Sobota 3.47
Z przerażeniem w oczach wyrwałam się z łóżka, kiedy głośno brzmiący dzwonek wybudził mnie ze snu w środku nocy. Złapałam za słuchawkę, nie zerkając na ekran telefonu.
– Słucham?
– Hej Jas, śpisz? – odezwał się wysoki głos.
– Jak myślisz? Spójrz na zegarek – odpowiedziałam, zerkając na zegar ścienny, wskazujący godzinę 3:47.
– Jest pierwszy dzień wakacji, nudziaro, myślałem że chociaż zaszalejesz z oglądaniem jakiegoś pornosa do samego rana – jego głos był co chwilę zagłuszany piskami i głośną muzyką.
– Jesteś obłąkany.
– A ty nudna.
– Mogłeś mi to powiedzieć jutro rano – burknęłam, sięgając po butelkę wody leżącą przy łóżku.
– Nie po to dzwonię, chce cie uprzedzić, że jutro wyciągam Cię na imprezę, masz imienne zaproszenie - wrzasnął do słuchawki po czym zaczął śpiewać lecącą w tle piosenkę.
To dopiero pierwszy dzień wakacji, a on prawdopodobnie juz po dzisiejszej imprezie zostanie uziemiony. Połączenie ze sobą restrykcyjnych rodziców oraz miłości do imprez i alkoholu bylo jego największym życiowym wyzwaniem.
– Jason, dobrze wiesz, że muszę opiekować się Victorem.
– Weź go ze sobą, znajdę mu zajęcie – polecił – w gruncie rzeczy byłby jedyną niepijącą osobą, więc mógłby nas odwieźć do domu.
– Może, jeśli do jutra uda mu się wyrobić prawo jazdy dla ośmiolatków – odparłam, kładąc się spowrotem na poduszkę – pogadamy o tym jutro.
– Będę jutro o 20. Dobranoc, nudziaro.
Nie zdążyłam odpowiedzieć, gdyż po jego słowach nastały 3 krótkie sygnały, oznajmiające zakończenie rozmowy. Zanim ostatecznie wróciłam do snu, sięgnęłam do szafki nocnej po zielone opakowanie z malutkimi tabletkami, po czym połknęłam jedną z nich, zapijając zimną wodą.
Sobota 11.40
Schodząc po drewnianych schodach na dół, poczułam intensywny zapach spalonego sera. Bez żadnych wątpliwości mogłam stwierdzić, że to sprawka mojego ojca. Peter Jones to człowiek, który byłby w stanie naprawić jakikolwiek sprzęt domowy jedynie za pomocą śrubokrętu, za to przygotowanie owsianki to dla niego katorżnicze zadanie.
Podeszłam powoli do blatu, po którego drugiej stronie stał oczywiście mój tata, wachlujący toster deską do krojenia. Uśmiechnęłam się na ten widok, a zestresowany ojciec odwrócił się po chwili i odetchnął z ulgą.
– Matko kochana, dziecko, pomóż mi, a nie się śmiejesz – powiedział szybko, nadal energicznie wachlując dymiący toster.
– Co ty z tym zrobiłeś? – spytałam rozbawiona, odłączając urządzenie od prądu.
– Ja tylko chciałem zrobić śniadanie, ale widzisz sama, że to cholerstwo nie działa – zdenerwowany odłożył deskę i zaczął pocierać czoło ręką.
– Mówiłam ci milion razy, żebyś sam się za to nie brał, tylko mnie wołał – sięgnęłam po drewniana łopatkę i zaczęłam zeskrobywać z tostera spalony ser.
– Potrafię robić tosty, po prostu toster był zepsuty – odpowiedział, szukając nerwowo w szafkach czegoś, co mógłby na szybko przygotować.
Spojrzałam z politowaniem na jego krzywą posturę spowodowaną ciągłą pracą przed komputerem. Jego długie i siwe włosy zasłaniały kark, który ojciec miał w zwyczaju obklejać tanimi plastrami z marketu po całym tygodniu pracy.
CZYTASZ
Venom
RomanceBanalna miłość to najpiękniejszy rodzaj miłości, tak jak w naszym przypadku. Nie możesz powiedzieć, że łączą nas wspólne zainteresowania, bo jesteśmy kompletnie inni, a i tak nie możemy się sobie oprzeć. Nie ma między nami nic szczególnego, a i tak...