𝕮𝖆𝖕𝖎𝖙𝖚𝖑𝖚𝖒 𝕴𝕴

36 6 31
                                    

Noc miała się ku końcowi, więc już i na ataki dzikich zwierzy zbyt późno. Postanowili, więc że udadzą się do najbliższej wioski. Na wszelki wypadek zrobili patrol w wiosce by na pewno nikt ich nie zaatakował, a resztę nocy mogli bezpiecznie przespać w swoich domach.

-No to, co panowie czas odpocząć, chociaż trochę? – Mówiąc to Hwanwoong wsiadał na wierzchowca.

-Dobry pomysł! – Skwitował Keonhee.

Ruszyli, więc wąską, kamienną ścieżką prowadzącą do wsi. Bardziej nawet przypominała niewielkie miasteczko. Większość domów było z cegieł. Nawet obory dla zwierząt były murowane. Niektórzy powoli zaczynali się budzić by zacząć swoje codzienne obowiązki. Raz po raz świecie zaczęły się odbijać żywym światłem od okien. Mieszkańcy byli zajęci swoimi własnymi sprawami, ze nawet niezbyt zwrócili uwagę na przybyszów.

-Najmocniej przepraszam panią. Gdzie znajdziemy tutaj dach nad głową? Dosłownie na kilka godzin – Zdziwiona kobieta podniosła wzrok i zlustrowała Xiona z góry na dół.

-Cóż was tu sprowadza młodzieńcy? Przecież tutaj nic nie ma – Zaśmiała się delikatnie. Xion rozejrzał się po okolicy i faktycznie owa wioska nie różniła się niczym od innych wiosek. Może odrobinę tym, że większość domów była murowana, przez co wyglądała nieco nowocześniej i schludniej.

- Rozumiem jednak myśmy przybyli tutaj w obronie okolicznej wioski jak i Was... - Nie zdążył dokończyć, bo przerwał mu śmiech kobiety.

-Kochaniutki nic tutaj po Was. Nam już starym ludziom to bliżej na tamten świat, więc jeśli przyjdzie po nas o północy nie będzie wielkiej tragedii. Wy to całe życie macie przed sobą – Uśmiechnęła się ciepło.

-Tam jest karczma z domowym i smacznym jadłem. Dla koni też znajdzie się miejsce – Wskazał ręką w lewą stronę.

-Dziękujemy!

-Nie dziękuj tylko uciekajcie gdzie pieprz rośnie. Niech bogowie nad wami czuwają – pomachała ręką na do widzenia i zajęła się swoimi sprawami.

Pojechali, więc do poleconego miejsca. Od progu przywitał ich zapach świeżego jedzenia wymieszany ze świeżym zapachem siana. Przywiązali, więc konie i udali się do karczmy. Parterem była duża izba i licznymi oknami. Wschodzące słońce powoli przedzierało się przez chmury tworząc delikatną poświatę na podłodze. Weszli do pomieszczenia wypełnionego ciepłym powietrzem. Powietrze było przepełnione najrozmaitszymi zapachami. Począwszy od zapachu świeżego pieczywa, bo różne zapachy mięs. Delektując się kuszącymi zapachami usiedli przy stoliku, co był w stanie pomieścić sześć osób. Złożyli zamówienie, które składało się z pasztecików, bułek cynamonowych z jabłkiem oraz napar miętowy z cytryną. Nie zdziwiła ich różność potraw, bo wioska była niedaleko traktu kupieckiego, więc w szybki sposób mogli pozyskać cytrusy czy inne drogie przyprawy. Na posiłek nie musieli długo czekać. Przed nimi na glinianych miskach pojawiły się ciepłe potrawy, które zamówili.

-Dziękujemy bardzo. Mam jeszcze pytanie. Czy znajdzie się nocleg dla nas? Nasze strudzone konie też by z chęcią odpoczęły – Mężczyzna szybko rzucił wzrokiem po Sześciu Monarchach.

-Wydaje mi się, ze tak. Ale tylko na jedną noc. Izba na górze nie jest zbyt duża by pomieścić kogoś innego oprócz was.

-Serdecznie dziękujemy- Ukłonił się Xion.

-No to smacznego – Odrzekł Ravn podając każdemu gliniany talerz. Jedli w ciszy by nie zwracać na siebie zbytniej uwagi wśród przybywających zjeść posiłek. Po posiłku udali się na chwilowy spoczynek. Mimo wschodzącego słońca sen przyszedł bardzo szybko.

Blood Moon Pursuit Of DestinyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz