"Jak na mężnych rycerzy przystało..."

1.7K 161 374
                                    


Ogólna panika i popłoch zapanowały w pomieszczeniu. Kruki z niebywałą szybkością przemieściły się do łazienki. W ruch poszło całe dostępne mydło. Nastał czas morderczej walki o resztki honoru.

-Mam mydło w oczach! – wrzeszczał Tanaka, jednak nie powstrzymywało to Nishinoyi, który kostką mydła z całej siły tarł twarz przyjaciela.

-Będziesz cierpiał za swoją głupotę – Rzucił Noya, spoglądając na efekty. – Dajcie jakąś ostrą szczotkę...

Atakujący jak poparzony wyślizgnął się spod krasnala i przycisnął się do ściany.

-Nawet o tym nie myśl! – Jęczał Ryu, starając się uciec przed libero, który w ręku dzierżył szczotkę od kibla (na szczęście nową). Zanim jednak przejechała ona po twarzy łysego, rozległa się radosna wieść.

-Schodzi! – Kiyoko podniosła dłoń, na której został już tylko blady ślad po farbie.

Zawodnicy podniesieni tym na duchu próbowali pozbyć się farby, z różnym skutkiem, w zależności od użytej farby. Jak się okazało, niebieska farba była bardziej oporna na szorowanie, zostawiała też bardziej wyraźne ślady. 

Tą właśnie farbą były wysmarowane twarze Noyi, Hinaty, Tanaki i Narity. 

Po kilkunastu kolejnych minutach walki większość ekipy opuściła łazienkę, zostali tylko ci najbardziej poszkodowani. Błękitne twarze idealnie zgrywały się z czerwonymi plamami od prób pozbycia się farby. 

Przegrali tę walkę, utracili swoją resztkę honoru. 

Gdy dołączyli do reszty, spotkali się z salwami śmiechu. Nie obyło się bez pamiątkowego zdjęcia dla potomnych. Gdy barwna katastrofa została mniej więcej opanowana, pozostało im posprzątać mydło rozlane na parkiecie. Oczywiście, nie mogło się obyć bez poślizgania się na śliskiej powierzchni, co przywoływało wspomnienia z feralnej jazdy po lodzie i walce o życie.

-Jestem już cholernie zmęczony, chodźmy spać – Mruknął Tanaka, snując się w stronę swojego futonu.

Reszta przytaknęła, jednak wcale nie wyglądało na to, że udadzą się spać, przynajmniej nie teraz.

-Straszne historie! – Kinoshita wysunął głowę spod koca.

Nawet Tsukki na tę propozycję zdjął słuchawki z uszu. Wszyscy usiedli w kole, tylko Yachi schowała się za Kiyoko. Zgasili światło, dla mroczniejszego efektu.

-To, kto chce zacząć? – Kapitan spojrzał na zgromadzonych. Zatrzymał wzrok na Hisashim, który przytaknął.

- Czteroosobowa rodzina postanowiła przeprowadzić się do miasta. Rodzice dwójki dzieci mimo uszu puścili to, że jest tu nawiedzony cmentarz. Jak się później okazało, mieszkali tak blisko, że mogli zobaczyć go z balkonu. Pierwszej nocy rodzice wyszli do kina i restauracji. Dzieci zostały same. Około północy dziewczyna usłyszała głośny i piękny, ale smutny śpiew. Wyszła na balkon i zobaczyła na cmentarzu kobietę, siedzącą na jednym z nagrobków i śpiewającą. Nagle odwróciła głowę i widząc dziewczynkę, szeroko się uśmiechnęła i rozpłynęła w powietrzu. Dziewczynka wrzasnęła i chciała uciec do swojego pokoju, ale duch z cmentarza zagrodził jej drogę. Położyła jej rękę na ramieniu i jednym ruchem skręciła kark. Dziewczyna padła nieżywa. Zjawa zrobiła to sama jej młodszemu bratu, który usłyszał krzyk siostry i chciał wejść na górę. Krwią napisała w pokoju dziewczyny „Czy teraz wasi rodzice wierzą w duchy?" – Kinoshita zakończył, spoglądając na towarzystwo. Ponad połowa była blada ze strachu.

-Wiecie co? Kontynuujcie, ja skoczę do toalety – Suga podniósł się ociężale i zniknął w mroku. Podczas jego nieobecności nikogo jakoś nie kusiło, żeby kontynuować opowiadanie strasznych historii. Wice kapitana nie było już 15 minut. Po 20 wszyscy zaczęli się niepokoić, bo któż wie, jakie straszne stworzenia można spotkać w toalecie?

-Pójdę po niego, może się zamknął i nie może wyjść – Dadchi wstał i już miał coś dodać, gdy rozległ się krzyk przerażenia. 

Kruki zamarły w bezruchu. Czyżby matka Karasuno został zaatakowany przez trolla z kibla? 

Jak na mężnych rycerzy przystało, w trybie natychmiastowym ewakuowali się na scenę. 

Tsukishima zapewne miałby wszystko gdzieś, gdyby nie Yamaguchi przyklejony do niego, ściskający go trzęsącymi się rękami. Noya złapał zielonowłosego za rękę i ustawił go przy Ennoshicie i Asahim, po czym skierował latarkę na ich twarze.

-Który jest najbardziej blady ze strachu? – Zapytał libero, oświetlając równomiernie twarze przyjaciół.

-Poświeć jeszcze na Asahiego... teraz na Guchiego... - Tanaka uważnie przyglądał się obliczom – Asahi, wygrywa Asahi Azumaneee.

-Asahi, nie bój się, nie pozwolę, żeby ktoś ci kark ukręcił – Noya złapał za rękę asa i ścisnął ją. Azumane trochę się uspokoił, jednak nie na długo. Kolejny mrożący krew w żyłach krzyk. Zawodnicy w przerażeniu spoglądali na siebie.

-Brzmiał trochę tak, jakby jakaś kobieta krzyczała...- Hinata trzymał się kurczowo koszulki Kageyamy.

-Może to Suga próbuje nas przestraszyć – Daichi próbował trochę się uspokoić.

-Ja? Ja tak nie krzyczę! – wrzasnął zza nich poirytowany Koushi. Nie spodziewał się, że tym wywoła ucieczkę spanikowanych kruków. Yamaguchi biegł w kierunku drzwi, nie spodziewał się jednak, że te zaraz przed nim się otworzą, a w ich ujrzy mężczyznę. Zaczął krzyczeć, mężczyzna poszedł w jego ślady, teraz krzyczeli wszyscy.

-Co to za krzyki? – Trener Ukai włączył światło. W drzwiach stał pan Takeda. Chwilę zajęło wszystkim uspokojenie się po tym traumatycznym zajściu.

-Suga, czemu krzyczałeś z nami? – Sawamura spoglądał na srebrnowłosego.

-Zabawnie było patrzyć, jak wrzeszczycie i uciekacie, to się dołączyłem – Sugawara uśmiechnął się promiennie.

-Kto tak krzyczał? – Kageyama przeciągnął się i położył na podłodze. Takeda wyglądał na zawstydzonego.

-Wasz sensei najpierw wystraszył się kota, a potem potknął się o kamień i wpadł w krzaki – Ukai nie mógł powstrzymać śmiechu. – Chcieliśmy tylko sprawdzić, czy jeszcze żyjecie. A skoro jesteście tacy żwawi, to możemy was już opuścić.

Obaj mężczyźni wyszli już mniej efektownie, niż weszli, pozostawiając drużynę samą sobie. Nie zwrócili nawet uwagi na bladoniebieskie twarze niektórych zawodników.

-Może pójdziemy już spać? Za niedługo wzejdzie słońce – Kiyoko położyła się na futonie i szczelnie okryła kocem. Wszyscy byli zgodni. Po kilku minutach na sali zapadła upragniona cisza.

-Tanaka, mogę już- Ennoshita nie zdążył dokończyć.

-Nie puszczaj mojej ręki, bo nie zasnę – Mruknął Ryu ściskając mocniej dłoń kolegi i pchając się na niego.

Chikara nie miał serca odmówić tej niebieskiej gębie.

Jednak trener nie dał raczyć się zawodnikom błogim snem, równo o 8 stał już w drzwiach.

-Wstawać! – Krzyknął, spoglądając na rozrzuconych po parkiecie ludzi. Już miał w głowie ułożony plan, jak dzisiaj będzie torturował swoich podopiecznych.



*Wreszcie się udało ( ̄▽ ̄*)ゞ

Tak jak obiecała, rozdział jest jeszcze przed Nowym Rokiem, nie bijcie mnie za długi czas oczekiwania ('。• ᵕ •。') Mam nadzieję, że jakoś spełniłam chociaż część waszych oczekiwań.

I dziękuję za ogrom komentarzy, zwłaszcza dla DWÓCH OSÓB, dzięki którym wchodząc rano na wattpada miałam morze spamu  ╰(▔∀▔)╯

I dobrze wiem, że te dwie osóbki trafią tu prędzej czy później, także buźka dla was ('。• ᵕ •。') ♡

Gdyby nie wy, pewnie gniłabym dalej z tym rozdziałem (⊃。•́‿•̀。)⊃


Trzymajcie się zdrowo miśki, życzę, żeby Nowy Rok był lepszy niż ten (≧◡≦) ♡

Niech moc yaoi będzie z wami ╰( ͡° ͜ʖ ͡° )つ──☆*:・゚


Potrzebuję pomocy | Asanoya♥Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz