Now | +18

849 50 11
                                    

Na wstępie chciałabym podziękować Ayako z @WriteILoveThis. Bez niej ten rozdział nie miałby sensu.

Wciąż w pozycji leżącej, schowany za niskimi krzaczkami chciałem przysłuchać się przemowie samego Jeon'a Jungkook'a. Najprawdopodobniej była to ostatnia rzecz, którą zrobię w tym życiu nim ci szaleńcy znowu mnie schwytają i tym razem rozszarpią jak lwy. Lider właśnie podnosił się po złożeniu pokłonu swoim poddanym. Ten ruch sprawił, że zyskał mój respekt. Nie każdy przywódca jest w stanie uratować życie tylu młodych mężczyzn, oddając im przy tym pełen szacunek. Pierwsze słowa, które padły z jego ust to powitanie wszystkich ocalałych, w szczególności tych, którym udało się powrócić do „domu" po długim cierpieniu. Jednocześnie oddał również hołd tym, którzy poświęcili się dla dobra reszty, lecz niestety nie przetrwali.
Czułem moje serce walące jak oszalałe w piersi. Kątem oka zauważyłem jak kolejna dwójka mężczyzn dołącza do grupy. 

Namjoon i Seokjin. 

Przystanęli na samym końcu. Widać było jak Namjoon rozgląda się wśród tłumu, zupełnie jakby kogoś szukał. Dosłownie chwilę później mój wzrok spotkał się z tym Seokjin'a. Nasze spojrzenia nie wymieniały się zbyt długo, gdyż w ataku paniki ukryłem się jeszcze bardziej za krzaczkami. Mimo ograniczonej teraz widoczności, nie dało się nie zauważyć, gdy Seokjin stuknął delikatnie Namjoon'a w ramię, po czym wyszeptał mu coś na ucho.

Miałem wrażenie, że zaraz naprawdę mnie zgarną i wystawią na pośmiewisko tuż obok swojego lidera.

Tak się jednak nie stało, gdyż Jungkook postanowił przejść do samej przemowy. Gdy oczy obozowych medyków skupiły swoją uwagę na przywódcy, podsunąłem się na rękach ciut wyżej, by znowu mieć dobry widok na całą sytuację.

- Widząc Was w tak licznej grupie uświadamiam sobie, że nie jesteśmy już tylko zwykłymi dzikusami. Jesteśmy ruchem, który koniec końców wyzwoli kraj spod ramienia naszego oprawcy. Gdy otrzymamy wolność, obiecuję wam, że wbijemy nóż w to okrutne, ignoranckie serce opozycji i zwyciężymy! Przywrócimy równe prawa dla wszystkich!

Jego słowa zostały chwilowo przerwane przez głośny okrzyk, który wydobył się z gardeł całego tłumu. Dźwięk był porównywalny z koncertem, na którym spora ilość fanów świetnie się bawiła.

- Nasza duma. To jedyne co nam zostało. Zostaliśmy pozbawieni godności, pod przykrywką choroby, epidemii, która niemal nas wymiotła. Mówię tu o wyginięciu. Życie i śmierć! My też jesteśmy zdolni do rewolucji! – kontynuował donośnym głosem Jungkook.

Złapałem się na rzadkim mruganiu oraz płytszych oddechach. Nie chciałem w żaden sposób zakłócić sobie tego, co dopływało do moich uszu. Pasja, z jaką przemawiał lider uderzyła też mnie. Oni naprawdę nie byli zdziczali. Walczyli jedynie o swoją wolność i o przetrwanie do następnego dnia. My, ci uprzywilejowani, mieliśmy wszystko. Prąd, czystą wodę, jedzenie, świeże ubrania, leki. Oni nie mieli nic, jedynie to, co udało im się ukraść. Całej przemowie klimatu nadawało chylące się ku zachodowi słońce. Pomarańczowa poświata idealnie komponowała się z atmosferą panującą na zgrupowaniu oraz z odgłosami wiwatu wydawanymi przez tłum.

W międzyczasie Jungkook zdążył wyjąć coś z kieszeni. Jego ręka zaraz powędrowała w górę, zupełnie jakby chciał ukazać ten przedmiot reszcie. Ci zamilkli. To coś było małe, jego ogromna dłoń przykrywała praktycznie całą rzecz. Przymrużyłem oczy, by zdobyć ostrość. Chciałem się dowiedzieć co to jest. Kolor tej rzeczy był równie pomarańczowy co znajdujące się blisko horyzontu słońce. Było tam również coś białego, co kompletnie kontrastowało z resztą przedmiotu.

We Are Animals | TaekookOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz