Dnia ostatniego, czyli siódmego, wszystko wróciło do normy, telefony znów działały, a autobusy odpaliły. Każdy z obozowiczów czym prędzej dzwonił po rodziców i opiekunów prawnych, aby jak najszybciej ich stąd wzięli. To samo zrobiłam ja, Martin i Thomas, jedyni którzy przeżyli z szóstki przyjaciół. Południem przyjechali rodzice Martina i pośpiesznie opuścili teren obozowiska. Thomas wrócił do domu późnym popołudniem. Zostałam sama wraz z opiekunem obozu, płakałam cały czas. W pewnym momencie mentor poszedł do łazienki, a ja usłyszałam szelest krzaków. Z lasu wyszedł Olivier. Zesztywniałam szukając drogi ucieczki.
- Lydio, tyś najsilniejsza i ty nosisz piętno strażnika królestwa ciemności, a w przyszłości narodzisz syna, który będzie Bogiem fałszywym. - powiedział, po czym zniknął. Moje ciało przeszył okropny ból, jakby tysiące kruków wbijało we mnie swoje szpony. Nie potrafiłam nawet krzyczeć. Kiedy wszystko ustało, przyjechała moja mama.
Gdy przestałam opowiadać w gabinecie zapadła cisza, a psychiatra wpatrywał się we mnie z niedowierzaniem.
- Co się stało z Martinem i Thomasem? - wydusił po dłuższej chwili.
- Martin zginął w wypadku samochodowym, a Tom przebywa na oddziale zamkniętym w szpitalu psychiatrycznym na obrzeżach miasta Honower. - powiedziałam i spojrzałam przez okno.
- Rozumiem... - wymruczał mężczyzna, patrząc przed siebie pustym wzrokiem. Siedzieliśmy w całkowitej ciszy, aż zegar wybił godzinę zakończenia sesji. Bez słowa opuściłam z mamą gabinet doktora Philipsa i wróciłam do domu.