Diana już drugiego dnia zorientowała się, iż nie tylko jej dzwonek do drzwi nie jest najprzyjemniejszy, ale również i budzik. Choć bardziej prawdopodobne było to, że o tej porze nic nie może brzmieć przyjemnie.
Pomimo tego, iż od jakiegoś czasu nie najlepiej sypiała, a pogoda za oknem była koszmarna, zaraz po przebudzeniu poczuła mdłości wywołane stresem. Pierwszy dzień w nowej pracy mógł okazać się całkiem niezły, ale jej wrodzony pesymizm nakazywał, by wmawiała sobie co innego.
Owszem, Diana bardzo lubiła zmiany, ponieważ jej zdaniem są one potrzebne, by człowiek się rozwijał. Jednakże istniała też część kobiety, która była wycofana i za każdym razem, gdy stabilny grunt zaczął jej się osuwać spod nóg, miała wątpliwości co do słuszności swojej decyzji. Tej strony nie lubiła najbardziej, gdyż to właśnie przez nią stres, z którym kompletnie sobie nie radziła, tak skutecznie przejmował kontrolę.
Jednak zamiast ulegać mu, starała się brać w garść najlepiej jak potrafiła. Wiedziała, ile zależy od jej nastawienia i nie miała zamiaru ulegać słabości, na którą tym bardziej nie może sobie pozwolić w swoim zawodzie.
Wstała z miękkiego łóżka, które z jej niewielką pomocą udało się skręcić Vincentowi, po czym natychmiast owinęła się bluzą, noszoną wczoraj po domu. Temperatura w mieszkaniu była obniżona, ponieważ jeszcze wczoraj świeciło słońce, natomiast w chwili obecnej kobieta pożałowała, że nie sprawdziła prognozy pogody, nim położyła się spać.
Za oknem padał deszcz, rytmiczne uderzając o blachę dachówki. Niebo pokrywały gęste, ciemne chmury, które wyglądały wręcz złowieszczo, zwiastując, iż niebawem deszcz ten zamieni się w ulewę. Gdyby tego było mało, dzisiejszego dnia wiatr też nie mógł sobie odpuścić i wykrzywiał gałęzie drzew w pobliskim parku, na który Diana miała widok ze swojej sypialni. Jako, że jesienna pora już na dobre zawitała w Londynie, liście unosiły się teraz w powietrzu, odpadając i pokrywając sobą chodniki, zaparkowane samochody i ulice.
Diana przeklęła siebie w myślach, kiedy dotarło do niej, że z racji braku samochodu, będzie musiała iść na piechotę, co najmniej do najbliższego przystanku. Nie podobało jej się to ani trochę, ponieważ uważała, iż pierwsze wrażenie jest istotne, a wygląd najbardziej rzuca się w oczy. Jednak, przecież mieszka teraz w Wielkiej Brytanii. Czyż tutaj każdy, w taką pogodę, nie wygląda się zawsze jak przemoczona kura? Może mieszkańcy już nawet nie zwracają na to uwagi?
Kiedy w końcu opuściła mieszkanie, zamknęła za sobą drzwi na klucz i ruszyła w stronę wyjścia z kamienicy. Sprawdzała wcześniej dokładnie w nawigacji w swoim telefonie, jak dojechać pod wskazany adres, więc przynajmniej w tej kwestii nie musiała się stresować. Spóźnianie się nigdy nie leżało w jej naturze. Zazwyczaj była albo na czas, albo wręcz przed nim. Tym bardziej uważała, że w takim miejscu jak praca, spóźnialstwo nie jest mile widziane, gdyż dorosły człowiek jest w stanie tak ułożyć swój plan dnia, by dotrzeć wszędzie na czas. Uznawała za wymówkę jedynie nagłe wypadki, na które nie miała żadnego wpływu.
Diana w oczach wszystkich była miłą i ułożoną kobietą, lecz kiedy poznało się ją choć trochę bliżej, szybko można było dostrzec, iż jest ona niezwykle wymagająca względem siebie. Ona sama zdawała sobie z tego sprawę i nie sądziła, ażeby miała to być zła cecha. Panowała nad tym, a kiedy Vincent przekomarzał się, rzucając często stwierdzeniem, jakby ta była "zbyt sztywna" jak na swój wiek, tłumaczyła się tym, iż zwyczajnie lubi swoją pracę, więc nie widzi problemu w poświęcaniu jej większości czasu.
Tymczasem mogło być w jego słowach trochę prawdy, gdyż ta przez niemalże całą drogę zastanawiała się nad tym, jak będzie wyglądał ten dzień, co dla niektórych mogło podchodzić pod uzależnienie, ale dla niej było zwykłym przejęciem. Zmartwieniem, czy uda jej się szybko przystosować do nowego miejsca i nowych ludzi. Czy jej przełożony będzie choć w części tak uroczą osobą jak jej poprzedni szef. Myślała o wielu rzeczach, a one wzbudzały w niej jednocześnie podekscytowanie jak i strach. Spojrzała więc wokół, by oderwać myśli od monotonicznego tematu i spostrzegła, że angielskie autobusy pachną znacznie lepiej niż amerykańskie. Nie są przepełnione bezdomnymi, a każdy z pasażerów w ciszy zajmuje się swoimi sprawami. Taka uwaga mogłaby wydawać się głupia dla osoby, która nigdy nie miała okazji poznać Diany. Vincent często powtarzał, że kobieta posiada maniakalną potrzebę analizowania wszystkiego, co ją otacza i było to prawdą. Nawet jeśli to forma zboczenia zawodowego, to nadal pozostawała przydatna w wielu sytuacjach. Zarówno zawodowych, jak i kiedy chodziło o relacje międzyludzkie.
CZYTASZ
HEAVY RAIN
Любовные романы"Życie jest tylko przechodnim półcieniem, Nędznym aktorem, który swą rolę Przez parę godzin wygrawszy na scenie W nicość przepada - powieścią idioty, Głośną, wrzaskliwą, a nic nie znaczącą." - William Shakespeare, Makbet