– Co słychać, Wando? – spytał Tomasz, który zaczepił mnie, wychodząc z pracy w piątek po południu. Nie mogłam przemóc zdziwienia. – Zagadał do mnie. On? Kierownik i taki przystojniak? Ale jak to? – Aż tak zajęta jesteś, że nie możesz mi odpowiedzieć? – nalegał, podczas kiedy ja nadal uparcie gapiłam się w ekran mojego monitora. W końcu przemogłam się i obróciłam się w jego stronę:
– Tak, jestem trochę zajęta. Jak widzisz, garuję tu po godzinach...
– Widzę, że zostajesz prawie codziennie – odparł, najwyraźniej nie zrażony moim brakiem entuzjazmu. – Ale mam nadzieję, że dziś szybko skończysz, bo chciałem cię zabrać wieczorem na Pasaż Niepolda*. Gołym okiem widać, że się przepracowujesz i nie masz w życiu ani odrobiny rozrywki – dodał, bezczelnie mnie taksując wzrokiem.
– Żartujesz? – Oburzyłam się. Teraz to naprawdę mnie wkurzył. Bezczelny typ. – Czy on myśli, że trafił na następną naiwną? Ciekawe co jeszcze po mnie widać „gołym okiem"? – zastanowiłam się. – Czego jeszcze się dowiem, zanim oznajmi mi, że interesuje go tylko „niezobowiązująca znajomość"?
– Ani trochę. Poważnie, myślę, że przyda ci się trochę rozrywki, młoda adeptko korporacyjnej roboty.
– Młoda? – Facet miał maksymalnie pięć-sześć lat więcej ode mnie. Jeśli jakimś cudem przekroczył trzydziestkę, musiało to być niedawno.
– Ode mnie młodsza – puścił do mnie oko. – I z mniejszym stażem w firmie. To jak będzie? O której mam po ciebie podjechać? – Zatkało mnie. On naprawdę nie dawał za wygraną. – Chyba oszalałam – pomyślałam, ale... w sumie co mi zależało? Nie miałam żadnego innego pomysłu na piątkowy wieczór, nie mówiąc już o całym weekendzie. I chyba rzeczywiście było to po mnie widać albo ten stary wyjadacz miał jakiś szósty zmysł, który mu mówił, że kobieta jest niewybawiona i wyposzczona. Przecież nie miałam tego wypisanego na plecach... ani gdzie indziej.
– Będę gotowa o dwudziestej – odparłam, linczując się w myślach za to, że zamiast wskoczyć w ciepłe kapcie i zaszyć się z książką w fotelu, mi się baletów zachciało.
– Świetnie. A adres mi podasz?
– Tak, jak zadzwonisz – odparłam poważnie.
– Widzę, że twarda z ciebie negocjatorka – Tomek uniósł brew. – Okej. Podaj mi swój numer.
– 789565122 – wyrecytowałam z pamięci.
– Powtórzysz? – Tomasz zrobił zdziwioną minę. Nie omieszkałam z tego skorzystać:
– Co? Kierownik działu analiz finansowych nie może zapamiętać ciągu dziewięciu cyfr? – zaśmiałam się. – Co to, to nie! Tak łatwo mu ze mną nie pójdzie...
– Mówiłem już, że twardo negocjujesz – zaśmiał się. – Powtórz, proszę. – Powtórzyłam mu swój numer i tym razem go zapisał. – Dzięki. Do zobaczenia o dwudziestej, Wando – puścił do mnie oko i wyszedł.
Kiedy zamknęły się za nim drzwi, dopiero zauważyłam, że trzęsą mi się kolana. – Ten paradujący klaun zrobił na mnie aż takie wrażenie? Jezu, Wanda, ale ci się standardy obniżyły z braku faceta... – westchnęłam i postarałam się skupić na robocie, żeby ją skończyć jak najszybciej.
Z biurowca wyszłam o osiemnastej, co i tak uznałam za dobry wynik. Szybko pojechałam do domu, po drodze kupiłam sobie coś ekspresowego do podgrzania. Trafiło na pierogi z Biedronki. W domu byłam przed dziewiętnastą, klnąc, na czym świat stoi. Nie przewidziałam piątkowych korków i kolejek w Biedronce, i teraz miałam bardzo mało czasu. Szybko więc podgrzałam sobie te pierogi i zjadłam kilka. Nie dałam rady więcej.
