🅧🅧🅧🅥

816 50 8
                                    

Usiadłam na łóżku, spoglądając niepewnie na Brendana. Wyglądał na wściekłego. I szczerze mnie to nie dziwiło. Zasługiwał na prawdę powiedzianą prosto w oczy. A dowiedział się razem z innymi. Czułam się przez to okropnie. Jednak teraz było już za późno by cokolwiek zmienić. Dlatego siedziałem cicho, niczym mysz pod miotłą modląc się by po tym wszystkim mnie nie zostawił. Może wydawało się to przerażające, jednak wiedziałam, że to aż nazbyt realne. W końcu wszystko się posypało, a ja już nie raz zjebałam. I bałam się, że ta ciąża to ostatni gwóźdź do trumny naszej miłości.

- Nie wierzę, że tak mi powiedziałaś. - Rzucił przerywając niezręczną ciszę.

- Wiem Brendan. Czuję się z tym okropnie, jednak nie umiałam Ci tego powiedzieć patrząc ci prosto w oczy. Za bardzo się bałam. - Wyjaśniłam wbijając wzrok w swoje szpilki, które teraz wydawały się bardzo ciekawe. - Jednak teraz już tego nie cofnę. Więc wiedz, że czuję się z tym okropnie i przejdźmy do rozmów o ciąży. Proszę. - W końcu podniosłam wzrok i spojrzałam na niego błagalnie.

Brendan spojrzał na mnie już nieco spokojniej. Następnie podszedł do mnie i usiadł na łóżku. Wziął głęboki wdech i przetarł twarz dłońmi.

- Nie chce tego dziecka... W sensie to nie jest dobry moment. Twoja koronacja, firma, nasze kłótnie. To chyba najgorszy moment na dziecko. - Oświadczył, jakby to wcale nie było takie oczywiste. - Jednak wpadliśmy i teraz musimy wziąć za to odpowiedzialność. Nie mam pojęcia, jak to będzie, ale jakoś musimy sobie poradzić.

- Nie wiem, czy zostanę królową. Nie dam rady być jednocześnie królowa, matką i twoją dziewczyną. - Stwierdziłam, kładąc dłoń na brzuchu. - Doba jest na to za krótka. Może w ogóle na jakiś czas zrezygnuje z pracy?

- Toni do kurwy nędzy. - Warknął Brendan czym mocno mnie zdziwił. - Nigdy nie widziałem cię w roli kobiety, która siedzi w domu z dziećmi i czeka na męża. Kocham cię Toni i nie pozwolę, byś się unieszczęśliwiała.

- Na księżyc jesteś dla mnie za dobry. - Oświadczyłam, pocierając twarz dłońmi. - Ja ciebie też kocham, ale nie mogę poświęcić naszego związku dla pracy.

- Jeśli uczynisz się nieszczęśliwa, ten związek nie będzie miał sensu. - Oznajmił biorąc mnie za ręce. - Powinnaś zostać królową. To ważniejsze niż stawianie budynków.

- Zapomnij, że zrezygnujesz dla mnie z firmy. - Warknęłam, podnosząc się gwałtownie z miejsca.

- Poproszę tatę, żeby mi pomógł. Będę mieć więcej czasu dla ciebie i dla naszego dziecka... To dziwnie brzmi. Myślałem, że zostanę ojcem najszybciej po trzydziestce.

- Ja też nie byłam na to gotowa. - Oświadczyłam, ponownie zajmując swoje miejsce. - Czuje się tak jakby los robił wszystko, byśmy nie byli razem... Może nie jesteśmy sobie pisani?

- Pierdolisz głupoty. - Zapewnił, kładąc dłoń na moim policzku. Skubany wie, jak bardzo to lubię. - Ojciec weźmie na siebie część obowiązków i dzięki temu będę mieć dla was więcej czasu. Ty za to wyznaczysz sobie następców i dzięki temu też zyskasz dodatkowy czas dla naszej dwójki.

- Zawsze ty byłeś tym ogarniętym w naszym związku. - Oznajmiłam, opierając głowę o jego ramię. - Zrobię tak. Jednak jeśli sobie nie poradzimy, to zrezygnuje z bycia królową.

- Niech będzie. - Zgodził się Brendan, obejmując mnie ramieniem.

Uśmiechnęłam się delikatnie i zaciągnęłam się jego zapachem. Czasem czułam, że on jest dla mnie zbyt dobry. Ja chrzaniłam wszystko koncertowo a on wybaczał mi za każdym razem. Wspierał mnie w moich głupich decyzjach i jeszcze mnie do nich namawiał.

- Filip chodź tutaj. - Poprosiłam, na co Brendan spojrzał na mnie zdziwiony.

- Nie za cicho? - Spytał jednak kiedy tylko drzwi się otworzyły, przewrócił oczami. - Serio podsłuchiwałeś?

- Brendan błagam. On żyje naszym życiem bardziej niż swoim. - Stwierdziłam rozbawiona i cmokłam go w czoło. - Możesz skontaktować się z Limike i Lianą. Chcę ich uczynić swoimi następcami.

- Jasne. Mam już dosyć robienia za twoją sekretarkę. - Rzucił rozbawiona, na co i Brendan parsknął śmiechem. - I twoja rodzina chce omówić, wiesz co.

- Zawołam ich. - Zapewniłam, biorąc Brendana za rękę. - Dostanie nam się po tyłkach. - Ostrzegłam go, na co ten pocałował mnie czule w usta.

- Nie raz już nam się oberwało. Pamiętasz jak się całowaliśmy, a on wbił nam do pokoju. - Przypominał, na co parsknęłam śmiechem. - Będzie dobrze. Raz od początku do końca. W końcu urodziliśmy się dla siebie.

- Nie lubię tak o tym mówić. Każdy żyje dla siebie. Jednak rozumiem i dziękuję. Dziękuję za to, że mimo to ile razy zjebałam, to zawsze mi wybaczasz. Pewnie nie zasłużyłam na to, byś mnie kocham. Na tyle dobroci i zrozumienia, które mi okazujesz. Dlatego dziękuję, że przy mnie jesteś mimo to.

- Nic co zrobiłaś, nie sprawiło, że mógłbym cię mniej kochać. Jednak to nie zmienia faktu, że musisz coś zmienić. - Wyjaśnił, na co ja skinęłam głową. - Musisz pamiętać, że czasem miłość to po prostu za mało. I jeśli czegoś nie zmienisz, odejdę.

- Wiem. Nikt by tego wszystkiego nie wytrzymał. I tak już wiele przecierpiałeś. - Przyznałam, wplatując dłoń w jego włosy.

Brendan zbliżył się do mnie i połączył nasze usta. Zbliżyłam się do niego i odwzajemniłam jego pocałunek. Dłonie bruneta wylądowały na moich biodrach. Jedna z nich powoli zjechała w dół lądując na moich pośladkach, a następnie na udzie. Usiadłam na nim okrakiem, pogłębiając pocałunek.

Nagle usłyszałam wymowne charknięcie za swoimi plecami. Odkleiłam się od Brendana i usiadłam obok niego, oddychając głęboko. Spojrzałam na swoich rodziców którzy stali w drzwiach.

- Zadzwonię do swojego ojca i wszystko mu wyjaśnię. - Zaproponował mój mate, na co ja skinęłam głową.

Brendan wstał z łóżka i wyszedł z pokoju. O dziwo mój ojciec przepuścił go, nawet na niego nie patrząc. Cały czas patrzył na mnie wściekłym spojrzeniem. Skrzyżował ramiona na piersi. Za to mama patrzyła na mnie ze łzami w oczach, a ja nie miałam pojęcia czy się cieszyła, czy martwiła.

- Możemy darować sobie krzywki? - Spytałam, wstając z łóżka.

- To będzie długa rozmowa. - Stwierdził mój wściekły ojciec.

Westchnęłam cicho i pokręciłam głową. Naprawdę nie miałam teraz siły słuchać opierdolu od ojca. Byłam dorosła i mimo braku gotowości miałam urodzić dziecko. A tak naprawdę to nie był aż tak najgorszy moment. Zawsze mogłam urodzić jako osiemnastolatka. A teraz mam dwadzieścia cztery lata jestem po studiach i mam stały dochód. Więc może nawet nie było aż tak źle, jak mogłoby się wydawać?

- Więc zacznijmy ten koncert wyrzutów. - Zaproponowałam, zajmując miejsce na swoim łóżku. To będzie cholernie długa rozmowa.

Próba przeznaczeniaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz