak czy inaczej musieli powstrzymać wyznawców i pokazać niedowiarkom, kim tak naprawdę są. Nie było to łatwe zadanie i nie mogło dojść tutaj do rozlewu krwi, bo wtedy to Monarchowie wyszliby na morderców. W szybkim tempie walka stała się głownie walką pomiędzy Wyznawcami a Monarchami.

-Ratunku!!!- Przed oczami Hwanwoonga jakaś bestia porwała wieśniaka wbijając swoje zębiska w jego ciało. Krew rozbryzgnęła się na wszystkie strony jak i również na Woongiego. Wytarł twarz dłonią patrząc z niedowierzaniem. Doskonale widział, że to Strzygoń. Z tym, że to coś poluje tylko i wyłącznie pod osłoną nocy. Za dnia na próżno szukać śladu po tym czymś. Tym razem było inaczej. Stał sam na sam patrząc w rubinowe oczy potwora. Szablozębne kły były gotowe do ataku. Hwanwoong długo się nie zastanawiał jak ruszył do ataku.

- Uciekajcie stąd! – Krzyknął do przerażonego tłumu. Tłum oprócz pochodni nie miał tak naprawdę do obrony. Jednak wydawać by się mogło jakby owa bestia bała się ognia. Miał wrażenie jakby tłum skutecznie odwracał uwagę bestii by ten mógł wykonać atak. Odwaga tłumu jednak nie trwała długo. Szybko zadali sobie sprawę, z jakim przeciwnikiem mają odczynienia. Na szczęście Monarcha zdążył już zadać kilka ciosów. Tak, więc bestia była nieco zmęczona i osłabiona jak i on. Nie miał już sił na tak zwinne i szybkie uniki. Ciosy również nie były już tak precyzyjne. Kątek oka widział jak jego kompani walczą z Wyznawcami. Na szczęście w porównaniu do Strzygonia to znikomy problem. Hwanwoong cofał się podczas ataku tak by być jak najbliżej kompanów.

- A, co to zwierzątko sobie sprawiłeś? – Seoho wykonał atak zadając cios niemalże w serce bestii.

- Coś nieposłuszne to zwierzątko – Wtrącił Ravn stając przed młodszym by dać mu chwilę wytchnienia. Hwanwoong padł na kolana ze zmęczenia. Oparł się na rękach oddychając głęboko. Dopiero teraz poczuł jak bardzo jest zmęczony i jak trudno jest mu oddychać.

- Wszystko w porządku? – Ravn klęknął przy nim kładąc mu rękę na plecach.

- T – tak...- Z trudem łapał kolejny oddech.

- Wycofaj się na moment. Bestia jest prawie nasza a Wyznawcy skapitulowali. Damy radę. – Poklepał blondyna po plecach i wrócił do walki. Tak naprawdę wystarczył jeden porządny cios by zakończyć tą bitwę.

-Seoho czas na zabawę!

- Jak sobie życzysz najdroższy! – Deszcz jadeitowych sztyletów wbijał się kolejno w ciało bestii. Był to definitywnie jej koniec. W końcu ogromne cielsko upadło na trawę.

– No i po zabawie - Hwanwoong na drugi raz nie kupuj zwierzątka niewiadomego pochodzenia. Ravn się tylko zaśmiał i ruszył w kierunku kompana, który już miał się nieco lepiej.

-Nie śmieszne – Naburmuszony Woong ominął starszego.

- Chodźmy lepiej po resztę – Wtrącił Seoho.

Poszli w kierunki ścieżki, która od tylnego wyjścia i ogrodu prowadziła do lasu. Uszli ścieżką może z kilka metrów.

- Co do diabła?! – Ravn zbladł widząc ślad krwi na ubitej ziemi.

- Ravn spokojnie. Jest z nimi przecież Keonhee. Dobrze wiesz, że on tanio skóry nie sprzeda. Nie da się tak łatwo byle, komu – Seoho miał rację, ale widział też jak bardzo byli osłabieni Xion i Leedo. Najstarszy przełknął ślinę i ruszył do przodu niepewnym krokiem. Czuł, że jego nogi są niemal jak z waty a wewnętrzny strach przed najgorszym paraliżuje go od środka. Wiedział jednak, że jako najstarszy musi ich uratować nawet, jeśli ceną byłoby jego własne życie.

- Ravn tutaj! Chodź powoli! – Woong go zawołałby ten schował się za najbliższym drzewem. Wychylił się by spojrzeć ponad zarośla. Częściowo jego najgorsze obawy się sprawdziły. Trójka jego kompanów padła ofiarą Wyznawców. Część z nich była rannych, więc to byli ci sami, co podczas walki na polanie. Tak, więc odbicie kompanów z rąk Wyznawców nie było większym problemem.

- Czy to już koniec? – Xion podniósł zmęczone oczy wpatrując się w Ravna, który rozwiązywał sznur na jego rękach.

- Na to wygląda, że tak. Pozostało nam jeszcze pochować ciało dziecka według wszystkich obrządków tak by jego dusza zaznała spokoju. Xion przytaknął skinieniem głowy wstając wsparty na ramieniu przyjaciela.

Ruszyli, więc na polanę, aby tam też pochować ciało Siódmego Dziecka.

Z ogromnego cielska i wielkiej bestii nie zostało już nic. W trawie za to leżało ciało siedmioletniego chłopca. Wyglądał jakby spał. Nic nie wskazywało na to, że był Strzygoniem. Leedo zdjął swój szkarłatny płaszcz i owinął ciało dziecka. Złożyli je do płytkiego grobu nieopodal ukwieconego ogrodu. Białymi kwiatami mogiła ustrojona, w której spoczywa przeklęte dziecię. O teraz jego dusza była wolna.

Blood Moon Pursuit Of DestinyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz