Razem z piątką moich najbliższych przyjaciół wybrałam się na obóz powiązany z różnymi paranormalnymi zjawiskami, urbexem i tym podobnym. Uwielbialiśmy "polować" na różne zjawiska wykraczające poza skalę normy, w przeróżnych miejscach. Cała podróż minęła bez większych problemów. Gdy przybyliśmy na miejsce wypakowaliśmy swoje bagaże, a zaraz po tym dostaliśmy przydział domków letniskowych. Na nasze szczęście cała paczka znalazła się w jednym. Pod wieczór odbyła się integracja. Na obozie znajdowało się czterdziestu uczestników, ale tylko jeden z nich jakoś przypadł nam do gustu, a w skutek tego został dopuszczony do naszej ekipy. Nazywał się Olivier Foster. Był wysoki i dobrze zbudowany, jego oczy były tak czarne, że zastanawiało mnie czy przypadkiem nie nosi soczewek. Włosy miał tego samego koloru co oczy, świetnie podkreślały jego bladą cerę. Olivier zawsze nosił długi kardigan z poszarpanym dołem i obszernym kapturem. W sumie to podobał mi się jego styl ubioru. Chłopak był inteligentny i świetnie doinformowany w przeróżnych sprawach, ale największą wiedzę miał z obrębu satanizmu i okultyzmu. Cała nasza siódemka świetnie się bawiła i spędzała ze sobą najwięcej czasu. Jedna z moim przyjaciółek, Lucy, zakochała się po uszy w nowym członku grupy. Olivier jednak zachowywał się przy niej dosyć chłodno i z dystansem. Pierwszy tydzień minął zaskakująco szybko i intensywnie. Zwiedzaliśmy pobliskie bunkry, magazyny i domy, które już od lat stały opuszczone w lesie. Foster wykazywał się bardzo dużym sprytem i umiejętnością podejmowania szybkich decyzji, gdyż nie raz miał ku temu okazję ze względu na paru nieudaczników między uczestnikami obozu. W drugim tygodniu mięliśmy więcej luzu i spokoju. Wykorzystywaliśmy to spędzając czas na wędrówkach po lesie i bawiąc się nad pobliskim jeziorze. Podczas kolacji w spokojny wieczór nasi opiekunowie powiedzieli nam, że ta noc jest jedną z tych, które zdarzają się raz na paręset lat.