1

191 10 1
                                    

- ANDERSON! - krzyknęła współlokatorka chłopaka, wchodząc do jego pokoju - Spóźnisz się do pracy. Poza tym dlaczego twoje rzeczy z przedstawienia są na podłodze? Nie masz swojej garderoby czy czegoś w tym rodzaju w teatrze? - chłopak tylko jęknął, a dziewczyna zauważyła złoty but na wysokim obcasie - Jak ty w tym w ogóle tańczysz i jeszcze nie skręciłeś kostki? Ja mam problemy w chodzeniu na moich szpilkach.

- Odczep się ode mnie Tana - rzucił w nią poduszką, więc but wypadł jej z ręki - Daj mi spać - przytulił się do pościeli

- Chodzisz spać z kurami, więc nie udawaj, że potrzebujesz więcej snu. Chyba, że chcesz zostać wyrzucony z pracy. Zawsze możesz rzucić ją oraz Broadway i wyjechać kręcić najgorszy serial świata, jak Rachel. - przełożyła parę rzeczy na bok i zauważyła szminkę, więc ją podniosła - Ładny kolor - otworzyła ją - Gdyby nie twój musical, to bym się zdziwiła, bo jesteś gejem, ale w takim przypadku sobie ją pożyczę. - wyszła z jego pokoju

- Oddaj mi ją przed występem! - krzyknął za nią i wstał z łóżka.

Na początku chciał zamknąć za nią drzwi i wrócić do łóżka, ale Santana miała rację. Powinien wstawać jak najszybciej, żeby nie spóźnić się do pracy. Wziął czysty uniform, który musiał nosić w pracy z szafy i poszedł do łazienki.

Blaine miał całkiem przyjemne życie. Spełnił swoje marzenie w dość młodym wieku i tak szczerze zaczęło mu brakować czegoś, co codziennie mobilizowałoby go do obudzenia się i szukania wyzwań. Nie cierpiał na depresję, ale lepiej by mu się wstawało rano, gdyby wiedział, do czego jego życie dąży. W tym momencie jego dni były straszną rutyną. Codziennie rano szedł do pracy, a wieczorem występował w musicalu. Przez tą monotonność dni zlewały mu się w całość i nie widział znacznej różnicy między poprzednimi tygodniami, a zbliżającymi się. Potrzebował odskoczni, ale nie chciał, żeby Santana znowu gadała mu o tym, żeby poszedł do klubu. Nigdy nie przepadał za tą formą spędzania czasu.

Po całkiem chłodnym, ale przyjemnym prysznicu założył na siebie strój. Wszystko, co ostatnio nosił było dla niego przebraniem. Strój kelnera oraz strój z makijażem postaci, którą grał wieczorami. Nie pamiętał, kiedy ostatnio miał na sobie swoje własne ubrania, które pokazywałyby to, jakim na prawdę jest człowiekiem w środku. Brakowało mu możliwości wyrażenia swojej indywidualności. Śpiewał piosenki, które ktoś kiedyś już napisał i śpiewał oraz nosił ubrania, które ktoś wybrał za niego. Dodatkowo często słyszał, jak ktoś krzyczał do niego imieniem postaci, w którą się wcielał. Powiecie, że przecież nikt go nie zmusza do noszenia tego poza pracą, ale nawet poza przedstawieniem reżyser stwierdził, że najlepiej będzie, jeśli ten będzie nosił koszulkę z nazwą musicali. Z tej chandry, która go trzymała przestał żelować włosy. W końcu nie było takiej potrzeby, gdy ktoś mówi ci, jak masz się nosić.

W pracy nie działo się nic ciekawszego, niż zawsze. Stał przy barze i polerował szklanki, nucąc sobie w głowie „Wig In A Box”. Jego marzenie ze szczęśliwej chwili zaczęło mu zatruwać życie. Nawet podczas innej pracy miał w głowie piosenkę, którą śpiewa co wieczór.

- Blaine, zajmij się stolikiem siedemnastym. Ja mam dość latania z tacą - powiedziała Santana, podchodząc do niego i biorąc od niego rzeczy

- Co? - spojrzał na nią, bo dopiero teraz wyrwał się z myśli

- Rusz się. Stolik siedemnasty czeka na menu - Blaine spojrzał na stolik i zauważył chłopaka, który siedział sam

- Okej - westchnął i wziął jedną kartę dań, po czym podszedł do stolika i uśmiechnął się sztucznie - Witam w Spotlight diner. Jestem Blaine Anderson i dzisiaj to ja będę twoim kelnerem - zarecytował dobrze mu znaną formułę i położył menu na stoliku przed szatynem - Chyba, że na kogoś czekasz, to mogę wrócić później. - powiedział na jednym tchu

American Boy [Klaine] Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz