Drzwi rozszerzyły się jeszcze bardziej, przez co sylwetka stawała się wyraźniejsza. Był to młody mężczyzna odziany w nieco przyduże i włókienne spodnie, które stanowiły jedyny element jego ubioru. Całe wyglądały na dość znoszone, rozpoczynające się od paska tworzącego tabard, kończąc się na lekkich bawełnianych zdobieniach, wystających z nogawek. Jego stopy były bose, pokaleczone, jakby nieustannie przebywały podróż, a dłonie wraz z ramionami nadawały całej postawie potężności. Długie, spiczaste uszy przeszywały czarne jak węgiel długie włosy, spływające wolno po dużej, umięśnionej klatce piersiowej. I tam wzrok Shandre się zatrzymał. Wpatrywała się prosto w piękne ciało nieznajomego do czasu, gdy matka szturchnęła ją łokciem, przypominając niestosowność zachowania. Oprzytomniała nagle i na myśl o tym co robiła, rumieniec pojawił się na jej twarzy. Nie umknęło to uwadze elfa który za chwile wydał z siebie krótki, ciepły śmiech. Shandre odsunęła się na bok, aby zrobić gościowi miejsce na przejście do środka. Nadal się rumieniąc, uważnie obserwowała mężczyznę, dopóki nie weszli do kuchni. Tam niecierpliwym gestem ręki, matka wskazała podróżnikowi drewniane krzesło, a córkę poprosiła o przygotowanie drobnego posiłku.
Nieznajomy siadł swobodnie na porządnym, drewnianym krześle. Wyglądał zbyt nonszalancko i za spokojnie, żeby Feriel się nie zirytowała i zaczęła nieuprzejmą dociekliwość.
- No, na pewno jesteś głodny, moja córka przygotuje posiłek. W tym czasie opowiedz coś o sobie i co Cię sprowadza w rodzinne strony ?
- Przybyłem odpocząć po długiej wędrówce po świecie. Chyba zbyt długo mnie tu nie było. Dziękuję pani za gościnność, chyba zaczynam znów wierzyć w porządność tego ludu – powiedział nieco spięty, lecz nadal pewny siebie.
-To prawda, że w ostatnich czasach nocne elfy są bardzo ostrożne, i zapomniały o swoich dawnych manierach. Skoro już wiem skąd tu jesteś to chcę jeszcze wiedzieć chociaż jak się nazywa osoba pod moim dachem– powiedziała już bardziej usatysfakcjonowana spięciem nieznajomego, a na jej twarzy zagościł triumfalny uśmiech.
- Moje imię brzmi Illi..Iltharian –powiedział najwyraźniej zmieszany elf. Dostrzegł w tej kobiecie fałsz, jakim była udawana uprzejmość. Jednak oglądał dokładnie jej twarz czekając na odpowiedź. Widział bowiem, że jest sprytna i inteligentna.
- Iltharian..bardzo rzadkie imię, wydaje mi się, że coś mi przypomina..-kobieta starała się wykrzesać fragmenty pamięci, a jej wiara w prawdomówność Ilthariana była bliska zeru. Natomiast on prosił w duchu, aby córka kobiety przyszła, bo nie zniósł by dalszej dociekliwości Feriel.
Jak na zawołanie, zjawiła się. Stanęła przed stołem z miską pełną, dawno już zapomnianej przez niego potrawy. Teraz szmaragdowe włosy spięte były w dość wysoki, niedbały kucyk, a pojedyńcze kosmyki zasłaniały jej spokojną, rozpromienioną twarz. Nie przypatrując się zbytnio elfce, zaczął jeść.
- Dziękuję za posiłek, naprawdę dawno nie jadłem teldrassil'skich naleśników z jagodami, ale pamiętam jeszcze ich smak, a ty masz do nich talent – uśmiechnął się ciepło, przymykając oczy, na co Shandre z lekkiego zawstydzenia, schowała pojedyńczy kosmyk za ucho, wpatrując się w podłogę.
Przerywając ciszę i dając wymowne spojrzenie córce na temat późnej godziny, Feriel zabrała głos – Proszę, znajdź miejsce dla gościa, przepraszam ale jestem już zmęczona, pójdę do siebie, dobranoc – powiedziała już niezbyt obecna i odeszła w głębię domu.
Shandre została sama z nieznajomym i szczerze mówiąc była tak spięta, że nie umiała się ruszyć, a gula w jej gardle rosła, nie dając wydusić słowa. Długą ciszę przerwał Iltharian.
-Więc..zaprowadzisz mnie do pokoju? –powiedział, przyjemnie zachrypłym głosem w którym można by wyczuć nutkę...zniecierpliwienia ?
-Myślę, że na górze znajdzie się jakieś miejsce –powiedziała jąkając się. Przeszywał ją jeszcze większy strach, patrząc na dość dziwnego z urody elfa, o zbudowanej figurze i wzroście znacznie większym od niej samej. W końcu musiała się ruszyć, więc zabrała głos – Chodźmy, zaprowadzę cię na górę. Iltharian tylko przytaknął głową.
Idąc po schodach, Shandre zupełnie zapomniała o wcześniej rzuconych w pośpiechu ubraniach, leżących na podłodze, i jak jej udało się jakoś zgrabnie ominąć kupkę nawet ich nie zauważając, tak elf wywrócił się lecąc na podłogę. Przy upadku odruchowo próbował się czegoś łapać i myląc przedmiot z ramieniem, Shandre poleciała razem z nim na podłogę, z hukiem. Elfka obkręciła się o sto osiemdziesiąt stopni. Usiłowała się podnieść i złapać stabilność, ale jakaś ciężka masa uniemożliwiała jej to. Otworzyła oczy, odruchowo zamknięte podczas upadku. Teraz jej widok się zmienił. Siedziała na niedawno poznanym Iltharianie, a jej twarz przypominała dojrzałego pomidora. Była zawstydzona całym tym wypadkiem, a raczej jego końcem. Próbowała wstać, ale ktoś trzymał ją za nadgarstek. Teraz jeszcze bardziej zdziwiona i zawstydzona spojrzała prosto na spokojnego Ilthariana. Obserwował jej kryształ, migający jak nigdy. Podniósł się lekko zbliżając twarz do Shandre, po czym podniósł ją za barki i przetarł oczy. Zalśniły zielonym blaskiem jaki Shandre już widziała. Były piękne jednak było w nich coś niepokojącego. Iltharian znów podniósł rękę Shandre, tym razem obserwując ją uważnie.
-Skąd go masz ? –zapytał widocznie zaniepokojony elf.
-Dostałam podczas ceremonii, od Tyrande- słysząc to imię elf już wszystko zrozumiał, kryształ był dziwnie z nim powiązany i nie był to przypadek. Czyżby kolejna pułapka zdradzieckiej rodziny ? Nie, na nią było zbyt wcześnie. Ale skoro kryształ jest tu, to nie może być przypadek. Zapewne przepowiednie Ysery dotarły już do Tyrande i wyknuła kolejny plan. Czekać tylko, aż Maiev wysunie się ze swojej nory. A może ze względu na zbyt narwane zachowanie elfki, Tyrande jeszcze jej nic nie powiedziała. Nieważne, należało być przygotowanym i nie denerwować więcej elfki naprzeciwko niego, bo ona nic nie rozumiejąc, widząc coraz to bardziej dziwne miny nieznajomego, wykrzywiała czoło w strachu.
Nieznajomy zauważył to i jak najszybciej starał się uspokoić dziewczynę, ale nie bardzo mu to wychodziło. Była coraz to bardziej zaniepokojona, a on zmieszany i bezradny.
-Ja..nie miałem nic złego na myśli, nie musisz się przejmować. Wstańmy.
-Czy mogę wiedzieć o co chodzi ? Coś nie tak z moim kryształem? – mówiła już tylko bardziej zdenerwowana zachowaniem, jak gdyby nigdy nic, elfa.
-Nie, to naprawdę nieistotne, zdawało mi się tylko, że już go gdzieś widziałem. Przepraszam za to tak nagle..- Zdawałoby się, że ciekawski wzrok elfki przeszywał go tak bardzo, że pot pojawił się na jego czole, a on sam coraz bardziej gubił się w tym co mówi – Proszę, zapomnijmy o tym.
Iltharian sam nie wierzył w to co wydobywa sie z jego ust. Słowa miłe i grzeczne, szanujące marne istoty..od kiedy stał się tak potulny ? Tak potężny władca jakim był teraz musiał obracać siebie w tak niski status społeczny. Takie myśli wywoływały w nim tylko i wyłącznie irytacje. Od kiedy jego rodzina, bliscy – lud, odwrócił się od niego, on odwrócił się od nich i od tamtej pory nie byli nikim ważnym. Tylko pionkami w jego prostej grze.
Shandre, widząc jak bardzo Iltharian nie chciał o tym rozmawiać, westchnęła głęboko co oznaczało, że już odpuściła. Podniosła ubrania z podłogi i zaniosła do małego koszyczka w którym leżało już kilka ścierek, czekających na kąpiel w wodach Teldrassil. Wracając do pokoju, zauważyła Feriel stojącą przy schodach, potrząsającą głową z lekkim chichotem, dając znać tylko o tym, że kobieta widziała całą sytuację i rozbawiła ją ona do tego stopnia, że odchodząc zakryła usta, by nie wybuchnąć śmiechem.
YOU ARE READING
All Rogues Must Hiding in The Dark
FanfictionFanfiction oparty na World of Warcraft