Wtedy zadzwonił Tomek z pytaniem o mój adres... No tak, musiałam mu powiedzieć, gdzie ma po mnie przyjechać. Kazałam mu zaczekać koło Biedronki. W końcu miała darmowy parking. Potem wpakowałam się pod prysznic, z rozpaczą przyglądając się moim nieogolonym nogom. No tak. W pracy w tym tygodniu paradowałam w spodniach. I się zemściło. Pozostało mi szybkie pociągnięcie maszynką pod prysznicem, licząc na to, że się nie skaleczę. Uff, jakoś się udało. Na depilację innych części ciała jednak nie starczyło już czasu...
Kiedy wyszłam z łazienki wpadłam w jeszcze większą panikę. – W co się ubrać? Przecież nie w spodnie i bluzkę do pracy... – Poza tym koniec października był zwyczajnie zimny, a ja nie miałam zamiaru świecić gołym tyłkiem i cyckami tylko po to, żeby potem brać tydzień chorobowego. Postawiłam na krótką i dopasowaną czarną sukienkę z długim rękawem, a do tego srebrne kryjące rajstopy. Szybkie spojrzenie na zegarek i okazało się, że prawie nie mam już czasu. Zamiast wieczorowego makijażu nałożyłam więc na twarz podkład matujący, pociągnęłam rzęsy tuszem, a usta ciemnoróżową szminką. Nie miałam czasu już nic robić z włosami, więc po prostu je rozczesałam i zostawiłam rozpuszczone, jak nigdy. W pracy miałam zwykle warkocz albo koka, bo tak było wygodniej, nie plątały się po twarzy.
Punktualnie o dwudziestej zadzwonił mój telefon. Odebrałam:
– Tak?
– Ja już jestem, ale jeśli każesz mi czekać przepisowe trzydzieści minut, aż się wyszykujesz, jestem na to przygotowany – zażartował sobie Tomasz.
– Zaskoczę cię, ale jestem już gotowa. Schodzę – poinformowałam go i się rozłączyłam. Wyszłam z budynku i skierowałam się na parking Biedronki, zastanawiając się kto kogo pierwszy wypatrzy. Przed sklepem zaczepiło mnie dwóch żuli:
– Piękna panienka da dwa złote na chleb – powiedział jeden.
– Nic z tego. Po pierwsze, nie mam gotówki, a po drugie, i tak byście chleba nie kupili.
– Co za jędza! – wydarł się drugi. – Taka młoda i taka wyszczekana! Za moich czasów... – Ale żul nie zdążył dokończyć, bo zaraz koło mnie stanął Tomasz i na jego widok tamci zrezygnowali i uciekli zaczepiać innych biedaków.
– Widzę, że gdzie nie pójdziesz, masz wielbicieli – zachichotał Tomek.
– Taka dzielnica, co poradzisz? – spytałam retorycznie.
Tomasz zaprowadził mnie do swojego auta i pojechaliśmy do centrum. Potem zaparkował swoje cudo (czarny Mercedes) na strzeżonym parkingu i dalej poszliśmy już na piechotkę. Chodzenie w szpilkach po kostce granitowej nie należy do najprzyjemniejszych, a Tomek, widząc jak się męczę, zaproponował mi swoje ramię, które musiałam przyjąć. Bez jego pomocy nie doszłabym na miejsce do północy...
– Tak więc, skoro już się bawimy... – stwierdził później, już na miejscu, przyciągając mnie do siebie w tańcu – to musisz mi koniecznie wyjaśnić, co takiego fajnego jest w siedzeniu w pracy w wieczora? – spytał z szelmowskim uśmiechem. I co miałam mu odpowiedzieć? Że nie mam z kim spędzać czasu inaczej?
*Pasaż Niepolda - za moich czasów studenckich (i trochę później też) - najbardziej imprezowe miejsce we Wrocławiu ;-)
CZYTASZ
NAMIĘTNOŚĆ BEZ GRANIC [WYDANA KSIĄŻKA I E-BOOK]
Romance[WYDANA KSIĄŻKA I E-BOOK] Romans/erotyk korporacyjny z humorem. 33-letnia Wanda, absolwentka stosunków międzynarodowych i poliglotka, od 8 lat pracuje w międzynarodowej korporacji i dużo podróżuje. Przez ten czas spotkała mnóstwo ciekawych ludzi, a...