Kupalnocka - sope

48 1 7
                                    

Nie widział jej nigdy przedtem. Ani przed świętem, ani tym bardziej na obrzędach. Na nich z resztą co jakiś czas zerkał tylko w okolice swojej siostry. Musiał upewniać się, że żaden nieodpowiedni absztyfikant się jej nie nastręcza. Poza tym świat nie istniał, kiedy po prostu tańczył bez opamiętania.

Kochał to. Nie mógł wymarzyć sobie lepszego święta niż wieczór kupały, kiedy wszyscy niczym w transie pląsali dookoła ogniska i w akompaniamencie muzyki przeskakiwali płomienie. Zawsze kojarzyło mu się to z wolnością od pracy i obowiązków. Chwilą oddechu. Ile by dał, żeby na dłużej się od nich wyrwać…

Ale teraz była już noc. Pierwszy raz złapał wianek płynący strumieniem (te zawsze jakimś cudem były szybsze od niego – co dziwne, bo był najsprawniejszym chłopakiem z okolicznych wsi) i ruszył w las razem z nieznajomą.

Nie rozmawiali. Dziewczyna uraczyła go tylko jednym przenikliwym spojrzeniem czarnych oczu i pociągnęła za rękę w bór.

– Jesteś z okolic? – zapytał w końcu.

Zupełnie nie przywykł do ciszy. Ponadto chciał w końcu usłyszeć głos przyszłej żony.

Nie odwróciła się nawet. Mężczyzna czuł się zmieszany – z jednej strony zaczynał robić się podejrzliwy, ale jednocześnie jego negatywne nastawienie koiło piękno dziewczyny. Czarne włosy ścięte krótko opadały na ramiona i kołysały się przy każdym ruchu tak samo jak lniana sukienka.

– Umiesz mówić? – fuknął i zatrzymał się gwałtownie.

Kobieta odwróciła się i spojrzała groźnie, puszczając jego dłoń.

– Umiem.

Hoseoka przebiegł dreszcz. Spojrzał uważnie na twarz osoby przed nim i doznał oświecenia.

– Czemu splotłeś wianek, skoro nie jesteś kobietą?

Nie udzielił odpowiedzi, tylko ruszył przed siebie, a drugi niewiele myśląc, podążył za nim. Szli więc głębiej w las, a w głowie Hoseoka nadal było więcej pytań niż odpowiedzi.

– Widziałem, jak tańczysz – powiedział po jakimś czasie nieznajomy. – To było imponujące.

– Dziękuję – odparł nadal skonsternowany. – A ty? Nie widziałem, żebyś tańczył.

– To nic. Nie ruszam się tak dobrze jak ty, ale możemy zatańczyć.

– Tutaj? Dlaczego?

– Nie, trochę dalej. Znam pewne przepiękne miejsce.

Mimo tego dziwnego zwrotu akcji, braku wyraźnego sensu dalszej eskapady i znikomości rozmowy, czuł się spokojny. Z jakiegoś niewiadomego powodu ufał mężczyźnie, że się nie zgubią. Coś zaczynało mu podpowiadać, że tak naprawdę nie jest on nawet taki zły i taka noc w jego towarzystwie to wcale nie taki głupi pomysł. Mimo iż z początku miał taki plan, już nie mógł mu się oprzeć i zawrócić do wioski. Chciał iść za nim.

Odetchnął głęboko. Czuł zapach żywicy, wilgotnej ściółki i wody. Niedaleko musi być jezioro.

Mężczyzna znów ujął go za rękę. Hoseok nie oponował. Wolał nie zgubić się sam w nieznanych okolicach. A jednak czuł spokój. Od jego towarzysza biła aura niezachwianej pewności. Nie potrafił mu nie ufać.

– Zaraz będziemy na miejscu – powiedział i odwrócił się do niego. Uśmiechnął się. Drugi odpowiedział tym samym.

– Nie mogę się doczekać – odparł prawdziwie, chociaż sam nie wiedział dlaczego.

Dłoń nieznajomego była chłodna i wilgotna, tak samo jak powietrze ich otaczające. Rześkie.

– Jak ci na imię? – zapytał Hoba.
– Yoongi.
– Pasuje ci.

paths // btsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz