Rozdział I - Korposzczury.

1.9K 118 15
                                    

Osiem lat wcześniej, październik 2010.

Miałam dwadzieścia pięć lat i to był pierwszy wielki krok w dorosłość. Zaledwie miesiąc wcześniej poszłam do pracy, żeby w końcu sama zacząć na siebie zarabiać. Szwajcarska firma z branży spożywczej z oddziałem we Wrocławiu zatrudniła mnie, absolwentkę stosunków międzynarodowych na Uniwersytecie Wrocławskim, tylko dlatego, że nie znaleźli nikogo innego z doświadczeniem, kto znałby tyle języków, co ja. A wszystkie były im potrzebne.

Pierwszy miesiąc pracy był dla mnie wyzwaniem. Okazało się, że praca w korporacji zupełnie rozminęła się z moim wyobrażeniem o niej. Musiałam się uczyć cały czas i mieć oczy dookoła głowy. Dziewczyna, która przyszła do pracy razem ze mną, ale miała tu kuzynkę czy kogoś znajomego, ostrzegła mnie, że na początku nie można nikomu ufać, bo wszyscy będą chcieli cię sprawdzać. Niby nic dziwnego. Nowych zawsze się jakoś sprawdza czy są godni zaufania, ale ja nie miałam pojęcia, że to oznacza paskudny mobbing i wykorzystywanie młodszych pracowników do wszystkiego, a zwłaszcza do prac, których nikt inny nie chciał wykonywać.

I tak pracowałam po godzinach, mierzona litościwymi spojrzeniami „starych wyjadaczy", którzy wychodzili sobie do domu o szesnastej. A szczególnie jednego... Kierownika działu analiz, Tomka Czarcińskiego, który przedstawił mi się już w pierwszym tygodniu w pracy. No dobrze, wszyscy przedstawili mi się w ciągu pierwszego tygodnia pracy, ale tylko on... w taki sposób.

Moja kierowniczka wysłała mnie właśnie po Tomasza, bo spóźniał się na popołudniowy meeting.

– Idź, młoda, i zawołaj tego młotka. – Naprawdę tak powiedziała. – Tylko się nim nie przejmuj! On tak zawsze! – krzyknęła za mną. – A dlaczego miałabym się przejmować? – zdziwiłam się, ale nic nie odpowiedziałam, tylko poszłam do jego biura.

– Dzień dobry, Małgorzata prosi pana na meeting – wyrecytowałam od wejścia i... stanęłam jak wryta. Tomek okazał się całkiem młodym, jak na kierownika, i nieziemsko przystojnym szatynem z szelmowskim spojrzeniem szaroniebieskich oczu. I on właśnie się rozbierał! W panice chciałam wycofać się za drzwi, ale on podbiegł do mnie i je za mną zamknął, odcinając mi drogę ucieczki.

– Spokojnie, tylko zmienię koszulę i zaraz będę – powiedział i mnie wyminął, wracając w stronę swojego biurka, a mi pozostało tylko podziwiać jego idealnie wyrzeźbioną klatę i prawdziwy wypracowany sześciopak na brzuchu. Prawdopodobnie stałam tak i śliniłam się na jego widok przez chwilę, kiedy znowu się odezwał: – Ty pewnie jesteś ta nowa z działu komunikacji? – spytał, ale jego ton sugerował raczej przekonanie graniczące z pewnością.

– Tak – odparłam krótko, bo nawet jedno słowo, przy tym moim ślinotoku groziło prawdziwą katastrofą. Zachlapałabym mu całą wykładzinę w biurze. Wolałam więc milczeć. Dopiero po chwili gula w gardle ustąpiła i mogłam przełknąć tę nadprodukcję ślinianek. Odetchnęłam z ulgą. – To ja już może pójdę? – spytałam niezbyt pewnie.

– A na pewno chcesz iść? – znowu obrócił się w moją stronę, zapinając guziki koszuli, która dość mocno opinała się na jego ramionach. – Ile ten facet ćwiczy? – przemknęło mi przez myśl. No, chciałam iść, to pewne, ale z drugiej strony... – Nie! Dać się tak złapać w pierwszym tygodniu pracy, to jakieś samobójstwo! Przecież on pewnie w ten sam sposób „testuje" wszystkie nowe dziewczyny w firmie.

– Tak, powinnam – odparłam, trochę pewniej, czując już, że cała się spociłam, choć temperatura w biurze wcale nie przekraczała normy. – Skoro już pan wie, że czekamy ze spotkaniem, to zmykam.

– Żaden pan. Jestem Tomek – podszedł do mnie i podał mi rękę, a ja poczułam, że zaraz zemdleję, jeśli się szybko stamtąd nie ewakuuję.

– A ja Wanda – odparłam. – Dobrze, Tomku. Będziemy czekać w open space – dodałam i szybciutko stamtąd wyszłam.

Tomasz zupełnie nie zwracał na mnie uwagi na zebraniu. No bo i nie było na kogo. Ja byłam przecież tylko nowicjuszką pośród starych korporacyjnych wyjadaczy. Nie miałam nic do powiedzenia. Miałam się uczyć i pracować za innych. Od tamtego czasu raczej udawał, że mnie nie zna.

I ten Tomek właśnie od kilku dni intensywnie mi się przyglądał przed wyjściem z pracy. A dzisiaj... zatrzymał się, żeby ze mną porozmawiać.

NAMIĘTNOŚĆ BEZ GRANIC [WYDANA KSIĄŻKA I E-BOOK]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz