Część druga: Słodki smak używek

15 0 0
                                    

Dostać się do zrujnowanej dzielnicy okazuje się trudniej, niż mi się wydawało. Zwłaszcza po tym, jak ledwo nie wypluwam własne organy próbując użyć "skrótu". Przez całą drogę trzęsę się jak ostatnia suka, więc niezmiernie się cieszę, gdy w polu mojego widzenia pojawia się znajomy, zdewastowany budynek, gdzie przez ostatni rok nadzwyczaj często się pojawiam. Ledwo przemieszczając się, dopełzam do drzwi.

- "Trzy, jeden, cztery, pięć, dwa..." - umowny kod, który wprowadzam, uderzając pięścią o metalowe drzwi, aż w końcu słyszę po drugiej stronie głośny tupot wraz z przekleństwami. Drzwi się otwierają przede mną, ukazując zamglonym oczom głównego dilera tego miasta. Widząc mnie, uśmiecha się. Oooo, znam ten wzrok.

- Popatrzcie tylko, kogo tu mamy, - z nieukrytą kpiną, wyśpiewa ten skurwiel. Trew, on również Samuel, on również Kordon. Wielgaśna drzazga w mej kiedyś kościstej dupie. Udany diler, mający towar na każde życzenie. Muszę przyznać, dziwi mnie jego moc omijania problemów z prawem z powodu jego "biznesu". Każda moja wizyta staje się dla niego kolejnym powodem do kpin i żartów o moim nie najlepszym stanie. No, w sumie i tak mam to w dupie. Nie jesteśmy kumplami, wcale nie. Nasza współpraca nie przekracza linii relacji narkomana i dilera, z pewnymi bonusami w postaci kiepskich żartów, kpin i tego typu rzeczy, pozwala mi to jednak czasami na wyproszenie rabatu na nadzwyczaj drogi towar. Zazwyczaj tę kostyczność wytrzymuje ze stoickim spokojem... Ale tym razem mam naprawdę niezłego skrętu, więc czasu, tak samo, jak i chęci na czarny humor mi brakuje.

- Dalej, stary, i bez twojego krzywego ryju jest mi niedobrze, - odzywam się z niezadowoleniem.

- Uuuu, czyżby wilczek postanowił gryźć? - w takie momenty wykręca mi się twarz. Ten jego durny zwyczaj dawać swoim klientom zwierzęce przezwiska wkurwia mnie do dziś. Z powodu ostrych zębów i dość agresywnego zachowania podczas głodu, również dostałem pewne przezwisko — Wilk. Ale kto się nie wkurwia podczas głodu? Tak czy owak, bardzo mi to nie przeszkadza. Tak naprawdę mam głęboko gdzieś to, jak mnie nazywa. W tego typu lokalach w ogóle rzadko kiedy używają imion, więc Kondor postanowił zostać jebanym zoologiem we własnej melinie. Mógłby przynajmniej rozdawać numerki — przynajmniej nie byłoby to aż tak pojebane.

- Posłałbym cię daleko w pizdę...

- Ale potrzebujesz nowej dawki, mam rację? - krzywię twarz, by natychmiast zgjąć się w pół z powodu oganiającego mnie bólu. - Wow, gówniana sprawa. Choć pokażę, co mogę ci zaoferować, póki mi przed drzwiami nie zwymiotowałeś, - przeklinam w myślach, lecz spieszę się wejść do środka.

***

- Masz, wybieraj, - Trew opiera się o biurko, wskazując na zawartość półek. Procedura ta jest mi dość dobrze znana, więc jakoś się nie martwię, że coś pójdzie źle. Wpatruje się, podobno arystokracie wybierając wyborne wino do dzisiejszej uczty, w słoiki z pigułkami i buteleczki z cieczą. Ręce się trzęsą, a duszą boleśnie boli, nie pozwalając mi się skupić.

- "Met, morfina, hydrokodon, heroina, kokaina, crack, LSD..." - Kordon patrzy na mnie z krzywym uśmiechem. Czuję, jak się we mnie wpatruję. Nic dziwnego, przecież nie zadaję żadnego pytania. Zbyt dobrze się orientuję w tym gównie. To wcale nie jest coś, czym chcę się chwalić. Po niedługim namyśle wybieram trzy z zaproponowanego mi asortymentu.

- Spid, opium i marki? Świetny wybór, przyjacielu, - Sam uśmiecha się, przeliczając oddaną przeze mnie kasę, póki ja wkładam swoje zakupy do kieszeni. - Jestem pod wrażeniem, że ty... - naszą "pogawędkę" przerywa głośny krzyk i następujące po nim odgłosy uderzeń. Trew cicho przeklina, rzucając się w stronę drzwi. Uśmiechając się, idę za nim. Będzie ciekawie. Najdalszy pokój w tym budynku był i zawsze będzie najohydniejszym miejscem, które widziałem. Tutaj gromadzą się tacy szaleńce, że bez dobrego umundurowania lepiej nawet blisko nie podchodzić. Moja ciekawość jednak każe mi iść równocześnie z Kordonem na górne piętro. Dana melina jest domem dla tych, którzy nie mają gdzie żyć, lecz mogą się przydać Samowi. Wszystko jest uczciwe — on daje im towar i miejsce pod dachem, oni zaś wykonują jego polecenia. Ale nie wszyscy tutejsze "domowniki" mogą pochwalić się zdrową psychiką.

Broken By Drugs [Tłumaczenie PL]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz