🅧🅧🅧🅘🅥

794 56 8
                                    

Uśmiechnęłam się mimowolnie patrząc na Brendana, który wydawał się być dosyć zagubiony. Szedł przez dom watahy z torbą na ramieniu, mało subtelnie przyglądając się sporo wyższym od siebie wilkołakom. Ten obraz od razu skojarzył mi się z pierwszoklasistą przerażonym osobami z wyższych klas. Zdecydowanie oglądam za dużo seriali i filmów dla młodzieży. Chyba już jestem na to nieco za stara, ale co mi tam. Jestem w ciąży, więc mogę mięć różne odchyły. Matko ja i ciężą. To nadal brzmi, tak abstrakcyjnie.

W końcu brunet mnie zauważył. Szybkim krokiem przeszedł do mnie i mocno przytulił. Ja zaciągłam się jego zapachem, stwierdzając, że właśnie tego mi trzeba było. Naprawdę mi go brakowało.

- Jak dobrze, że w końcu mogę cię zobaczyć. - Rzucił, lekko się ode mnie odsuwając. - Jak się trzymasz?

- Nikt nie umarł, więc dobrze. - Przyznałam patrząc na niego, z szerokim uśmiechem.

- Dobra coś się stało. Inaczej nie stałabyś tak, szczęrząc się jak głupia. Nawet po sześciu latach rozłąki tak się nie cieszyłaś na mój widok. - Stwierdził, krzyżując ramiona na klatce piersiowej.

I to był najlepszy moment, by przyznać się do ciąży. Tak po prostu powiedzieć mu, że przez ciąże cieszyłam się jeszcze bardziej na jego widok niż normalnie. Jednak kiedy spojrzałam w te zielone oczy, obleciał mnie strach. Słowa utknęły mi w gardle i nie umiałam nic powiedzieć. Stchórzyłam po raz kolejny uświadamiając sobie, że nie starczy mi sił, by powiedzieć mu to w twarz.

- Po prostu myślałam, że nie zobaczę cię aż do rozwiązania całej tej sprawy. A wygląda na to, że jeszcze to potrwa... Nawet nie wiesz, jak dużo stresu mnie to kosztuje. - Oznajmiłam co nie było do końca kłamstwem. - Nawet nie wiesz, jak bardzo chciałam cię zobaczyć.

- Ja ciebie też wilczku. - Odpowiedziałem kładąc rękę na moim policzku. Odruchowo przytuliłam się do jego dłoni i przymknęłam oczy. Tego właśnie mi trzeba było.

- Wiem, że to słaby moment, ale za chwilę zaczyna się narada. Strasznie cię przepraszam, ale muszę na nią iść. - Oświadczyłam odsuwając od siebie, jego dłoń. - No, ale jeśli chcesz, możesz iść ze mną. Wsparcie na pewno się przyda.

- Na pewno nie będę przeszkadzać? - Dopytał, na co ja pokręciłam głową, zabierając od niego torbę.

- Partnerki i partnerzy niemal wszystkich będą na tym spotkaniu. - Złapałam jego dłoń, a torbę podałam jednej z omeg. - Mogłabyś to zabrać do mojego pokoju? - Spytałam, na co ta skinęła głową. - Wielkie dzięki.

Od razu ruszyłam w stronę sali narad niemal ciągnąć za sobą Brendana. Ten przyśpieszyłby dotrzymać mi kroku. Zacisnął nieco mocniej swoją dłoń na mojej, na co ja automatycznie przeniosłam na niego spojrzenie.

- Dobrze wyglądasz w garniturze. - Oświadczył, posyłając mi cwaniacki uśmiech.

Przewróciłam na to oczami rozbawiona. Brakowało mi tych jego głupich komplementów. W ogóle jego całego mocno mi brakowało. Dlatego cieszyłam się z tego, że wreszcie mogę go zobaczyć. Nawet jeśli wiąże się to z wyznaniem prawdy.

Razem weszliśmy do sali narad. Od razu pokierowałam Brendana na odpowiednie miejsce. Niko, który stał obok od razu się z nim przywitał, męską piątką. Za to moja mama niemal się na niego rzuciła. Chyba cieszyła się z tego, że go widzi jeszcze bardziej niż ja. Za to tata warknął na niego, czym ten w ogóle się nie przejął. Mój Brendan robi się odważny. Kto by pomyślał.

- Zebraliśmy się tutaj, aby przegłosować jedną kluczową kwestię. - Zaczął Filip, wychodząc na środek sali. - Ostatnimi czasy przekonaliśmy się, że potrzebujemy lidera. Kogoś, kto nas zjednoczy i będzie naszym przedstawicielem. Dlatego wnoszę za ustanowieniem nowego stanowiska. Królową alf od dzisiaj byłaby naszą przedstawicielką. Najwyższą władzą, przed którą odpowiadałby każdy alfą kontynentu oraz król wampirów i radni. Wnoszę również, aby to stanowisko objęła Antwanette Rooker, która udowodniła nam, że jak mało kto nadaje się na to stanowisko. - Oświadczyła, przenosząc na mnie spojrzenie. - Toni czy chciałabyś coś dodać?

- Oczywiście. - Rzuciłam i wyszłam na środek, zajmując miejsce Filipa. - Zdaje sobie sprawę z tego, jak odpowiedzialna to rola. Ogłaszając mnie królową was wszystkich obdarzycie mnie ogromnym zaufaniem i odpowiedzialnością. I nie mogę wam obiecać, że nigdy nie popełnię błędu. Bo każdy z nas je popełnia. Jednak zrobię wszystko by popełniać ich jak najmniej i zawsze naprawiać każdy ten, do którego dopuściłam. Pewnie dla wielu z was nie jestem najlepszą kandydatką i w pełni to rozumiem. Tak samo, jak zrozumiem każdą kontr kandydaturę, którą zgłosicie. Lub jeśli w ogóle stwierdzicie, że takie stanowisko nie jest niezbędne. - Przyznałam i skinęłam głową na znak, że skończyłam.

Zebrani zaczęli naradzać się między sobą. Wiedziałam, że mają wątpliwości. I szczerze jakiś nie wierzyłam by mnie wybrali. Byłam chyba jedna z gorszych kandydatek na to stanowisko. Oczywiście, gdyby mnie wybrano zrobiłabym wszystko, by nikogo nie zawieść. Jednak jakoś się nie nastawiałam.

I wtedy mój wzrok spoczął na Brendanie. Eliot znalazł chwilę, by się z nim przywitać. I w tym momencie z innego końca sali padł temat mojego omdlenia. No tak wypadałoby to sprostować. I w tym momencie pożałowałam, że nie powiedziałam prawdy mojemu mate. On zasłużył na to, bym spojrzała mu w oczy i powiedziała mu prawdę. Wiedziałam jednak, że nigdy nie starczy mi odwagi, by powiedzieć mu w taki sposób.

- Muszę jeszcze naprostować jedną rzecz. - Odezwałam się nagle, czym zwróciłam uwagę wszystkich zebranych. - Wszyscy pamiętamy moje omdlenie. Zdarzyło się to całkiem niedawno właśnie w tej sali. Wtedy zapewniłam was, że to skutek przemęczenia i stresu. Okłamałam was. - Oświadczyłam skupiając swój wzrok na Brendanie, na którego reakcji zależało mi najbardziej. - Jestem w ciąży i zasługujecie, by to wiedzieć, kiedy podejmiecie decyzję.

W sali ponownie zaczęło się żywe dyskusje. Brendan wyglądał tak, jakby zaraz miał zemdleć. A ja w tym momencie nienawidziłam siebie za to, jak wielkim tchórzem jestem. Oderwałam od niego spojrzenie, by sprawdzić reakcje innych. Eliot uśmiechnął się szeroko, a w jego oczach pojawiły się łzy szczęścia. Chociaż on jeden się cieszył. Niko wydawał się zszokowany jednak uśmiechał się lekko. Mama natomiast patrzyła na mnie z niedowierzaniem. A tata? On wydawał się wściekły. Tak zasłużyli by dowiedzieć się w lepszy sposób. Jednak teraz już tego nie cofnę.

- Teraz podejmiemy decyzję. - Oświadczył Filip, stając obok mnie. - Kto jest za tym, aby ogłosić Antwanette królową?

Z jakiegoś powodu byłam tak przerażona, że zamknęłam oczy. I nie mam pojęcia czy bardziej bałam się zwycięstwa, czy porażki.

- Gratuluję wasza wysokość. - Wyszeptał mi do ucha wampir, a ja zszokowany otworzyłam oczy.

Wygrałam dosłownie dwoma głosami. Jednak ja nie czułam się wygrana. Wiedziałam, że czeka mnie najpoważniejsza rozmowa w całkiem moim życiu.

Próba przeznaczeniaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz