epilog

283 57 24
                                    

 Na wstępie chciałem podkreślić, że nie dostałem pracy w kawiarni. Wspominam o tym, żeby po raz pierwszy i ostatni podkreślić, że moje życie nie jest strzelbą Czechowa. Wszystko, co mnie spotyka, nie łączy się w płynną historię, którą można śledzić ze zniecierpliwieniem. To raczej zbiór upadków i niezrealizowanych celów. Czy ktoś naprawdę spodziewał się, że będzie inaczej?

Kilka tygodni po wyprowadzce udało mi się znaleźć psychiatrę. Dostałem bardzo silne leki, przez które ciężko mi było robić cokolwiek. Tkwiłem w pustym mieszkaniu, walcząc z mdłościami i sennością. Nie pamiętam z tego czasu niczego więcej.

Parę miesięcy później znalazło się dla mnie miejsce do terapeuty. Na szczęście byłem już nieco przytomniejszy i mogłem angażować się emocjonalnie w cały ten proces. A nie było łatwo, wiele wycierpiałem, żeby móc przestać patrzeć krytycznie na samego siebie i trochę bardziej obiektywnie patrzeć w przeszłość.

Dni mijały, a wraz z nimi pieniądze powoli się kończyły. Niechętnie przeglądałem oferty pracy, choć wiedziałem, że prędzej czy później będę musiał zacząć na siebie zarabiać. Nie wrócę do W., do domu tym bardziej.

Wreszcie udało mi się znaleźć pracę w knajpce na osiedlu w roli sprzątacza. Było to dosyć męczące, bo knajpkę prowadziły byczki z barami ledwo mieszczącymi się w drzwiach i serwujących kuchnię średniego smaku i jakości, ale bezpieczeństwo finansowe było w tym momencie dla mnie ważniejsze.

Jakiś czas później Mila napisała do mnie, czy nie szukam współlokatorki. Chciała się wynieść z W. po maturze i zacząć jakiś kurs zanim wybierze kierunek i zacznie studia.

Muszę przyznać, że ta decyzja nie należała do najłatwiejszych. Bo z jednej strony uwielbiałem Milę: miała mnóstwo zalet i mimo prowadzenia specyficznego trybu życia, potrafiła o siebie zadbać. Jednak bałem się, że przebywanie razem w czterech ścianach źle się dla nas skończy. Przez terapię i pracę byłem kłębkiem nerwów i kto wie, czy nie odbiłoby się to na naszych stosunkach. Długo biłem się z myślami, odkładałem rozmowę na później. Wreszcie zgodziłem się. Milce na pewno będzie łatwiej zacząć nowy etap w życiu, nie musząc dzielić lokum z przypadkową osobą, a ja nie będę skazany tylko na siebie. Poza tym podzielenie się opłatami wybawiało mnie z ekonomicznych obaw.

Tak więc wkrótce zyskałem współlokatorkę. Planowaliśmy jeszcze przemycić do siebie księżniczkę Kanaru, ale jej los zależał od rodziców Mili. W każdym razie mieszkanie razem okazało się całkiem okej. Jedyne na co mogłem narzekać to na ciągłe zwracanie mi uwagi o rzadkie mycie naczyń i ciągłe pytanie o wspólny jogging (to była akurat wina mojego lenistwa), poza tym żyliśmy względnie bezkonfliktowo.

Mila nie pytała o Modesta, ale pewnie wiedziała, że sprawa jest zamknięta. Chociaż w głębi duszy mogła liczyć, że sam opowiem jej jak to było.

A właściwie – jak to było? Oszukałem go, wyjechałem, a on nie chciał mnie znać. Przez jakiś tydzień dzwoniłem codziennie – nie odbierał. Przez to wszystko przestawałem wierzyć w słuszność swoich decyzji. Chciałem, żeby znowu było pięknie, chciałem wrócić do W, oddawać każdy dzień życia za te kilka godzin, kiedy mogliśmy być razem. Przyjęcie do wiadomości, że to nie może trwać wiecznie, zajęło mi mnóstwo czasu. Nie zliczę, ile razy wyciągałem z szafy torbę i bez namysłu pakowałem do niej przypadkowe rzeczy, tylko po to, aby chwilę później układać wszystko z powrotem na półkach. A prawda była taka, że W. było dla mnie tylko ucieczką od codzienności. Tam pierwszy raz zostałem przez kogoś pokochany, jako syn, jako przyjaciel, aż wreszcie jako kochanek. Fakt, że chciałem żyć gdzieś indziej, jednocześnie trzymając wszystkie te osoby przy sobie, pokazywał, ile jest we mnie egoizmu i idealistycznej głupoty.

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Jan 17, 2021 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

Jak można palić Lucky StrikeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz