wysoki sufit, szesc metalowych lozek, szesc starych materacy
nieskazitelnie biala posciel, nieskazitelnie poscielona o 8 rano
dlugie zolte sciany o strukturze przyjemniejszej od zwyczajnej farby,
podloga z gumy i ciezkie metalowe kraty, glosny zegar mozolnie wskazujacy wyczekiwana godzine, zapach taniego odswiezacza i plastikowe kubki,
ciasny prysznic z opadajaca ze zmeczenia zaslona, wieczorna woda byla chlodniejsza, za to rano nie zawsze mozna bylo z niego skorzystac
ubikacja odgrodzona sciana, lustro nad zlewem zawieszone za wysoko by cokolwiek ujrzec,
wieczorna kolejka do szczescia czesto siegala az drzwi wejsciowych
przed snem wzrok skupial sie na malej smudze swiatla, lubili zostawiac zapalona lampke, nawet jesli spali,
czesto szeptalam jej "dobranoc" z nadzieja ze tej nocy zasnie, gdy nie mogla snulysmy plany i zmyslalysmy historie ktore zapisywalam pozniej w duzym niebieskim zeszycie
za dnia czytajac jedna ksiazke potrafilysmy milczec az do zmroku
choc nie wiedzialam o niej nic, znalam ja lepiej niz ktokolwiek, dostrzegalam kazda jej reakcje nawet najmniejsza,kazde nerwowe drganie powieki, kazdy ruch brwia, kazde mrugniecie
gdy odeszla moim ulubionym miejscem stal sie wysoki parapet przy oknie i wneka przy duzych szklanych drzwiach
rzut okiem na swiat, pozniej na ciemny nieskonczony korytarz.mimo to lubilam to miejsce,
poznalam kazdy jego cal, kazde wgniecenie, kazdy napis,
pomoglo mi zrozumiec czym jest wolnosc, gdy po 60 dniach wybieglam rzucajac sie na ziemie, czulam na ciele wszystkie promienie slonca, dawno nie bylo tak blisko, powietrze pachnace intensywniej niz kiedykolwiek, trawa tak miekka, nie byly to juz naklejki na scianach,
kazdy owad, kazdy ruch, kazde ziarenko piasku
wydawalo sie tak zludne, tak piekne
niedowierzalam, nie chcialam wracac do zadnych spraw, do ludzi, chcialam napawac sie tym malym szczesciem juz do konca lecz wiatr wyszeptal ze to niemozliwe,
wstalam wiec podchodzac do skrzypiacych drzwi toyotyczesc mamo