rozdział VII

201 23 2
                                    

Ostatni raz przeciągnąłem pędzlem po płótnie i po odchyleniu swojej sylwetki do tyłu zacząłem analizować skończony obraz.
 
Wena przychodzi i odchodzi, znika, wraca, co mogę śmiało porównać do siedzącego obok mnie Janka, czytającego jedną z moich gazet. Przychodził przez kilka dni, a potem nie widziałem go na tyle długo, a zarazem krótko, iż zdążyłem się stęsknić.
 
 Obiecał, że zachowa ciszę na te kilkadziesiąt minut, podczas których uderzyło we mnie zbyt mocne natchnienie, abym mógł odłożyć dokończenie dzieła na później. Nie mogę zaprzeczyć, że obecność mężczyzny dodatkowo pobudzała moją wyobraźnię, wyzwalając na wierzch moje największe zdolności.
 
Zacząłem obraz kilka dni temu, jednak przerwałem, aby móc go dokończyć właśnie teraz, obok niego, przez co zapragnąłem wziąć nowe płótno i odwzorować jego pozę, rzucić więcej blasku słońca na te rumiane policzki, a następnie więcej czerwieni delikatnym wargom.
 
— Skończyłem — odparłem zadowolony. Z jednej strony zmieniłbym coś w nim, dodał, może ulepszył, ale takie myśli miewam zawsze, chcąc osiągnąć perfekcję. Wolę zostawić go tak jaki jest - świeży, nowopowstały i w stu procentach z moich pierwszych myśli.
 
Jan wstał i z małym uśmiechem podszedł do sztalugi, stając dosyć blisko mnie. Zastanawiam się czy jego skóra byłaby tak ciepła jak uśmiech, na którym zawiesiłem wzrok nieco za długo.
 
— Masz talent.
 
Odparł, a z tych dwóch słów płynęła czysta szczerość i zachwyt. Jego oczy analizowały każdy pojedynczy ruch pędzlem, szczegół, odcień, co wprawiło mnie w zakłopotanie i małą niepewność, czy oby na pewno nie popełniłem jakiegoś błędu i głupiej gafy.
 
— Miło mi to słyszeć. Napijesz się herbaty?
 
— Może innym razem? Wybacz, ale powinienem się zbierać, babcia czeka.
 
— Zawsze odmawiasz — zauważyłem. — Czyżbyś jej nie lubił? — uniosłem brwi, jednak bardziej w zaskoczeniu, niż podejrzliwości.
 
— W Brazylii wypiłem jej naprawdę dużo — zaśmiał się, lecz wyczułem nieco niezręczności w tym chichocie.
 
— Nie będę cię namawiał w takim razie — posłałem mu mały uśmiech, chcąc go nieco rozluźnić. Wyczułem spięcie jego sylwetki.
 
— To...do zobaczenia — puścił mi oczko, a ja mam nadzieję, że nie zaczerwieniłem się niczym nastolatek, pierwszy raz rozmawiający z obiektem westchnień.
 
— Uważaj na siebie — wymsknęło mi się. Czułem jakby to była moja odruchowa reakcja, kierowana do każdej bliskiej osoby, co jednak nie było prawdą i zrobiło mi się głupio. Najbardziej martwi mnie fakt, że nie doceniam najbliższych mi osób tak jak powinienem i często o nich zapominam, co muszę naprawić.
 
 
____________________
 
 
Dziś dosyć krótki przez brak czasu.
Będę starała się wstawiać po feriach kolejne jak najczęściej, jednak nic nie mogę obiecać.
 
Następny w sobotę, o ilę nic nie stanie mi na drodze.

Miłej nocy❤

wędrowiec | rośkaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz